Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Felietony

Przekuć mit

Opowieści krążą wokół nas odkąd tylko wykształciliśmy aparat mowy, a zapewne i wcześniej w innych, być może bardziej wykwintnych formach. W nas samych i naszych przodkach żyły od zawsze, ponieważ cieszymy się darem wyobraźni oraz drzemiącej w niej mocy twórczej i odtwórczej, które pozwalają imaginować to, co jest i to, czego nie ma. Stwarzamy mity, legendy, podania, wspominki czy bajki – a potem one wyruszają w świat, przybierają rozmaite kształtów, a także mieszają się ze sobą, kreując jeszcze inne, osobliwe bądź logiczniejsze konstrukty (trzeba mieć świadomość, że to zaledwie nikły ułamek procentu tego, co w taki sposób wytwarzamy). Słowem – złożone procesy opowieściotwórcze nie mają granic i wręcz nie podlegają holistycznemu zbadaniu. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kontekst czy indywidualna interpretacja. I w taki sposób opowieść odczytywana jest jako swoiste „perpetuum mobile”, literatura nieskończoności.

ostatniezyczenieJedną z formuł przekształcania literatury folkloru oraz popularnej jest retelling*, czyli opowiedzenie na nowo konkretnej opowieści, najczęściej za pomocą strawestowania tekstu. Jednym z najczęstszych współcześnie retellingów jest napisanie na nowo baśni („Wiedźmin” A. Sapkowski), legendy („Śmierć Artura” T. Malory) bądź mitu („Mitologia nordycka” N. Gaiman), ale zdarza się też opowiadanie (motyw Jadis z „Opowieści z Narnii” C.S. Lewis) – i chociaż nierzadko natrafić na euhemeryzację utworu, to i tak największą popularnością (świadomą czy nie) cieszą się wykorzystywane tak fragmenty. Wspomniany tutaj Sapkowski w tekście „Okruch lodu” korzysta z tego samego wycinka, co Lewis, w tle umieszczając – i to w formie swoistego wierzenia – królową w saniach, co drobinki szkła rozsiewa, a ten, któremu taka drobinka dotrze do serca, zaczyna podążać w śmiercionośnej podróży za ową monarchinią. Intertekstualność, mam nadzieję dla wszystkich jest tutaj oczywista i wręcz trywialna, odwołująca się do klasycznego opowiadania „Królowa Śniegu” H.C. Andersena, a trzeba wiedzieć, że Sapkowski takowych odwołań sieje w swych tekstach długie linie, zresztą jego metodą twórczą na pierwsze krótkie formy była euhemeryzacja**.

Ciekawym przypadkiem pisarza wykorzystującego retelling jest Michael Cunningham, którego „Królowa Śniegu” oraz – ale w mniejszym stopniu – „Dziki łabędź i inne baśnie” stanowią obdarte z baśniowego sztafażu opowieści, których nie można jednak odsunąć z tego kręgu literackiego. Pierwsza z wymienionych wprawdzie nie stanowi aż tak mocno zaakcentowanego „opowiedzenia na nowo”, lecz skrycie jest mocno zakorzeniona w motywach opowiadania Andersena. Co innego z „Dzikim…”, który ewidentnie jest strawestowanym utworem na bazie „Pięknej i Bestii” czy „Sześciu łabędzi”, baśni zebranych przez braci Grimm. Wcale często – w swych tekstach – spogląda on na bajkowe archetypy z drugiej strony, przełamuje swoiste toposy i przeciska je przez filtry współczesnej rzeczywistości. Niemniej jest to wykorzystanie albo przekształcenie motywów fabularnych, a wspomnieć wypada, że są jeszcze zupełnie inne.

bogowiegaimanaJak chociażby sztafażowe, gdzie – przykładowo – kluczowy element mitu czy podania staje się komponentem zasadniczym w opowieści, bądź pośrednim, choć też wpleciony zostaje wyłącznie jako cząstka tła. Pierwszy i drugi wariant – bo czasem trudno wydzielić im wyraźną granicę – można odnaleźć, choćby u Gaimana w „Amerykańskich bogach” (zaznajomieni z tytułem zapewne zdają sobie sprawę z powiązań), na kartach, których pojawiają się wręcz zdemitologizowane bóstwa; oraz w „Dobrym omenie” (napisanej wraz z mistrzem T. Pratchettem), gdzie główne nuty odgrywają motywy biblijne. Podobnie działali albo wciąż działają – zagraniczni – Emma Bull w „Wojnie o dąb” (elementy przede wszystkim z folkloru celtyckiego), Kevin Hearne i cykl „Kroniki Żelaznego Druida” (co tylko się dało z ludowych – i nie tylko – wierzeń), czy Thomas Ligotti w „Ostatnia przygoda Alicji” (jak sama nazwa wskazuje). Z naszych rodzimych natomiast Andrzej Sapkowski w „Złotym popołudniu” (zabawił się motywami z „Alicji w Krainie Czarów”, szczególnie Kotem z Cheshire), Jakub Ćwiek w „Kłamcy” (mitologie świata ogółem) czy Aneta Jadowska w seriach z Thornverse (np. w „Akuszerze bogów” wplata wątki z mitologii wikingów).

Jeżeli chodzi o trzeci i ostatni wariant – pod który wiele z powyżej wspomnianych też dałoby się podciągnąć, ale pozostańmy raczej przy jego czystej formie – nie brakuje tytułów, bowiem mity, podania, literatura innych autorów, baśnie czy legendy zawsze żyją w ludziach i nie sposób całkowicie je wyplenić, a twórcom czasem aż trudno nie umieścić czegoś odwołującego się pośrednio bądź bezpośrednio do konkretnej literatury, a nierzadko i inszych mediów. Jeżeli mowa o intertekstualności to wspominany wielokrotnie Sapkowski jest bodaj najlepszym tego przykładem na naszym podwórku, żeby nie być gołosłownym, „rzucam” konkret: bogini Freya w cyklu wiedźmińskim, patronka ludu quasi-wikingów (wszystko powinno być dalej jasne); nawet Melitele, Wszechmatka, nie jest tworem całkowicie autorskim, wręcz przeciwnie – to kompilacja bałtyjskiego bóstwa agrarnego o tym samym imieniu oraz kultu Wielkiej Bogini, znanego w wielu kręgach wierzeniowych. Innym ciekawym przykładem może być Jarosław Grzędowicz, który na karty „Pana Lodowego Ogrodu” przeniósł motywy z malowidła Hieronima Boscha – „Ogród Rozkoszy Ziemskich”. Niemniej, ten element jest znaczący w finale pierwszego tomu, lecz pełni rolę tła dla czynów protagonisty, a wykorzystanie go jest jasno – fabularnie – określone.

gromZ odrobinę świeższych utworów, Krew i stal oraz Grom i szkwał” Jacka Łukawskiego, czyli modelowo wykorzystanie trzeciego wariantu zapożyczania elementów z folkloru. Ciekawie wygląda ten tytuł nie tylko ze względu na fabularny szkielet, odwołujący się do klasycznej fantasy, ale też ze względu na retelling motywów z folkloru słowiańskiego (zresztą – nie tylko, lecz przede wszystkim). W uniwersum wykreowanym przez Łukawskiego natknąć się możemy na istoty dość rzadko występujące w literaturze popularnej, rzecz jasna w takich ilościach. Bodaj jedynie Sapkowski liczniej szafował w swych cyklach („Trylogii husyckiej” i opowieściach o wiedźminie) słowiańszczyzną – mówimy o mediewistycznym klimacie – Łukawski zaś nie stroni od wykorzystywania dziwożon, wił, czartów, południc czy nocnic, ale jego świat jeszcze się rozbudowuje.

Jak widać retelling to bardzo wdzięczna metoda na ponowne tchnięcie życia w stare opowieści, autorzy wykorzystują ją od starożytności, czego znakomitym przykładem jest „Epos o Gilgameszu”, a może i od prehistorii, choć to stwierdzenie wydaje się nad wyraz. Moda na trawestowanie wciąż nie mija, co cieszy, ale podkreśla zarazem, że coraz częściej powstawać będą utwory w poetyce „literatury gatunku”, aniżeli „literatury artystycznej”. Na usprawiedliwienie można tylko dodać, że z każdym dziełem – tych zaś przybywa rocznie ilość iście gargantuiczna – coraz trudniej uzyskać oryginalny efekt, a jeżeli już się udaje w jednym aspekcie, to jest się powtarzalnym albo wtórnym w drugim, i trzecim, i czwartym…

* Termin zastosowany i spopularyzowany przez Andrzeja Sapkowskiego – określający specyficzną poetykę tworzenia dzieła literackiego. Hasło „Retelling, czyli »jak było naprawdę«”, [w:] Sapkowskiego A., „Rękopis znaleziony w smoczej jaskini”, Warszawa 2001, s. 39. Ewentualnie wyrazem synonimicznym będzie tu „rewriting”.

** Por. https://www.youtube.com/watch?v=fxlo5z9a6fU, [30.01.2017].