Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Felietony

Młodzi monarchowie

Kwestie władzy to dziedzina w literaturze fantastycznej nad wyraz obszerna, a zarazem istotna i, niekiedy, kluczowa. Dowodzi tego chociażby treść „Władcy Pierścieni” czy „Opowieści z Narnii”, dwóch dzieł niebywale ważnych w wyznaczeniu kierunku mediewistycznego fantasy. W tym samym obrębie, acz w zupełnie innej formie i innym celu, motyw władzy przedstawia Mervyn Peake w cyklu „Gormenghast”, który też ma niemało wspólnego z przedstawianym tematem.

Tym razem przyjrzymy się kilku postaciom, które zostały intronizowane w młodym wieku – z woli własnej, dziedzictwa czy z przymusu – najczęściej w okresie przekraczania progu dorosłości. Brzemię władzy i odpowiedzialności nie jest lekkie i wywiera ogromny wpływ na rządzących, choć nierzadko ta rola jest marionetkowa – bądź do takiej zostaje w pewnym momencie sprowadzona, zwłaszcza jeżeli monarcha jest jeszcze niedoświadczony i mocno podatny na bodźce zewnętrzne. Nie można jednak zapomnieć, że zdarzają się również – czego nie wyłącznie literatura, a i historia, świadkiem – jednostki wybitne, zdolne nawet w młodym wieku udźwignąć ciężar berła. Dlatego poniżej przedstawiamy przykładowe modele nieleciwych władców, lekko zarysowujemy ich rysunki psychologiczne czy akcentujemy metamorfozy, jakie przechodzą w trakcie panowania, lecz nie stricte.

UWAGA: W tekście mogą występować spoilery, dlatego proszę czytać na własną odpowiedzialność całość, a żeby nie popsuć sobie zabawy, należy unikać poszczególnych fragmentów.

Na początek zaczniemy od czegoś, co lubi wielu polskich czytelników. Mowa oczywiście o „Wiedźminie”, a dokładniej Niedamirze, królu Caingorn, później zaś suzerenie Ligi z Hengfors. Niemniej nam zależy na czasach początku jego władania, czyli mniej więcej okresie, w którym przedstawiane są wydarzenia z „Granicy możliwości”. Wtedy to debiutuje na łamach cyklu i, osobiście, pojawia się po raz ostatni. Jaskier charakteryzuje go – między innymi – słowami: „Niedamir to szczeniak, który jeszcze się nie zaczął golić, ale już zdążył udowodnić, że nie opłaca się z nim zadzierać.” Dalszy przebieg wydarzeń i informacjipotwierdza słowa trubadura. Mimo że z wyglądu Niedamir nie jawi się przed czytelnikiem imponująco, to jego zachowanie – buta i znudzenie – potem natomiast zapowiedzi, ilustrują, że jest to persona nieustępliwa i wiedząca, iż posiada królewską moc, którą może dowoli szafować. Z jednej strony taki charakter władzy może być dla królestwa zgubny, lecz z drugiej, poprowadzony w dobrym kierunku, powinien sprawić, że państwo się umocni i będzie silne wewnętrznie. Tak zresztą stało się z dzierżawą Niedamira, lecz możemy się domyślać, iż sam władca moralnością nie grzeszy. Przykładem jest niedosłowna obietnica, złożona przez młodego króla – rzekł on, że zdobędzie królestwo Malleore, jak nie po dobroci, to siłą, zaś prawowitej dziedziczki tych ziem pozbędzie się, kiedy tylko urodzi mu potomka. W „Krwi elfów” dowiadujemy się, że Niedamir zjednoczył pod swoim berłem ościenne królestwa i zawiązał Ligę, notabene ma dwóch potomków z prawego łoża i jest wdowcem, mimo że wciąż cieszy się młodością – to sugeruje, że mu się powiodło oraz że poddał własne sumienie próbie. Jego władza, co możemy także wywnioskować z perspektywy następnych paru lat, okazała się dobra dla Niedamirowych dziedzin, bo – pomimo nie tak wielkich rozmiarów – plasują się one w czołówce najbogatszych państw świata.

