Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Twórczość Konkursowa

Mały człowiek może mieć wielką duszę [II miejsce w Fallathańskim konkursie literackim]

Słońce właśnie wschodziło. Pola pokryte były świeżą warstwą śnieżnego puchu. Śnieg nie przestawał sypać od ponad 3 dni. Pomimo tego na zboczu wzgórza można było ujrzeć lekkie ślady, pozostawione przez zjeżdżające, na workach po ziemniakach, dzieci.  Na jego szczycie stała zakapturzona postać. Przypominała człowieka, jednakże od pasa w dół, rozciągało się wspaniałe końskie ciało. Cril, bo tak na imię było centaurzycy, zachwycała się widokiem przedmieścia, dopóki nie dobiegł jej mocny głos:
-Ej ty! Stoisz tak czy wchodzisz do miasta?

Cril pomyślała, że Straż Miejska miasta Solinde nigdy nie nauczy się dobrych manier.
– Panie władzo, proszę grzeczniej. Po prostu zachwycałam się widokiem przedmieścia.
– A, czym tu jest się zachwycać? Sam motłoch tu mieszka, biedacy i inne ścierwa, które nam potem podkop pod murami robią i do miasta włażą żebrać. A niech ich Pradawne Potęgi pochłoną, tfu.
– Nie chcę mi się z panem o tym dyskutować. Mogę wejść czy coś nie tak z moimi dokumentami?
– Właź kobyło i nie zaprzątaj mi głowy.
Psia krew! Ten mały, gruby oficerek śmiał ją nazwać kobyłą! Cril jednak powstrzymała się przed wybuchem złości. Jeszcze tego brakowało, aby ją wpakowali do więzienia albo zabili za to, że nauczyłaby tego idiotę paru dobrych manier. Spojrzała po raz ostatni na słońce wschodzące nad przedmieściami, po czym przeszła przez bramy do miasta.
Swoje kroki w Solinde od razu skierowała do pobliskiej karczmy. Musiała przeczekać gdzieś przez parę dni, dopóki nie zakupi mieszkania. Znalazła wolny stolik, po czym skinęła na kelnera.
– Cóż mogę podać, pani?
– Poproszę jajecznicę na boczku i gorą… zaraz! Skąd ty się tu wziąłeś mały?! – Kelner był małym chłopcem, który mógł mieć, co najwyżej 5 lat.
– Pracuję tutaj proszę pani.
– Dlaczego?
– Ponieważ tatuś nie żyje, a mamusia jest zbyt chora, aby iść do pracy.
– Acald! Ruszaj się albo nie dostaniesz wypłaty! A o jedzeniu możesz dzisiaj w ogóle zapomnieć! – Głos Karczmarza zadudnił wokoło.
– Cóż mogę podać, pani?
-Jajecznicę na boczku i gorącą czekoladę. Bądź też tak miły i poproś do mnie karczmarza.
-Tak proszę pani.

