Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Felietony

Militarne science fiction, które powinniście znac

 

Na uwadze mając fakt, iż klasyka zasłużyła sobie na swoje miano, nie śmiem twierdzić, że współczesna literatura ją prześcignęła – zwłaszcza, że podejmowana problematyka zmienna jest, przemija, bądź przechodzi rewaloryzację. Nie inaczej jest z science fiction, które w niektórych – świetnych i uznanych dawniej – tytułach trąci myszką, a przy dzisiejszych osiągnięciach techniki wydaje się wręcz naiwne. Wyobraźnia nie zna jednak granic, mimo że wymyślne militaria fantastyki naukowej lat 60. czy 70. dziś mogą wydawać się błahe, przestarzałe i nieużytkowe. A skoro przy militariach, to warto także przedstawić kilka tytułów hard science fiction w sztafażu militarnym, które znać wypada, jeżeli się chce mieć jakiś ogląd na tę odmianę subgatunku.

„Kawaleria kosmosu”, Robert A. Heinlein

Większość fanów science fiction zapewne kojarzy film Paula Verhoevena „Żołnierze kosmosu”, który – choć traktowany z przymrużeniem oka – był całkiem ciekawą produkcją, ale to jego literacki pierwowzór zasługuje na prawdziwą pochwałę. Robert A. Heinlein był pisarzem niezwykle istotnym dla amerykańskiej literatury fantastycznonaukowej, a „Kawaleria kosmosu” to jedno z jego najlepszych dzieł. Narracja przenosi czytelnika w niesprecyzowaną przyszłość, mocno rozwiniętą, w której pełnię praw otrzymuje się nie po osiągnięciu określonego wieku, lecz po odbyciu służby wojskowej. Bohater utworu, niejaki Rico, decyduje się na nią, co wiąże się z wysłaniem na front. Nie jest to jednak pole walk na naszej planecie – młody rekrut trafia w obce regiony, gdzie musi stanąć naprzeciw śmiercionośnej rasie insektoidów. Niemniej, nie jest to wyłącznie rozrywkowa pozycja, bo Heinlein przemycił w niej bardzo sporą dawkę poważnych tematów, refleksji oraz krytyki – tego w filmowej adaptacji raczej nie sposób zobaczyć.

 

 

 

 

„Wojna starego człowieka”, John Scalzi

„Wojna starego człowieka” ma w sobie coś magnetyzującego, bo to przecież nie książka szczególnie wybitna – czerpie garściami z tradycji literatury hard science fiction (zresztą: nawet z wyżej wspomnianego tytułu), napisana jest prostym i zrozumiałym językiem, a większość scen to rozrywka w najczystszej postaci. Jednak John Scalzi udobruchał zarówno wymagających czytelników, jak i poszukiwaczy przyjemności – udało mu się tam przemycić kilka naprawdę głębokich przemyśleń, zaprezentować logiczny i spójny świat przedstawiony, ale cała wizja nie ma miejsc, w którym może nużyć odbiorcę. Opowieść o siedemdziesięciopięciolatku wstępującym do kosmicznych marines, przenoszącym swą jaźń do sztucznie wyhodowanego ciała oraz walczącego z obcymi, wrogo nastawionymi wobec ludzkości rasami, zdecydowanie warta jest poznania.

 

 

 

 

 

„Algorytm Wojny”, Michał Cholewa

Syn czołowego polskiego tłumacza zasługuje na uwagę nie ze względu na znanego w Fandomie ojca, lecz na własną twórczość, szczególnie militarny cykl science fiction „Algorytm Wojny”, składający się póki z czterech powieści (w odpowiedniej kolejności): „Gambit”, „Punkt cięcia”, „Forta” oraz „Inwit”. W jego wizji trzy potężne ludzkie strony toczyły ze sobą wojnę na powierzchniach planet oraz w przestrzeni gwiezdnej, dopóki nie nastał Dzień, czas, w którym Sztuczna Inteligencja – stworzona przez człowieka – została zaatakowana przez tajemniczy wirus i obróciła się przeciw stwórcom, niszcząc znany im świat. W realiach rozbitej cywilizacji przychodzi żyć i wypełniać rozkazy protagonistom – z jednej strony zmuszonym do walki z SI, z drugiej z przeciwnymi frakcjami. Sprawnie napisana, ciekawa fabularnie i z autentycznymi bohaterami – militarna SF jak się patrzy.

 

 

 

 

„Honor Harrington”, David Weber

Czyli typowa literatura rozrywkowa, w której kolejne tomy są praktycznie o tym samym, ale jeżeli ktoś ma ochotę na serię spektakularnych wydarzeń, wręcz heroicznych czynów, kosmicznych bitew, pościgów czy odbijania statków – to David Weber jest dla niego. Niemniej, to nie jakaś błahostka, to poprawnie napisana, sprawnie prowadzona fabularnie opowieść o karierze wojskowej pewnej kobiety, która nie tylko odnajduje tam sens życia, ale okazuje się dowódcą i wojownikiem niezastąpionym. Jeżeli ktoś przepada za lekką science fiction w militarnym sztafażu – cykl z Honor Harrington powinien się znaleźć na jego liście lektur.