Nie mniej ciekawą postacią jest Paul Atryda, wręcz urodzony monarcha, posiadający paletę cech niemal idealnego przywódcy. Jednak los chciał, że w wieku piętnastu lat, gdy jednocześnie stracił ojca, ledwo zdołał się wymknąć skrytobójcom. Zdany na łaskę nieprzyjaznej pustyni, wraz z matką, został zmuszony do tułaczki, która przypadkiem zaprowadziła ich do tubylczego ludu, Fremenów, gdzie wykazał się męstwem, a później przeszedł ciężkie treningi i niewiele lżejszą codzienność. Świadom swego dziedzictwa, nigdy nie zapomniał, gdzie jego miejsce oraz co mu się należy. Fremeni widząc jego zdolności i to, kim jest, uznali go za swego Mahdiego, mesjasza-proroka, który wyzwoli ich lud. Musiał co prawda jeszcze niemało razy się wykazać, ale ostatecznie stał się przywódcą owego „narodu”, odzyskał swe dziedzictwo i uwolnił Arrakis od jarzma tyranów. Zaskakujące, że odzyskując władzę na planecie, stał się równocześnie – oczywiście w przypadku dodatkowych, towarzyszących całemu zajściu wydarzeń – imperatorem, który w sposób niezwykle radykalny zaczął zaprowadzać we Wszechświecie własne porządki, co poskutkowało miliardami ofiar. Muad’Dib także i tego był świadom, dlatego w „Mesjaszu Diuny” często przeżywał związane z tym rozterki i dylematy, zaś przeciw niemu wywiązało się kilka stronnictw, w niektórych przypadkach nawet jego dawni towarzysze się odeń odwrócili. Prawdziwego załamania doznał jednak, kiedy zginęła najbliższa mu osoba – Chani. Niedługo potem odszedł na pustynię. Oczywiście, cała problematyka tego bohatera jest o wiele bardziej złożona, podobnie historia i relacje z innymi postaciami. Skupmy się jednak odrobinę na jego władzy. Z całą pewnością Paul był idealistą, który w pewnym momencie zbłądził, a dopiero na skutek przemyśleń i wyraźnych konsekwencji dostrzegł, że utopia, jaką próbuje zbudować w imperium, przeistacza się w antyutopię; sam zaś zaczął postrzegać siebie jako tyrana, bo przyznać trzeba, że – pomimo sympatii czytelnika – miał wiele krwi na rękach, w tym niemało należącej do niewinnych. W momencie przełomu, załamania wewnętrznego, postanowił wymierzyć sobie karę, która miała przynieść swoiste katharsis – tu się zatrzymajmy. Paul porzucił władzę i lud. Trudno określić czy to, co po sobie było lepsze, czy gorsze, od stanu sprzed jego rządów oraz reform.

Motyw władzy i jego anturaż w „Diunie” niewątpliwie do najłatwiejszych tematów nie należy, dlatego teraz nieco inny model monarchy – królowa Kelsea* z „Królowej Tearlingu” oraz „Inwazji na Tearling”. Kelsea poznajemy, gdy osiąga wiek dziewiętnastu lat i wie, że niedługo przybędą po nią strażnicy, którzy będą transportować ją do stolicy, gdzie ma się odbyć koronacja. Wychowywana w odosobnieniu, miejscu skrytym przed niebezpieczeństwami, żyje wizją świata wpojoną jej przez opiekunów. W pierwszej części jawi się czytelnikowi jako bohaterka bez skazy – niestety nie jest to aż tak pozytywne, jakby się mogło wydawać. Młoda, piękna, mądra, szlachetna i pełna pomysłów, mających zreformować obecny ustrój Tearlingu i doprowadzić do emancypacji uciśnionych warstw społecznych – taki obraz niezbyt dobrze nastraja odbiorcę. Naturalnie nie chodzi o to, że czytelnik to żądny krwi, okrucieństwa i zemst malkontent. Chodzi po prostu o fakt, iż tak idealna postać nie wydaje się zbytnio ludzka, przez co identyfikowanie się z nią – a jest ona protagonistką – staje się mocno utrudnione. Na szczęście przełom przychodzi w drugim tomie, gdzie Kelsea objawia przez czytelnikiem swe wady. Okazuje się, że nie do końca potrafi radzić sobie z władzą, a posiadana mądrość nie oznacza wcale, iż jednocześnie ma wyczucie, intuicję i doświadczenie. W takim przypadku, tzn. w obliczu ogromnego zagrożenia, szybko zaczyna szkolić się w przeróżnych dziedzinach, aby nadrobić małe ułomności.Dzięki temu sylwetka jest o wiele bardziej autentyczna, niż w pierwszym tomie. I chociaż zmaga się z wieloma komplikacjami, a jej dziedziny mogą niedługo ulec zagładzie, za wszelką cenę stara się obronić królestwo, na czym – podkreślmy – zyskują mieszkańcy i prowadzi to w pewnym sensie do optymistycznego rozwoju państwa.

