Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Felietony

Dlaczego warto czytać? Odpowiada Jakub Ćwiek

Był czas, że regularnie jeździłem w góry. Czasem do znajomych, czasem na kwaterę, ale nieodmiennie z założeniem, że naładuję baterie, ruszając na szlaki, wędrując zalesionymi ścieżkami, łapiąc zadyszkę na ostrych podejściach czy popijając wodę na szczytach. Siadałem wówczas na kamieniu, patrzyłem na cudowny widok i mówiłem sobie, czasem w duchu, a czasem na głos: gdybym tylko tu mieszkał, robiłbym trasy codziennie. A potem zamieszkałem w górach na ponad rok i… na szlaku byłem raz. Trochę przypadkiem i bardzo niechętnie.

Podobna sytuacja miała miejsce, gdy decydowałem się na przeprowadzkę do Warszawy. Miałem wielkie plany do zrealizowania wspólnie z moim przyjacielem, Juhasem. Dwa twórcze umysły, zawsze, gdy się widywaliśmy, coś się działo, więc co by mogło, gdybyśmy byli bliżej siebie i mieli okazję do spotkania częściej niż trzy razy w roku? Nawet rozglądając się za mieszkaniem, szukałem takiego w jego okolicy. Miałem do niego siedem minut spacerem. I co? Przez dwa lata widzieliśmy się siedem razy, z czego cztery poza stolicą…

Czasem tak jest. Wydaje Ci się, że masz wszystko i tylko brać, ale jakoś nie korzystasz. Rzeczy na wyciągnięcie ręki nie wydają się ciekawe, atrakcyjne, poza tym zawsze możesz po nie sięgnąć, prawda? Więc skoro zawsze, to po co teraz? Jutro jest równie dobra pora, a teraz jakoś brakuje… No właśnie, czego?

Neil Gaiman mówiąc kiedyś o tym, po co nam biblioteki, mówił, że Internet może dać nam wszystkie odpowiedzi świata, ale to w bibliotekach, w książkach na półkach kryją się pytania. A bez pytań żadna odpowiedź nie ma znaczenia. Nie jest odpowiedzią, czymś, co kogoś konkretnego interesuje. Jest stwierdzeniem.

Myślę, że to jest właśnie główne zadanie wszelkich opowieści. Wzbudzić ciekawość, sprawić, że chcesz więcej. A im więcej chcesz, tym więcej musisz dać od siebie, bo książka tak właśnie działa – zrozumiesz tylko, jeśli w pewien sposób „dogadasz się” z autorem, zbudujesz więź. Dopytasz…

Swoją drogą, czy to nie niesamowite, że możesz odbyć rozmowę z człowiekiem często martwym od dekad?! I nie zawsze kończy się to jak w „Evil Dead” – odcinaniem sobie ręki i kasowaniem znajomych.

Sam się sobie dziwię, ale faktycznie pasuje mi utarty frazes, że książka to podróż w nowe, ciekawe miejsce, nowe, odmienne światy. To niewątpliwie fajne porównanie, bo można trochę je pociągnąć. Wiesz wtedy, że jeżeli idziesz deptakiem nieangażującej rozrywki, tam gdzie wszyscy i tak jak wszyscy, to jedyne, co cię czeka po drodze, to miniaturka Koloseum, tona ulotek i selfie pod każdym zabytkiem. Ale, ale… warto pamiętać, że tak naprawdę nieangażująca rozrywka zdarza się niezwykle rzadko. To taka, w której naprawdę nic nie zmieni ani Twoja, Czytelniku, wiedza, ani zaangażowanie. To książki skalkulowane na chłodno, by być kopią kogoś czy czegoś. Ale, mówiąc szczerze, nie dowiesz się tego, jeśli nie spróbujesz. Czasami w pozornie zgranym schemacie kryje się coś zupełnie odmieniającego gatunek, na turystycznym deptaku stoi ta jedna piękność, za którą chcesz pójść, jedno stoisko, gdzie kupisz najpiękniejszy na świecie i faktycznie jedyny taki suwenir. Tylko co z tego, jeśli nie nauczyłeś się języków, by do piękności zagadać, a wyjątkowości suwenira nie rozpoznałbyś za nic? Warto być gotowym na niezwykłą przygodę i liczyć na nią wszędzie i zawsze. Szukać. Czyli znowu, pytania, odpowiedzi i wynikające z nich kolejne pytania. Rozwój.

