Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Twórczość Konkursowa

Niekoniecznie o Kobiecie – Marcin Ptasznik Zdobywca Drugiego Miejsca w Konkursie „Granicą jest wyobraźnia”

Niekoniecznie o kobiecie

– W co ty właściwie wierzysz? W Boga? W wielkiego Cthulhu? Jesteś żałosny. Prostak, któremu do szczęścia potrzeba jedynie wiary, baby i żarcia. Jaką głupią kobietą musiała być twoja matka, żeby nie pozbyć się czegoś takiego jak ty zaraz po poczęciu! Nie, nie przerywaj mi. Teraz ja mówię, a ty słuchasz. Nie mam zamiaru kłócić się z twoimi durnymi przekonaniami, o nie. Ja po prostu udowadniam ci moją niekwestionowaną wyższość.
Alicja posłała rozmówcy pogardliwe spojrzenie i pociągnęła łyk piwa ze szklanego kufla. Piotr milczał z dyskretnym uśmiechem na twarzy i z żywym zainteresowaniem wpatrywał się w soczystą pieczeń leżącą przed nim w głębokim talerzu.
Znajdowali się w barze, o ile barem można było nazwać średnio zachęcającą knajpę przy drodze. Ona była złodziejką z paroma zabójstwami na koncie. On, skromny kierowca autobusu, oczywiście o tym nie wiedział. Został zatrudniony przez Alicję w celu dowiezienia jej oraz innych członków akcji pod bank. Jednak misternie uknuty plan nie wypalił i wspólnicy złodziejki zostali złapani przez policję. Ona sama w ostatniej wręcz chwili rozkazała Piotrowi wyjeżdżać z miasta w kierunku granicy, na co mężczyzna ochoczo przystał – za kursy międzykrajowe wymagał większych stawek od klientów.
Na jednym nieszczęściu zła passa Alicji się nie skończyła. Otóż dwieście kilometrów od celu, koło autobusu przebiło się na głębokiej i niewidocznej z pozycji kierowcy dziurze. Musieli więc wezwać pomoc, stracili pojazd i cudem doczłapali do gospody. Tam też nerwy kobiety puściły, zaczęła rzucać kurwami na prawo i lewo, a także podjęła próbę psychicznego znęcania się nad tymczasowym towarzyszem niedoli. Fakt, iż z początku bezczelnie ją ignorował rozwścieczył ją tylko jeszcze bardziej.
– Będziesz wpieprzał to swoje mięso i nawet mi nie odpowiesz? Pamiętaj, kto ci płaci, chamie ty! – krzyknęła, nie zważając na zdegustowane miny innych gości.
– Płacisz mi za kurs, nie za rozmowę – odparł Piotr.
– Zepsułeś autobus! Wszystko zepsułeś!
– Nie chciałbym wnikać, ale z tego, co wiem, oprócz ciebie miało jechać jeszcze parę osób. To, że nie przyszły, to raczej nie moja wina.
– Idioci, tak samo jak i ty.
Piotr był spokojnym mężczyzną w wieku lat czterdziestu. Z natury był bezkonfliktowy i przyjacielski, co mocno kłóciło się z jego wyglądem wiejskiego buraka. Poniekąd rozumiał zdenerwowanie klientki i ponad wszystko postanowił nie odpowiadać gniewem.
Z początku Alicja złorzeczyła Piotrowi jedynie ze względu na zepsuty autobus. Szybko jednak dowiedziała się, że jest on głęboko wierzącym katolikiem, co dodatkowo kłóciło się z jej niemal fanatycznym ateizmem.
– Dlaczego uważasz, że wiara jest powodem do wstydu? – zapytał Piotr niskim, uspakajającym głosem.
– Bo to słabość! – odwarknęła złodziejka. – Słabość, słabość i po stokroć słabość! Jakbym cię teraz zabiła, to myślisz, że poszedłbyś do nieba? A gówno! Umarłbyś po prostu i twoja nic nie warta świadomość pofrunęłaby sobie na egzystencjalnych skrzydełkach prosto do niebytu!
– Czyli ci wszyscy ludzie, którzy przez dwa tysiące lat czerpali nauki z Nowego Testamentu byli w błędzie?
– A byli! Bo większość zawsze się myli! Nie warto niczego wyznawać. Prędzej powierzę swoją duszę – o ile coś takiego rzeczywiście we mnie siedzi – latającemu potworowi spaghetti, niż jakiemuś Bogu.
– Co więc zrobisz, gdy okaże się, że nie masz racji i po śmierci staniesz przed Panem?
– A ty co zrobisz, jeśli się nie mylę?!