Podobna sytuacja ma miejsce w „Studni Wstąpienia” oraz „Bohaterze Wieków”. Podobna, naturalnie, powinna być tu czytana, jako w pewnych elementach zbieżna, ponieważ Sanderson maluje obraz zupełnie innego świata, innych realiów oraz – co nas obecnie interesuje – inny model władcy. Ograniczmy się do Elenda, właściwie i tak jedynego młodego monarchy (wyłączając jego przyjaciela). Po śmierci Ostatniego Imperatora, gdy wielu możnych uciekło do swych rodowych miast, Elend Venture przejmuje władzę i ustanawia się królem. Czytelnicy zapewne pamiętają, że był on idealistą, tylko że w porównaniu z Kelsea jego program reformacyjny nie jest tak naiwny, a raczej nie jest dziecinnie prosty. Autor położył duży nacisk na tę kwestię, przez co strona prawna – oczywiście chodzi o kwestie prawne w fabule – mimo tego, iż została ledwie zarysowana i tak jest nader złożona. Elend przyczynił się między innymi do tego, że skaa, tłamszone i pomiatane pospólstwo, uzyskali własne przywileje i prawa. I chociaż miał zamiar wprowadzić monarchię dziedziczną, okazało się, że jego przeciwnicy wyłapali pewne kruczki, podburzyli lud oraz zażądali wolnej elekcji. W taki sposób chłopak, zmagający się jednocześnie z najeźdźcami atakującymi miasto,musiał stawić też czoło kandydatom do korony, a choć oswobodził skaa i starał się epatować zaufaniem, władczością czy sprawiedliwością, wyszło na jaw, że nie wszystko idzie po jego myśli. Nawiasem mówiąc, nawet postarał się o fachową nauczycielkę etykiety królewskiej – ale to nieco inna sfera, acz przenikająca się z rządami. Wracając do wyborów – Elend przegrał. I właśnie wtedy rozpoczęły się największe kłopoty, zaś miasto niemal upadło. Wówczas – wskutek wielu zdarzeń, których nie godzi się tu przytaczać – doszło do kulminacyjnego momentu, w którym młody – zdetronizowany – król omal nie stracił życia. Jednak na skutek pewnych działań przeżył, a nawet zyskał moc. Po czym – w ogromnym skrócie – podporządkował sobie obecnego monarchę oraz paru sąsiednich, tym samym stając się cesarzem. To, co nas jednak teraz interesuje to to, że zmienił się po tych wydarzeniach. Stał się dumnym, ale nie pysznym, stanowczym, pewnym siebie i dbającym o swe ideały władcą, który myśli przyszłościowo oraz nie daje ponieść się utopijnym marzeniom, choć z nich do końca nie rezygnuje, przede wszystkim atoli jest skory do największych poświęceń, aby ocalić swoje królestwo. Jak widzimy, Elend byłby idealnym władcą, niepozbawionym wad, acz sytuacja w jakiej się znalazł, nie pozwoliła mu za bardzo rozwinąć skrzydeł, co również ma fabularne plusy.

Między wierszami przytoczę model dość zwięzły, bo krótki na przestrzeni trzech tomów, podczas których owa postać mocno się rozwija. Mowa tu o Yarvim z „Pół króla”, chłopcu nad wyraz inteligentnym i sprytnym, szkolonym do tego, aby stać się swoistym połączeniem duchownego, królewskiego doradcy oraz dyplomaty. Jednak los chciał, że jego starszy brat i ojciec w jednej chwili zginęli, a rządzenie krajem przypadło mu w udziale. Dotychczas pomiatany przez swą ułomność Yarvi miał stać się monarchą.Kimś, kto poprowadzi lud do wielkich zwycięstw, lecz jego postura i umiejętności mówiły zgoła co innego. Młody król wprawdzie starał się, acz był bardzo podatny na sugestie i zdanie otaczających go towarzyszy, nie zawsze mających dobre intencje. I to go właśnie zgubiło, i tak szybko, jak zyskał koronę, tak szybko ją stracił – wyłącznie przez podszepty oraz postępowanie nazbyt szybkie, bez oparcia w planach. Taki model, choć nie marionetkowy, spotykany jest dość często – tu mamy bardzo młodego chłopca, który ufa o wiele bardziej doświadczonym, mądrzejszym i pozornie godnym zaufania (w swoim mniemaniu), przez co kończy, a raczej zaczyna, jak… Czytelnicy powinni sami to sprawdzić.

Na koniec pozostawiłem swego rodzaju dwugłos. Otóż postaram się w miarę klarownie przedstawić dwa – w pewnych kwestiach – podobne modele młodych władców. Pierwszym z nich będzie Joffrey Baratheon z „Pieśni Lodu i Ognia”, drugim z kolei Jorg Ancrath z „Rozbitego Imperium”. O ile ten Joffrey to postać, która rozkwitła dopiero po założeniu korony, o tyle Jorg stopniał po zdobyciu tronu, choć nie do końca. Obaj przejawiają skłonności masochistyczne, chociaż w Rozbitym Imperium bestialskie, ordynarne i okrutne zachowanie stoi na porządku dziennym, jest swego rodzaju normatywem, a nawet wymogiem, aby przeżyć. Dlatego, choć na pierwszych stronach czytelnik poznaje Jorga, jako potwora i jest nieco zaszokowany, to po przebrnięciu przez kilkaset stron dochodzi do wniosku, że nie jest on taki jedyny w swoim rodzaju. Słowem, krew leje się gęsto, mord goni mord, a podgrodzia miast usiane są trupami. W Siedmiu Królestwach brutalność też nie stanowi czegoś nowego, ale jednak ogranicza się ona do zaułków, ustronnych miejsc i obszarów objętych działaniami wojennymi bądź podjazdowymi. Joffreya poznajemy jako dość obiecującego księcia, potem jednak dostrzegamy, że coś w nim jest nie tak. Okazuje się, że jego psychika jest mocno skrzywiona, to socjopata, a gdy obejmuje władzę, wprowadza w swym królestwie bezlitosne – nawet dla „przyjaciół” – rządy terroru, z których czerpie mnóstwo przyjemności. Panuje żelazną ręką i budzi respekt, a gdy przychodzi co do czego, wychodzi na jaw, iż przybieranie przeróżnych masek to jego chleb powszedni – Bitwa nad Czarnym Nurtem jest tego świetnym przykładem. Podsumowując – z każdym dniem władania Joffreya dwór i ziemie staczały się ku upadkowi, zaś jedyną podporą dla rządów młodego tyrana były działania jego rodziny oraz sprzymierzeńców. Jak czytelnikom doskonale wiadomo, nienawiść mieszkańców i arystokratów doprowadziła do kulminacyjnego wydarzenia. Z Jorgiem jest na odwrót. Poznajemy go jako nieopanowanego, żądnego władzy i wojaczki chłopca, który uciekł z zamku ojca i postanowił sobie „pohasać”. Bezwzględny, ordynarny, brutalny i niepoprawny czternastolatek ma jednak ambicje, postanawia sięgnąć władzy najwyższej – cesarskiej. Po drodze do zdobycia musi wiele się napracować – i ostrzem, i sprytem, chociaż często jawi się czytelnikowi jako łopatologicznie myślący imbecyl, ale to tylko pozory. Okazuje się, że pod grubą skórą ma i niemały intelekt, i… dobre serce, co ujawnia dopiero z czasem. Im większą władzę w brutalny sposób zyskujeJorg, tym bardziej staje się ludzki dla podwładnych i sprzymierzeńców. W pewnym momencie nawet pomaga chłopom, których wcześniej bez zastanowienia oraz po prostu dla rozrywki nadziałby na pal. W tym przypadku widzimy, że władza nie deprawuje, lecz wręcz naprawia. Postać Jorga jest jednak dużo bardziej złożona i wpływają na niego dość specyficzne bodźce – o tym natomiast w książkach.

Zabrakło tu stricte marionetkowego monarchy, dlatego przytoczę postać ze źródła obfitującego w przeróżne modele władców, czyli „Pieśń Lodu i Ognia”. Dla znających treść, chodzi oczywiście o Tommena Baratheona, bardzo młodego króla, który praktycznie ogranicza się do roli reprezentacyjnej oraz potwierdza dekrety, gdy tymczasem państwem rządzi mała rada z jego matką – regentką na czele, a przez chwilę przewodniczy im Kevan Lannister, Lord Protektor, lecz… cóż… Dodajmy jeszcze, co istotne, że Tommen jest zasadniczo osobą miłą, nieco strachliwą oraz podatną na wpływy innych, szczególnie swej żony. Jeżeli chodzi o przytoczenie marionetkowego przykładu, na tym powinniśmy skończyć. Wspomnijmy jednak, aby zarys był pełniejszy, o modelach – wciąż z „Pieśni Lodu i Ognia” – młodych władców takich, jak Robb – odważny, honorowy, sprawiedliwy, lecz targany uczuciami i porywczy. Z drugiej strony mamy jednak Daenerys, wychowaną z dala od rodzinnego domu, ciągle przemieszczającą się i zawsze opanowaną – na początku była niewinna i przepełniona strachem, acz z czasem staje się zdecydowana oraz twarda. Naturalnie, nie jest pozbawiona wad, a jedną z nich jest częste zbaczanie z obranej drogi i wybór okrężnej ścieżki do celu.

Na tym oczywiście nie kończą się modele młodych władców. Zasadniczo każdy jest indywidualny, lecz często spotyka się quasi-archetypowe typy, skrojone pod pewną, dopasowującą się do kilku monarchów, miarę. Powyżej mamy zaledwie parę wyrazistych przykładów, które mam nadzieję odkryją nieco temat przedstawiania wizerunku młodych suzerenów czy seniorów w literaturze fantastycznej.

*Kelsea – nie odmienia się przez przypadki.