Chłopiec oddalił się w kierunku kuchni, aby przekazać zamówienie. Chwilę później krzątał się po sali i przyjmował kolejne zamówienia. Karczmarz podszedł do Cril, ukłonił się i powiedział:
– Witaj jaśnie pani. Jak mogę ci pomóc?
– Siadaj.
– Ależ droga pani, nie wypada siadać, gdy kobieta stoi…
– Dobrze wiesz, dlaczego nie mogę usiąść. Siadaj w tej chwili. – Warknęła.
– Więc, jak mogę pani pomóc?
– Drogi Karczmarzu, pamiętasz moją ostatnią wizytę u ciebie?
-Jakże mógłbym zapomnieć. O mało życia nie straciłem!
– A pamiętasz, dlaczego musiałam ratować twą nędzą rzyć?
– Bo niewolnikami handlowałem… z banitami. Ale już tego nie robię, droga pani, przysięgam na Pradawne Potęgi!
– Obiecałeś mi coś jeszcze. Przypomnieć Ci?
– Co? Ja nic nie obiecywałem!
– Słuchaj no, kupo gnoju! – Ręka Cril powędrowała ku sztyletowi i jednym machnięciem znalazła się przy szyi karczmarza. –  Skoro aż tak kiepska twa pamięć to Ci przypomnę! Oprócz handlu niewolnikami, zabroniłam Ci posiadania choćby jednego, tyciutkiego niewolnika, pamiętasz?!
– Acald to nie niewolnik, tylko pracownik no. Przecież mu płacę.
– Jest niepełnoletni, więc nie może pracować. Nawet, jeżeli mu płacisz to wedle prawa jest niewolnikiem! Poza tym znam Cię za dobrze i nie uwierzę w twoją wielkoduszność. Po kolacji zabieram malca ze sobą. I spróbuj mi zgłosić to komukolwiek, to zatłukę Cię jak psa, zrozumiano?!
– Yhym – karczmarz z trudem przełknął ślinę. Po chwili czuć było od niego smród nie do zniesienia. Narobił w spodnie.
– Proszę pani. Oto jajecznica i czekolada. Mogę jeszcze jakoś pomóc? – Malec był nadzwyczaj uprzejmy. Czuć było, że nie jest to wymuszone uczucie.
– Tak. Usiądź ze mną i zjedz. Karczmarzu przynieś no, drugi kubek i dodatkową porcję. Tylko szybko, a potem zniknij mi z oczu.
– Tak jaśnie pani. – Odpowiedział karczmarz, po czym szybko wykonał polecenie i uciekł w stronę swoich pokoi.
    Cril razem, z Acaldem zaczęła jeść. Malec pochłaniał łapczywie, prawie, że nie gryząc. Wylizał do końca talerz, dopił kakao i uśmiechnął się od ucha do ucha. Cril postanowiła skorzystać z okazji, że chłopiec ma pustą buzię i zaczęła go wypytywać.
– Mówiłeś, że tatuś nie żyje?
– Tak. Umarł zeszłej zimy. Mamusia mówiła, że ze starości, ale tatuś przed śmiercią pluł krwią i często wymiotował. A teraz z mamusią dzieje się to samo…
– Nie martw się. Coś na to poradzimy. Gdzie mieszkasz?
– Za bramami miasta, na przedmieściach. Ale dawno mnie tam nie było, bo cały czas pracowałem. Karczmarz to zły człowiek. Nie dawał mi pieniędzy, a czasami kazał kłaść się spać bez kolacji… w dzień też mało mi dawał.
– Acald, to już przeszłość. Zabieram Cię ze sobą. Postaram się pomóc tobie i twojej mamie, dobrze?
– Naprawdę? – Oczy malca zrobiły się ogromne – tak bardzo pani dziękuję! Jak się pani nazywa?
– Mów mi Cril.

***

Szli spokojnie, jak równy z równym. Centaurzyca i mały chłopiec. Podczas podróży do jego domu dużo rozmawiali.
– Cril, myślisz, że wszyscy ludzie są źli?
– Nie, nie są. Tak samo jak nie wszystkie istoty są złe. Są też i dobre.
– Ja chyba wiem jak to jest.
– Słucham.
– To jest tak, że jest w nas tyle samo zła i dobra. I to my decydujemy o tym jacy będziemy. Jak jest więcej złych uczynków to człowiek staje się zły. Im bardziej w to brnie tym bardziej zło go przenika. Tak samo jest z dobrem.
– To bardzo mądre co mówisz Acald. Naprawdę, bardzo mądre.
– O! Już jest! O tam, widzisz?! Mój dom! – chłopiec nie wytrzymał i ruszył biegiem do domu.
– Zaiste prawdą jest co powiadają. Mały człowiek, może mieć wielką duszę. – mruknęła Cril do siebie pod nosem, po czym popędziła za swoim małym towarzyszem.

***

20 lat późnie Acald był znany w całym Fallathanie. Mówiono o nim, że jest jednym z najpotężniejszych magów, który ponadto posiada wielką wiedzę na temat filozofii. Uczył ludzi i inne istoty szacunku do siebie nawzajem. Dzięki niemu zażegnano kilka dużych konfliktów, zarówno rasowych jak i wojennych. A komu zawdzięczał swój sukces? Cril, centaurzycy, która uwierzyła w niego oraz w to, że „Mały człowiek może mieć wielką duszę”. Sfinansowała mu studia na Uniwersytecie oraz zapewniła leczenie, a następnie pracę jego matce. Choć pozostała w cieniu swojego przyjaciela, on zawsze podkreślał jak wiele dla niego zrobiła. Cril widząc, jak dobrze Acald radzi w sobie w dorosłym życiu, opuściła go i wyruszyła na poszukiwanie kolejnego małego człowieka o wielkiej duszy.

Cril