Mężczyzna westchnął głęboko, pokręcił głową i ugryzł duży kęs pieczeni. Pierwsze rozczarowanie przyszło, gdy okazało się, że pieczeń jedynie wygląda na soczystą. Drugie, gdy doszedł do wniosku, że mięso w smaku przypomina bardziej oponę, niż jakąkolwiek zjadliwą potrawę. Z trudem przełknął więc kawałek pieczystego i odpowiedział:
– Kolokwialnie mówiąc, będę miał przesrane.
– Już masz, potwór spaghetti łatwo nie wybacza.
    Piotr parsknął śmiechem.
    – Bóg nie ma z tym problemów. Nawet teraz cię kocha, choć go ranisz.
    – Ale ja go nie kocham. I nie mam zamiaru się nawracać tylko dlatego, że plebs twojego pokroju głosi mi w przydrożnym barze prawdy wiary.
    Oboje zamilkli. Drzwi otworzyły się z akompaniamentem uroczych dzwoneczków zawieszonych nad framugą. Do dusznego pomieszczenia wkroczył długowłosy mężczyzna w czarnych skórach. Usta miał wygięte w podkówkę, a brwi złowrogo zmarszczone. Podszedł do barmana, niewyraźnym pomrukiem zamówił piwo i brzęcząc łańcuchami przyczepionymi do spodni padł na krzesło obok Alicji.
    Kobieta otworzyła usta. Zamknęła je, a po chwili znów otworzyła. Normalny człowiek w tym momencie ze strachem odsunąłby się od nieproszonego gościa i w ciszy zajął inne miejsce. Ponieważ Alicja była osobą, której nie można było nazwać normalną przy największej dawce dobrej woli, przez moment walczyła z przemożną chęcią wyjęcia z kieszeni kurtki pistoletu, którą odepchnęła od siebie nie chcąc ściągać na siebie kolejnych kłopotów.
    – Czego? – zapytała zamiast tego.
    – Yyyh! – elokwentnie odparł mężczyzna.
    – Won stąd, gnojku. Masz inne miejsca.
    Gnojek wydał z siebie dźwięk niebezpiecznie przypominający ryk głodnego niedźwiedzia, wyjął zza koszuli odwrócony pentagram w kółku i bezczelnie pomachał nim Alicji przed nosem, po czym wstał i mamrocząc ponuro rzeczy brzmiące łudząco podobnie do „niewierni, w końcu poznają gniew Belzebuba!”, usiadł przy stoliku na drugim końcu sali. Podirytowana złodziejka prychnęła cicho i zwróciła się do Piotra, który jak gdyby nigdy nic nucił pod nosem jakąś zasłyszaną w radiu piosenkę.
    – Skąd tacy się biorą?
    – A skąd biorą się skrajni niewierzący?
    Kobieta ściągnęła wargi i lekceważąco odwróciła głowę od kierowcy.
    – Nie lubię satanistów – powiedziała. – Ślepcy, myślą, że diabeł im pomoże.
    – Ja nie lubię ateistów. Przynajmniej takich, którzy naśmiewają się z mojej wiary.
    – Nie naśmiewam się. Dowodzę, że ta wiara nie ma sensu.
    Słońce chyliło się ku zachodowi, a telefon spoczywający bezpiecznie w niezbadanych odmętach torebki Alicji, do których bałby się zajrzeć nawet najbardziej wykwalifikowany badacz, milczał. Wszystko wskazywało na to, że ona i Piotr zostaną zmuszeni do spędzenia nocy w zajeździe. Kobieta podejrzewała, że mechanicy nie mogli poradzić sobie z wymianą koła. Lub, co było bardziej prawdopodobne, zapili się do nieprzytomności lekceważąc polecenia przełożonych.
    – Skoro jesteś taka pewna, że Boga i Szatana nie ma, to kto według ciebie stworzył to wszystko? – zapytał kierowca unosząc ręce.
    – Kiepski architekt.
    – Bardzo śmieszne. Pytam o świat. O zwierzęta, rośliny, ludzi.
    – Coś w kosmosie wybuchło – odpowiedziała Alicja po chwili wahania. – No i potem zaszły skomplikowane reakcje chemiczne, które doprowadziły do…
    – Wierzysz w to? – brutalnie przerwał jej Piotr.
    Kobieta zagryzła wargi i władczo splotła ręce na piersi.
    – Nie.
    – Otóż to. Ciężko, by wspomniane przez ciebie reakcje chemiczne zaszły bez pomocy genialnej istoty, jaką jest Bóg.
    – To ty nie wierzysz w bajkę o ogrodzie, Ewie i jabłku? – zdziwiła się złodziejka. – Jako katolik powinieneś propagować idiotyczne bajeczki o Edenie.