 

 

 

 

 

„Wieczna wojna”, Joe Haldeman

Jeśli ktoś szuka ambitnej literatury fantastycznonaukowej w realiach militarnych, obok „Wiecznej wojny” Joego Haldemana obojętnie przejść nie może. Autor zmyślnie przedstawia świat przedstawiony, a dzięki protagoniście, który przeżywa dylatację czasu, prezentuje przemiany kulturowe oraz technologiczne, prócz tego pokazuje także, jaki wpływ na cywilizację ma trwająca setki lat wojna z obcą rasą. Haldeman porusza tutaj wiele problemów futurologicznych, zaś cała powieść raczej stanowi antymilitarny manifest i subtelną promocję pacyfistycznej postawy. Nie można też zapomnieć, że utwór na stałe wpisał się w kanon SF i zgarnął trzy najważniejsze nagrody literackie w zakresie fantastyki – a to nie byle co.

 

 

 

 

„Gra Endera”, Orson Scott Card

Zapewne wielu słyszało o adaptacji filmowej o tym samym tytule, która miała zasadniczo charakter kina familijnego – książka jest nieco inna, utrzymana w poważniejszej atmosferze i napisana piórem mistrza. Orson Scott Card stworzył dzieło w pewnym sensie przełomowe: na kartach powieści młody chłopiec musi nauczyć się odpowiedzialności, logistyki, strategicznego myślenia oraz tego, co się naprawdę w życiu liczy. Czytelnik śledzi jego wzloty i upadki, chłonie przemycaną przez Carda problematykę, a na końcu dostaje w twarz jednym z największych zaskoczeń w historii współczesnej literatury popularnej.

 

 

 

 

 

„Bill, bohater Galaktyki”, Harry Harrison

Oto satyra wysokiej próby, w której Harrison stara się podjąć swoistą polemikę z Heinleinowskimi koncepcjami. „Bill, bohater Galaktyki” to humorystyczna opowieść, pokazująca, że czasami chwalebne czyny mają drugie dno, zaś militaryzm nie prowadzi do pokoju. Harrison zarysowuje tu społeczeństwo imperialistyczne, żyjące w gorączce postępu zbrojeniowego, i mimo że wiele aspektów jest przedstawionych w poważnym kontekście, to sposób ich zobrazowanie znakomicie ironizuje znane nad z militarnej science fiction światy.

 

 

 

 

 

 

„Herezja Horusa”

Uniwersum Warhammer 40,000 ma także swe literackie oblicze, tworzone przez wielu pisarzy, a jedną z jego najciekawszych gałęzi jest „Herezja Horusa”. Ogromny międzygalaktyczny spór parunastu inteligentnych ras to niekończąca się seria wojen, potyczek, konfliktów interesów czy prób zdominowania jak największego terenu – i zrozumienie wszystkiego wymaga nie tylko wielkiego wkładu czasu, ale cierpliwości w wertowaniu stron z informacjami. A „Herezja Horusa” to zaledwie „mały” fragment tego wszystkiego, choć i okazja, aby zapoznać się po trosze z bogatymi realiami tego mocno zmilitaryzowanego wszechświata.

 

 

 

 

 

„Cicha wojna” i „Ogrody Słońca”, Paul McAuley

To mieszanka militarnej hard science fiction oraz fantastyki socjologicznej, ponieważ McAuley wiele uwagi poświęca realiom świata przedstawionego, podzielonego tu na dwa oddzielne obozy: Ziemię, gdzie przeludniające się miasta, rządzone są iście arystokratyczne rody, dążące do odtworzenia dawnego ekosystemu; oraz kolonię na księżycach Jowisza i Saturna, na których koloniści – potomkowie emigrantów politycznych – stworzyli samowystarczalne utopie. Jednak obie frakcje mają ogromne ambicje, a na drodze do wypełnienia ich planów stoją odmienni światopoglądowo przeciwnicy, dlatego układy i misje pokojowe nie mają szans, z kolei prawdziwy konflikt zbrojny wydaje się jedynym rozwiązaniem. Ciekawe, klarowne i przyjemne dzieło, które – mam wrażenie – przeszło bez większego echa – moim zdaniem, powinno być bardziej docenione, choć oczywiście to nie ambitna literatura najwyższych lotów, acz ma niejedno do przekazania.

 

 

„Łzy Diabła”, Magdalena Kozak

Wiele jest tytułów, które są bardziej wybitne w sferze fantastycznonaukowej powieści z militariami w roli głównej, ale jakoś do tego – nominowanego do Zajdla – utworu mam duży sentyment, a to wojskowe science fiction jak się patrzy, choć bez przesadnie futurystycznej technologii. Cała akcja dzieje się na obcej planecie, gdzie żyje rasa niemal identyczna do ludzi, lecz oddana prastarym tradycjom – zostaje nieco zmodernizowana przez technikę przywiezioną przez Ziemian, który o dziwo są tu raczej pokojowo nastawieni. Kozak wykorzystała w niezwykle ciekawy sposób jeden z toposów, znanych choćby z bajek ludowych – i co ważniejsze, cała wizja jest spójna, klarowna i logiczna, a przede wszystkim dająca do myślenia.

 

Gdyby komuś było mało, oczywiście tytułów spod znaku militarnego science fiction nie brakuje, żeby daleko nie szukać: „Dorsaj!” Gordona Dicksona, „Wojna wspomaganych” Davida Brina, „Star Carrier” Iana Douglasa, „Odyssey One” Evana Curriego czy „Red Rising” Pierce’a Browna.