Wreszcie, i to chyba najważniejsze, warto pamiętać, że całe nasze życie to czyjeś opowieści i wizje. Ważne miejsca są ważne, bo coś tam się wydarzyło, a ktoś nam o tym opowiedział. Gdyby tylko się wydarzyło, nie miałoby znaczenia, nieważne jak heroiczne. Gdyby nie wydarzyło się w ogóle, ale opowieść byłaby dobra, odmieniłoby nasze życie i tak. Taką miałem refleksję, gdy podróżowałem teraz z grupą przyjaciół przez Stany w ramach projektu „Przez Stany POPświadomości”. Odwiedzaliśmy miejsca niezwykłe tylko swoją fikcyjną, nieprawdziwą historią, ale reagowaliśmy na nie nawet bardziej entuzjastycznie niż na piramidy czy wiele znanych nam dobrze „świadectw historii”. Co to oznacza? Nie ma znaczenia, czy przygoda naszego życia jest prawdziwa czy fikcyjna. Ważne, czy była na tyle dobra, by ją przeżyć. Tak, to słowo nie na darmo ma dwa znaczenia – przeżyć czyli przetrwać i wyjść z życiem, ale także pozwolić, by przez chwilę w nas żyła i zamieniła się w emocjonalne wspomnienie. Bo naprawdę nie potrafię powiedzieć, czy ważniejsza była dla mnie podróż stopem przez Europę czy podróż z hobbitami przez Śródziemie. Jedno i drugie tkwi mi w głowie jako przeżycie.

Siedzę teraz nad właśnie przeczytaną książką. Siedzę z butelką wody i patrzę przed siebie myśląc: gdybym tu żył…

Po czym dociera refleksja. Przecież żyję. Właśnie tu, na pograniczu opowieści, ze wszystkimi odpowiedziami przed sobą i pytaniami na wyciągnięcie ręki. Odpowiedzi zależą od pytań, pytania ode mnie. I historii jaką zaraz przeczytam.

Jakub Ćwiek – publikując od dekady, miksuje różne podgatunki fantastyki z mediami innymi niż literatura. Tak powstał filmowo-serialowy „Kłamca”, ukazujący kult gwiazd jako nową mitologię, rockowy „Dreszcz” będący komiksem zaserwowanym w postaci prozy, tworzący wizerunek polskiego superbohatera czy „Chłopcy”, którzy nawet z najwygodniejszego fotela zabierają czytelnika na pustą drogę ciągnącą się aż po horyzont. Łącznie osiemnaście tytułów. A gdy książki trafiają już do wydawnictwa, Kuba preleguje, podróżuje po świecie, grywa na gitarze, pisze teksty piosenek, scenariusze i felietony. Jego bohaterowie doczekali się komiksów, LARP-ów, filmów krótkometrażowych, adaptacji teatralnych, słuchowisk, gry karcianej i serii koszulek. Rock&Read; Festival pokazało nowy sposób zabawy literaturą i rockiem, a gdzieś pomiędzy tym wszystkim Ćwiek znalazł jeszcze czas, by uścisnąć ręce Bruce’a Willisa, Jossa Whedona i Stephena Kinga, założyć Browncoats of Poland oraz rozpocząć wydawanie „Bangarang Magazine”. Za opowiadanie „Bajka o trybach i powrotach” otrzymał Nagrodę Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla.