Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Konsole

No Man’s Sky – Czy jednak gra warta jest całego szumu który wokół niej powstał? (recenzja)

Od czasu pierwszej prezentacji „No Man’s Sky” wokół tytułu narosła masa mitów i oczekiwań. Częściowo dzięki sprawnie działającemu marketingowi, trochę z powodu tego co gracze sobie dopowiedzieli, prosty tytuł indie tworzony przez niewielkie studio stał się jedną z najbardziej oczekiwanych produkcji roku. Czy jednak gra warta jest całego szumu który wokół niej powstał?

Kiedy zastanawiam się z jakich elementów powinna być zbudowana moja idealna gra, eksploracja kosmosu zajmuje jedno z pierwszych miejsc. Nieskrępowana radość towarzysząca poznawaniu nowych planet, form życia, cywilizacji czy anomalii na skalę międzygwiezdną to jedna z największych przyjemności, jaką czerpię z dzieł kultury z gatunku SF. Dlatego też odniosłem wrażenie, że w najgorszym razie „No Man’s Sky” może stać się dla mnie tym, czym dla wielu osób są gry o jeżdżeniu TIRem po USA lub zbieraniu zboża kombajnem na polskiej wsi – relaksująca produkcją, której powolny rytm mnie wciągnie. Takie były moje oczekiwania, jak jednak zaznaczyłem we wstępie – każdy z graczy miał wobec „No Man’s Sky” inne plany. Czym finalnie okazała się gra?

Otóż „No Man’s Sky” jest pewną wariacją na temat popularnych w ostatnim czasie gier survivalowych, oferującą eksplorowanie praktycznie nieskończonego kosmosu. Aby przeżyć w próżni i na obcych planetach, musimy stale zbierać surowce, wytwarzać przedmioty, paliwo czy broń. Każdy start naszego statku, oddychanie, przebywanie w trudnych warunkach planetarnych, strzał czy skok międzygwiezdny pochłania kolejne zapasy, dlatego ciągła zabawa w górnika jest niezbędna. Cały ten system został jednak zbudowany w tak nieciekawy sposób, że już po kilku (a co dopiero po kilkudziesięciu!) godzinach mamy dość. Podstawowych surowców nie brakuje, lecz kończą się w szybkim tempie, w związku z czym zmuszeni jesteśmy ciągle je uzupełniać. W dodatku liczba pól ekwipunku, szczególnie na początku, jest niezwykle ograniczona, także czekają nas regularne powroty do znajdującego się na powierzchni planety lub w kosmosie sklepu, gdzie wymienimy zapasy na gotówkę i opróżnimy przeładowane luki. Oczywiście, skoro każdy start statku wymaga określonych zasobów, po powrocie zmuszeni jesteśmy je ponownie uzupełniać… Sam interfejs został zresztą fatalnie skonstruowany, co zobrazuję przykładem – nawet jeśli mamy określoną ilość surowców na wytworzenie danego przedmiotu, ale zajmują nam one cały ekwipunek, musimy zrobić dla niego osobne miejsce. Że niby ich zużycie i tak sprawi, że znikną, a na ich miejsce z automatu mógłby wskoczyć nowy przedmiot? A kto by się przejmował takimi mechanizmami! Nie dość więc, że ciągłe zbieranie surowców jest monotonne samo w sobie, to utrudniają je źle zaprojektowane elementy czy błędy. Nieraz zdarzało mi się, że góra cennych surowców do których właśnie doleciałem, znikała na moich oczach. Doczytywanie obiektów przed nosem gracza to niestety nic nowego i w „No Man’s Sky” jest to widok do którego trzeba się szybko przyzwyczaić, jednak znikanie obiektów jest bardziej denerwujące.

Powierzchnia kolejnych planet upstrzona jest znakami zapytania, które oznaczają warte zwiedzenia miejsca. Czasem jest to osada handlowa, innym razem magazyn, wrak statku, czy też starożytne miejsce kultu, w którym możemy poznać kolejne słowa z języków obcych ras. To ostatnie jest o tyle przydatne, że początkowo nie rozumiemy nic z tego, co mówią kosmici. To właśnie odkrywanie kolejnych alfabetów i zapomnianych artefaktów obcych ras stanowiło dla mnie jedną z największych przyjemność w czasie grania – każde zdarzenie tego typu doczekało się stosownego opisu, który w znakomity sposób buduje klimat międzygwiezdnej podróży. Przypomina to nieco tropienie tajemnic na powierzchniach planet w pierwszym „Mass Effect”. Muszę jednak przyznać, że jazda MAKO sprawiała mi więcej radości niż eksploracja w „No Man’s Sky”, a jeśli twój system poruszania się w atmosferze jest gorszy niż ten z MAKO, to masz duży problem. Przemierzanie powierzchni ciał niebieskich pieszo jest niezwykle uciążliwe, a ciągłe starty naszego statku błyskawicznie zużywają paliwo. Zapomnijcie też o swobodnym locie tuż nad powierzchnią planety – na pewnej wysokości po prostu musimy wylądować, inaczej odbijemy się od niewidzialnej ściany.

Nie lepiej jest już po tym, jak opuścimy orbitę planety – wewnątrz sektora poruszamy się głównie szybkimi zrywami, ponieważ swobodny lot jest nie dość, że niezwykle czasochłonny, to w dodatku… nudny. Co jakiś czas napadają nas piraci, ale walkom w kosmosie brakuje pazura. Być może gdyby – zgodnie z zapowiedzią Seana Murray’a – poszczególne statki dysponowały odmiennymi parametrami i model lotu każdego z nich w jakiś sposób by się różnił, byłoby ciekawiej, ale niestety każdy lata dokładnie w ten sam sposób. Po jakimś czasie ta monotonia wkrada się wszędzie – kolejne układy słoneczne, planety, obce formy życia, itd. – galaktyka zaczyna wyglądać podobnie. Twórcy obiecywali stworzony przy użyciu algorytmów wszechświat, w którym odkrywanie kolejnych zróżnicowanych planet będzie niezapomnianym uczuciem, tymczasem po kilku godzinach zauważa się już jedynie sklejone z tych samych kostek konstrukcje, które w niewielkim stopniu się od siebie różnią.

Styl oprawy graficznej – lekko kreskówkowej, odrealnionej i pełnej pastelowych kolorów – nie każdemu może przypaść do gustu, osobiście jednak bardzo mi się spodobał. Silnik gry potrafi wygenerować naprawdę magiczne widoki, szczególnie w kosmosie. Prawdziwe brawa należą się jednak nie za oprawę graficzną, a za dźwiękową. Stworzone przez post rockowy zespół 65daysofstatic utwory w genialny sposób budują klimat rozgrywki – czasami decydowałem się na trwający kilkanaście minut przelot pomiędzy planetami tylko dlatego, że pokonywana trasa wraz z muzyką tworzyły doskonałe doświadczenie. To właśnie w takich chwilach najbardziej żałowałem, że „No Man’s Sky” nie okazało się być czymś więcej. Przygotowany przez 65daysofstatic soundtrack śmiało można porównywać z tym, co mieliśmy okazję usłyszeć chociażby w „Mirror’s Edge”.

Nie jest jednak tak, że „No Man’s Sky” nie ma nic do zaoferowania. W naszej drodze do centrum wszechświata nieraz natrafimy na sceny, które nas zaciekawią. Będziemy chcieli odkryć jaka historia wiąże się z wrakiem statku rozbitym na planecie, do kogo należą pojawiające się w systemach, gigantyczne kosmiczne okręty, czy zbadać historię obcych cywilizacji. Czasem po prostu zachwycimy się pięknym widokiem. Jednak są to jedynie nieliczne momenty, które toną w morzu monotonii. Zwykle okazuje się zresztą, że tych historii nie da się w żaden sposób zgłębić i pod powierzchnią nie ma już nic więcej. Takie też jest „No Man’s Sky” – to zbudowana z algorytmów skorupa, której środka skromna ekipa Seana Murray’a po prostu nie była w stanie zapełnić. Docierające do graczy sygnały od twórców i ludzi związanych z Sony pozwalają sądzić, że gra miała w sobie znacznie więcej zawartości, jednak z różnych powodów nie znalazła się ona w finalnym produkcie. W sieci nie brakuje filmów dotyczących „No Man’s Sky”, w których zapowiedzi autorstwa Seana Murraya zestawiono z finalnym produktem i widać jak na dłoni, czego brakuje (chociażby trybu multiplayer). Porównywanie „No Man’s Sky” do gier AAA musiało się skończyć dla tej produkcji źle, ale nawet na jej właściwym polu – gier indie – produkcja ta nie wypada najlepiej. Zwolennikom kosmicznej eksploracji, wydobywania i budowania więcej rozrywki zapewni „Space Engineers”, zaś miłośnicy survivalu lepiej niech zainteresują się chociażby „Starbound” czy „ARK: Survival Evolved”. Jeśli, podobnie jak mi, przypadła wam do gustu muzyka 65daysofstatic, taniej wyjdzie zakup soundtracku i stosowny wygaszacz ekranu. Gdyby „No Man’s Sky” ukazało się bez wielkich zapowiedzi, w early acces na Steam i byłoby spokojnie rozbudowywane, być może miałoby szansę na stanie się taką grę, jaką jej twórcy sobie wymarzyli. Jako produkt reklamowany niczym potężny tytuł AAA i z takąż ceną nie spełnia w żaden sposób pokładanych w nim oczekiwań. Szkoda. Moja narzeczona przyglądając się jak przemierzam galaktykę doszła do wniosku, że nie widziała jeszcze bym grał w coś równie nudnego. Pozostaje mi się z nią jedynie zgodzić.

PS Osobiście nie miałem z „No Man’s Sky” wielu kłopotów, ale patrząc na opinie graczy, zarówno wersja na PS4 jak i na PC pod względem technicznym po premierze była w bardzo kiepskim stanie.