    – Biblia jest pełna metaforycznych sformułowań. Nie myślisz chyba, że istnieje ktokolwiek, kto uważa, że pierwsi ludzie mieszkali w cudownym ogródku i hodowali pelargonie.
    – Skoro tak, dlaczego wokół jest tyle zła? Co taki satanista robi jeszcze na ziemi? Dlaczego ja nadal żyję, jestem przecież niegodziwą i okrutną osobą! Czy Bóg nie może się mnie pozbyć? To nielogiczne, przecież byłoby lepiej. I mógłby przy okazji ograniczyć efekt cieplarniany, bo ostatnio nie wytrzymuję tego upału.
    Piotr uśmiechnął się szeroko.
    – Właśnie dlatego Bóg się ciebie nie pozbył. Ty myślisz, żyjesz i czujesz. Błądzisz i grzeszysz, jednak nadal jesteś człowiekiem. On nie chce cię krzywdzić, zależy mu jedynie na twoim szczęściu. Tamten neandertalczyk – mężczyzna spojrzał na satanistę zabierającego się do jedzenia krwistego substytutu befsztyka – też czuje. I także myśli. Co prawda w zupełnie inny sposób niż my, ale to niczego nie zmienia. Zasługuje na życie.
    Alicja sięgnęła po kufel i dopiła swoje piwo, po czym głęboko odetchnęła. Ochłonęła znacznie. Nie była już tak zdenerwowana jak parę minut temu – swój obecny stan zawdzięczała gorzkawemu smakowi alkoholu i jego zbawiennemu wpływowi na zmienny humor złodziejki.
    Pieczeń wystygła. Na zewnątrz zapadł zmrok, wybiła godzina dwudziesta. Satanista dokończył szybko posiłek nie pozostawiając na talerzu najmniejszych cząsteczek wyrobu imitującego mięso, powiedział coś o jego niezbyt wyrafinowanym smaku i opuścił lokal. Z parkingu dobiegł natarczywy warkot silnika przywodzący na myśl odgłos, jaki wydaje wataha wilków tuż przed rzuceniem się na ofiarę. W barze pozostało już tylko parę osób zamierzających skorzystać z taniego noclegu, głównie obcokrajowców. Zaspany barman siedział na drewnianym stołku wsparty na łokciu i omiatał spojrzeniem całe pomieszczenie mając nadzieję, że wszyscy goście poczują nagłe zmęczenie, zapłacą dwa razy więcej niż wymagała jaskrawa tabliczka zawieszona przy schodach na piętro i dogaszając papierosy grzecznie udadzą się na całonocny spoczynek. Kelnerce pozwolił zmienić miejsce pobytu z krzesełka przy barze na łóżko w domu, gdyż żaden z pozostałych gości nie wymagał fachowej obsługi.
    – Twierdzisz więc, że to Bóg zainicjował stworzenie świata? – zapytała Alicja. – No cóż, w końcu jesteś katolikiem. Przyznam, że po raz pierwszy nie mam pomysłu, co ci odpowiedzieć.
    – Zaczynasz wierzyć?
    – A skąd! – oburzyła się kobieta. – Jeszcze czego, wierzyć! Nigdy. Bóg jest zwykłym wymysłem ludzkiego umysłu mającym zakryć jego niedoskonałość. Po prostu akceptuję twoją teorię, ponieważ nie mam pomysłu na lepszą. Granicą jest wyobraźnia, a moja do wybujałych nie należy. Za bardzo lubię fakty.
    – Nigdy nie miałaś nadziei na to, że ktoś zawsze jest obok ciebie? Że ktoś pomoże ci w razie niebezpieczeństwa?
    – Mówiłam ci już, że to oznaka słabości. Ja wierzę w siebie. Jedyną osobą, która może mi pomóc jestem ja sama. Nie muszę się modlić, pościć i ograniczać. Nie grzeszę, bo to ja ustanawiam sobie prawa.
    – Do tego jesteś przeraźliwie smutna, zagubiona i boisz się obudzić. Takimi stworzył nas Pan: nie musimy w niego wierzyć, jednak dopiero wtedy osiągamy spełnienie. To dopiero prawdziwe szczęście, a nie jego namiastka.
    Złodziejka skrzywiła się ze złości niczym liście uschłej rośliny doniczkowej.
    – Skoro ten cały Bóg istnieje, to niech sprawi, żeby w tym pieprzonym warsztacie naprawili wreszcie twój…
    Wypowiedź Alicji została sadystycznie przerwana przez skoczną melodyjkę dochodzącą z torebki kobiety. Zaintrygowana wyjęła telefon komórkowy i spojrzała na zapisany tuż po wypadku numer. Ostatnim gestem, jaki wykonała przed naciśnięciem zielonej słuchawki było pełne pogardy wystawienie środkowego palca w kierunku Piotra.

Koniec