Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Twórczość Konkursowa

Walka o byt – Marek „Zaxos” Haremza Zdobywca Trzeciego Miejsca w Konkursie „Granicą jest wyobraźnia”

„Walka o byt”

Dzień dobiegał końca. Całun ciemności spowił krainę i z każdym momentem gęstniał. W jednej chwili przeraźliwe wycie kilkunastu bestii przeszyło las, płosząc przerażone wrony. Z jazgotem wzbiły się w powietrze umykając, co sił. Dwie zakapturzone postacie zamarły w bezruchu. Mimo starań, lekko dygotali.
– Co to było? – Wyszeptał jeden, niemal łamiącym się głosem.
– Nie wiem i nie chcę wiedzieć. – Odparł pospiesznie drugi.
Niespodziewanie kolejna fala wycia zmroziła im krew. Nie ukrywali już przerażenia.
– Nnnn…nniiech zaaaraazaa ttego kkapiitaana. – Wybełkotał pierwszy, szczękając zębami.
– Szlag by go i cały ten zwiad. Znikajmy stąd. Nic tu po nas. Powiemy, że wszytko w porządku. – Postanowił drugi z widoczną aprobatą kompana. – I jeszcze ta pełnia. Żwawiej Erbing, póki jeszcze…
Naraz zaświszczały strzały godząc, w co popadnie. Jęknęli obaj. Lecz Erbing kaszlnął jeszcze i skonał. Stercząca z jego krtani strzała o czarnej lotce nie pozostawiła nadziei. Pozostały przy życiu zwiadowca miał więcej szczęścia. Trzymając kurczowo draśnięte ramie już wiedział, kto za tym stoi. Lecz mimo to cofnął się o krok, gdy wyskoczył nań ogromny wilk z goblinem na grzbiecie. Pokaźne zwierze z takiego bliska robiło przerażające wrażenie. Szybko dołączyły do niego dwa inne, spoglądając łakomie na martwego.
– Brać go! – Rzucił mocarny goblin z grzbietu pierwszego wilka. Zwiadowca prędzej spodziewał się, że rozszarpią zwłoki lub sztylet w pierś mu wrażą, niż pojmania z rąk tych kreatur. Rozkaz jednak został wykonany migiem i już po chwili galopował spętany i przewinięty przez grzbiet bestii. Lecz dokąd? I po co? Gdy tylko odwrócił głowę ku prześladowcy by o to zapytać, natychmiast dostał w nią czymś ciężkim i zemdlał.

******

 Noc trwała. Była pełnia. Może to spowodowało poruszenie u wyjścia z gobliniej jamy. A może przez wycie wilków, po którym ciekawe spojrzenia dziatwy padały na starego goblina. Nazywano go Grugiem. Należał do „Znających Prawdę” czyli tych, co opowiadali młodym dawne historie i legendy by wiedziały i pamiętały. W plemieniu nie było wielu starców, a wszyscy z nich byli „Znającymi Prawdę”. Wnioskować stąd można, że jeżeli było się za starym by być dobrym wojownikiem i myśliwym, było się też za starym by jeszcze jeść i żyć. No chyba, że zdarzał się ten wyjątek, który nie miał aż tak poobijanej czaszki i potrafił spamiętać wszystkie historie. Przez wieki nie pojawiła się inna możliwość. Gobliny szczyciły się wysokim tradycjonalizmem. Grug wyglądał staro nawet dla niewprawnego ludzkiego oka. Bowiem tak jak i ludzie w późnym wieku, tak i on był mocno przesuszony, chodził niepewnym krokiem, miał mgliste spojrzenie i dużo sapał, przeklinając pod nosem.
– Na długo przed tym jak pierwszy goblin w ogóle się pojawił, była tylko potworna jasność. – Zaczął głosem dobitnym. – Paliła żywym ogniem wszytko dookoła. W niewiarygodnej gorączce nawet skały topniały. Potrafiły płynąć w swych korytach niczym gęste i powolne rzeki. Stan ten trwał niesłychanie długo, aż wreszcie coś się zmieniło. – Zawiesił głos, aby dodać powagi słowom. Mówił tę historię już wielokroć stąd całkiem dobrze ją pamiętał. Była jedną z pierwszych, mówiącą o powstaniu świata. A przynajmniej tej cząstki, którą znali. Małe gobliny słuchały urzeczone. – Z pustki zrodził się bóg Roarght – Ogromny Wilk. Umiłowany stwórca. – Mówił dalej. Przypomniał sobie, że zbyt długo już stoi w jednym miejscu i począł powoli iść by nie ścierpły mu nogi. Szykował się dłuższy wywód. – Pełen furii wkroczył w świat. Swoim rykiem zdmuchiwał ziemię i tworzył góry, które jako pierwsze dawały cień. Błogi północny stok. Chłodny i przyjemny. Gdy stąpał po ziemi zostawiał w nich olbrzymie ślady, które mogły wypełnić się wodą i utworzyć jeziora oraz morza. Para z jego pyska uleciała w górę i stworzyła chmury, które zasłoniły bezlitosne niebo. Spadł deszcz.  Spod jego pazurów wypadły nasiona i mogły wzrosnąć lasy oraz łąki. Ze swej sierści wytrzasnął wszelaką zwierzynę i istoty by mogły się rozejść po świecie. Także pierwsze gobliny. Z jego warknięcia powstały na jego podobieństwo, wielkie wilki. Powiadają, że żyją wedle jego woli, bo każdy zeń ma w sobie część boga Roarghta. Wilki z kolei upodobały sobie goblinów. Zaczęły o nich dbać. Zapędzały zwierzynę do ich pieczar, broniły ich przed wszelkim niebezpieczeństwem, pokazywały ścieżki, a także pozwalały się dosiadać. – W tej chwili jak na zawołanie rozległo się potworne wycie dobrych kilkunastu bestii. Niektóre były całkiem blisko. Starzec był z siebie dumny. Jego mali słuchacze niemal skupili uwagę. Bardzo niewielu się poszturchiwało i do tej pory zniknęło gdzieś góra kilku. Zdarzało się już, że przy co nudniejszych historiach już po kilku zdaniach prawie wszyscy znikali. Reszta zostawała tylko dlatego, że albo była niecnie związana przez kompanów lub ledwie utrzymywała świadomość po lokalnej bójce.
– Roarght tak jak i gobliny, w dzień śpi i kryje się, lecz w nocy dogląda nas i jego srebrne ślepie obserwuje bacznie prosto z nieba. – Wskazał wymownie na księżyc. – Czasem jest znużony, ale czas u niego płynie inaczej. Mrugnięcie okiem trwa u nas wiele nocy. Lecz jego wilki zawsze radosny okrzyk i pieśń wznoszą wyjąc, gdy najbaczniej na nas patrzy. Tak jak dziś. Gdy któryś z nich odznaczy się szczególnie Roarght pozwala mu dołączyć do siebie dzięki temu mnóstwo małych ślepi dogląda nas, co noc z ciemnego nieba. Ich oczy błyszczą niczym u żyjących wilków pośród kniei.

***

A więc do tego doszło? Że ludzie teraz będą porywani przez te potwory? Myślał usilnie zwiadowca. Był odrętwiały, a głowa mu trzeszczała. Dopiero co odzyskał przytomność. Próbując nie dać tego po sobie poznać, spróbował zorientować się w sytuacji. Leżał w jakimś ciemnym miejscu, bodajże w błocie. Miał skrępowane ręce oraz nogi. Próbował się obrócić by lepiej dostrzec gdzie właściwie jest. Stęknął mimo woli. Zapomniał o zranionej ręce. Natychmiast wyczuł namacalną obecność kogoś jeszcze i to w bolesny sposób. Mianowicie poprzez przyjęcie ciosu w brzuch z wielkiego buciora.
– Gadaj coś za jeden! – Warknął Goblin.
– Jeno prostym chłopem. – Wystękał formułkę, którą niegdyś kazali im się nauczyć w oddziale. Był w szoku, że ją jeszcze pamiętał. Lecz nie uchroniło go to przed kolejnym ciosem. Skulił się odruchowo.
– Nie pogrywaj ze mną człecze. – Splunął goblin. Był typowym kanciasto-głowym wojownikiem. Aż dziw, że potrafił myśleć. Być może na swój prymitywny sposób był całkiem bystry, a może założył, że ludzie na początku zawsze kłamią i dopiero po porządnej porcji kopniaków zaczynają się skłaniać ku prawdzie. – Masz odzienie takie jak ci, co z nami walczą. – Kolejny kopniak. – Mów coś za jeden i po coś tu? – Uniesiona noga do kolejnego uderzenia miała stać się skutecznym argumentem. I stała się.
–  Nazywam Thomas Jorven, jestem zwiadowcą wojsk Daeliańskich. – Wychrypiał w końcu. Czuł się podle. „Nie jestem bohaterem do cholery” pomyślał próbując się usprawiedliwić przed sobą samym. „Nie przeszkolili mnie do bycia jeńcem potworów. Tacy jak ja ginęli na miejscu. Gobliny przecież nigdy dotąd nie brali nikogo do niewoli. Co jest grane?” Zaczynał się zastanawiać, kto jednak miał więcej szczęścia. On, czy przeszyty strzałą Erbing. Po kolejnych dwóch ciosach skłaniał się ku opcji drugiej.
– To na przyszłość człecze. – Rzucił z mściwym triumfem goblin i zostawił jeńca samego.
Po kilku chwilach uszu zwiadowcy dobiegł głos. Z początku niewyraźny, lecz w miarę jak się przybliżał, dało się rozróżnić słowa.
-… Roarght stworzył także ludzi, którzy nie różnili się zbytnio od nas. – Mówił głos. „O czym on gada? Wszechmogący stworzył ludzi a nie jakiś roa… cholera wie, co.” Pomyślał oburzony.
– Też chodzili w skórach, kryli się w jaskiniach i jedli surowe mięso. Ale demony światła dopadły ich. Gobliny były silne i nie dały się omamić, lecz ludzie odwrócili się od Ogromnego Wilka. –  Głos był coraz bliżej i wygadywał coraz większe bzdury. Tak przynajmniej sądził Thomas. – W jakiś tajemniczy sposób nauczyli się żyć w świetle, mało tego, całkowicie oduczyli się widzieć w nocy, boją się jej wręcz. To wbrew naturze. Teraz prowadzą z nami walki. Chcą nas wyniszczyć za to, że pozostaliśmy wierni przodkom i ich zwyczajom, że nie zdradziliśmy jak oni. – Zaczęło do niego docierać, że ma do czynienia z szaleńcami o wierze tak nieprawdziwej, że niemal graniczącej z absurdem. Dostrzegł zbliżającą się sylwetkę mówcy. Był nim jakiś stary goblin, a za nim ciągnęła grupka mniejszych potworków. – Ale Ogromny Wilk czuwa nad nami. Zbiera siły. A gdy będzie gotów, przysłoni swym ciałem całą żółtą tarczę tego, co ludzie zwą słońcem i zapanuje noc podczas dnia. A wtedy wszystkie duchy Wilków zejdą z nieba i rozgromią plugawych ludzi. – Ostatnie słowa wypowiedział niemal tuż przy nim. Tak jakby zakładano, iż nic nie zrozumie. Lecz nie rzekł nic. Chodź w głowie wciąż wirowały myśli. „Czy to w ogóle możliwe? Noc za dnia? Słońce wschodzi i zachodzi i tak było od zawsze. Noc dopiero potem mogła nastąpić. Do czego oni się szykują? Chcą zniszczyć ludzi? Niby jak? Jest nas o wiele więcej niż ich. Mamy broń, rycerzy, zamki. ”
– Przyjrzyjcie się! – Stary goblin wskazał na niego palcem. – Tak wygląda człowiek. Być może ostatni, jakiego widzicie. – Małe wredne szkraby były niezwykle zaintrygowane. Migiem obstąpiły leżącego. I jakby na rozkaz, wszystkie naraz poczęły go kopać i okładać. Małe gobliny z natury były nieobliczalne zwłaszcza gdy były ciekawe. Thomas rzucał się na tyle, że kopnął jednego związanymi nogami z taką siłą, iż szkrab odleciał na dobre kilka metrów w tył. Ku jego zaskoczeniu mały potworek nie zaczął przeraźliwie warczeć, lecz… Płakać. „Niemal jak małe dziecko… To nie możliwe! To potwory! Na pewno to jakiś podstęp.” Za wszelką cenę próbował nie przypisywać im ludzkich cech.
– Wystarczy! – Zagrzmiał szorstki głos. Wojownik wrócił. – Zabierajcie się stąd. Migiem! Ten człek jest ważny dla wodza. Ma przeżyć.
– Co wy chcecie zrobić?! – Jorven w końcu zebrał się w sobie. – Chcecie zaatakować ludzi? Wybijemy was, co do nogi!
– Nasz bóg was wszystkich wykończy, byśmy mogli żyć bez ciągłej obawy.
– Mamy swojego Wszechmogącego, z nim nikt się nie może równać. Nie pozwoli nam nic zrobić. To raczej wy się spodziewajcie śmierci.
– Przekonamy się. Już za parę dni. – Odparł spokojnie wojownik. Tymczasem starzec uśmiechnął się wrednie. „Ojj Nie wygląda to dobrze” pomyślał zwiadowca.    

***

Thomas Jorven, były zwiadowca wojsk Daeliańskich, obecnie pierwszy w historii jeniec goblinów nie wierzył w to, co widzi. Powoli czarna tarcza zakrywała słońce. „To nie możliwe! To nie może się dziać!” – Myślał trwożnie. „ Żaden z żyjących czegoś takiego nie widział. I nigdy czegoś takiego nie było. Przecież były by o tym legendy. Musiałyby być!
– Patrz człecze! Już za chwilę zstąpią Wilki Roarghta i wyplenią was wszystkich. – Rzucił pełen triumfu gobliński wojownik.
– Nigdy! Wszechmogący pomści nas! – Krzyknął, by samemu dodać sobie odwagi, która mocno podupadała. Ze zgrozą patrzył jak zaczernia się słońce. Czy to może się dziać? Czy naprawdę czeka ludzi zagłada? I to od jakiegoś boga, o którym pierwsze słyszy. Nikt nigdy nie wspominał, że gobliny mają jakiegoś boga. Że w ogóle w cokolwiek wierzą. Mieli być tylko potworami. Udręką i wiecznym niebezpieczeństwem czyhającym po zmroku. A tym czasem mają dzieci i starszych i jakieś legendy. Nawet bogów!
Z każdą chwilą napięcie rosło. Nie tylko jedynego jeńca, ale także wszystkich goblinów dookoła. Wciąż kryli się w cieniu jamy. Światło dnia nie było dla nich najlepsze.
Zapadł nagle mrok. Słońce całkiem sczerniało. Wszyscy wstrzymali oddech oczekując, co się stanie.
Z ciemności jamy wyszedł nawet Wódz. Wielki i mocarny goblin. Było jasne, że władze dzierży ten, kto jest najsilniejszy. Rozglądał się sie gniewnie aż zatrzymał wzrok na zwiadowcy.
– Człek nadal żyje. – Rzucił nieco zaskoczony – Miał zginąć.
Jorven dał upust swoim nerwom i zaczął się histerycznie śmiać.
– Haha! Wasz bóg nie istnieje! – Krzyknął wciąż się śmiejąc. Było już pewne, że nic z tego, co zapowiadały gobliny się nie wypełni. I wreszcie stało się dla niego jasne, po co go uwięzili, by wiedzieć czy ich legenda naprawdę się ziści. – Nadal żyję!
– Twój bóg też nie. My także żyjemy. – Ta celna uwaga zbiła nieco z tropu śmiejącego się człowieka.
– Znający prawdę! Co to ma znaczyć? Czemu nic się nie stało? – Zagrzmiał wódz.
– Może to nie ten czas? Może przy następnym zakryciu słońca? – Odrzekł stojący obok Grug
– A kiedy będzie następne?
– Zdaje się, że za… Jakieś dwie setki zim.  
– Za długo! – To mówiąc, wódz dobył pordzewiały, zdobyty na wrogu miecz i bezceremonialnie przebił nim jeńca nim ten zdążył się zorientować. –  Widocznie Roarght jest zajęty tym ich wszechmogącym. Resztę trza zrobić samemu. Na wilki! Ruszamy zgładzić ludzi!

***

Kilkudziesięciu najlepszych goblińśkich wojowników na wielkich wilkach gnało z wściekłym okrzykiem przez las. Pędzili do najbliższego ludzkiego sioła by zgładzić ludzi. Nie mieli pojęcia, że za nim jest następne, a za tamtym kolejnych kilka, a potem są wielkie ufortyfikowane miasta księstwa Daeliańskiego, które graniczyło z księstwem Argun, Kewrin oraz Htorn. Wszystkie one stanowiły jedne z mniejszych księstw, co na mapie było doskonale widać. Ale gobliny nie miały mapy. Nigdy nie wpadły, aby takową zrobić. Nim jednak dotarli choćby do pierwszego celu, zjawisko, które później nazwano pośród ludzi „zaćmieniem słońca” dobiegło końca. Oślepiające słońce zmusiło najeźdźców do odwrotu. Cierpiąc katusze, niemal po omacku starali się wrócić do swojej jamy. Grug, pozostały na miejscu, przypomniał sobie tymczasem, że chyba znał jakąś dawną legendę o armii goblinów, która opuszczona przez Ogromnego Wilka w mroczny dzień ruszyła by zgładzić ludzi. Ale chyba musiało im się coś nie udać, bowiem niezbyt pamiętał zakończenie. Musiało być ono strasznie nudne. Zastanawiał się czy opowiedzieć ją Wodzowi jak wróci. Chyba jeszcze jej nie słyszał.

Koniec