Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Konsole

Watch Dogs 2 – recenzja

Po „Watch Dogs 2” sięgnąłem kilka dni po jej wydaniu. Jeszcze stojąc w kolejce do kasy biłem się z myślami, nie będąc do końca pewien, czy warto wydawać przeszło dwieście złotych na sequel gry będącej jednym z faworytów do tytułu największego rozczarowania minionych lat. Chyba nie ma gracza, który nie słyszał o nieczystych zagraniach marketingowych Ubisoftu, papierowym bohaterze i ogromnej ilości błędów nękających pierwsze „Watch Dogs”. Całe szczęście, kontynuacja bije na głowę oryginał.

W „Watch Dogs 2” gracze kierują krokami Marcusa Holloway’a, geniusza komputerowego i uzdolnionego hakera, oskarżonego o przestępstwo, którego nie popełnił; i choć jedyną karą były roboty publiczne, w jego kartotece na stałe pojawił się zapisek o kryminalnej przeszłości. Podejmując walkę z niesprawiedliwym systemem, postanowił wykorzystać  wyjątkowy talent, by stać na straży wolności przeciętnego obywatela. Szybko trafił pod skrzydła hakerskiej grupy DedSec, próbującą obalić korporację Blume. To Właśnie ta firma stoi za systemem CtOS 2.0, zawiadującym właściwie każdym aspektem życia mieszkańców San Francisco i okolic, od porannej pobudki aż po obsługę konta w banku. Tylko jak grupa pięciu dwudziestokilkulatków może sobie pozwolić na walkę z multimiliardową korporacją? Odpowiedzią na to pytanie jest stworzona przez nich aplikacja, DedSec, pozwalająca na wykorzystywanie wolnej mocy obliczeniowej urządzeń na których została zainstalowana do zwiększenia możliwości hakerów. Co za tym idzie, głównym celem gry będzie przekonywanie kolejnych osób do instalacji wspomnianej aplikacji. Sposobów na pozyskanie nowych użytkowników (a co za tym idzie – na zdobywanie kolejnych ulepszeń) jest mnóstwo i niezależnie od tego, czy właśnie skończyliśmy długie i trudne zadanie fabularne, czy poszło nam wyjątkowo dobrze w wyścigach gokartów, Marcus doprowadzi do zwiększenia ilości pobrań aplikacji.

Tak przedstawiony system rozwoju bohatera nie tylko świetnie wpasowuje się w fabułę, ale przede wszystkim stanowi doskonałe uzasadnienie ignorowania misji fabularnych na rzecz ogromnej ilości aktywności pobocznych. W odróżnieniu od „Skyrima”, gdzie olewamy wątek krwawej wojny domowej na rzecz polowania na motylki, czy „Fallouta 4”, gdzie odszukanie własnego dziecka jest mniej istotne od zbierania złomu, „Watch Dogs 2” sprytnie podciąga praktycznie każdą wykonywaną czynność pod jeden, główny cel. Nawet polowanie na rozsiane po mapie znajdźki zasila pulę instalacji.

w2

Chyba największą zaletą tego tytułu jest to, że zawsze jest coś do zrobienia. Poza główną osią fabularną, niemal na każdym kroku trafiamy na zadania poboczne, co w sumie nie powinno dziwić, gdyby nie fakt, że w sporej części są one rozbudowane, wieloetapowe i wzbogacone o całkiem solidną fabułę. W „WD2” podsłuchana mimochodem rozmowa równie dobrze może okazać się wstępem do przeprowadzenia włamu do siedziby Ubisoftu, lub zarzewiem wojny ze skorumpowanymi funkcjonariuszami policji. Dochodzą do tego różnego rodzaju smaczki w postaci utrudniania życia wyjątkowo aspołecznym jednostkom, praca w charakterze kierowcy Ubera (spora część tych zadań oferuje ciekawie rozpisane dialogi), jak i pokaźną ilość wyścigów w kilku kategoriach (klasyczne, motocrossowe, regaty, a nawet z użyciem dronów). Należy jednak przyznać, że większość zadań opiera się na jednym schemacie, sprowadzając wszystko do w miarę cichego dostania się do strzeżonej lokacji i rozwikłania kilku zagwozdek celem wykradzenia pakietu danych. Byłoby to niewątpliwie nużące, gdyby nie szereg udostępnionych „hakerskich” narzędzi pozwalających na pewną dowolność w podejściu do realizacji zadań.

Zdolności zdobywane w miarę gromadzenia nowych pobrań aplikacji dzielą się na kilka kategorii. Poza podstawowym zwiększaniem wykorzystywanej do hakowania „energii”, otrzymujemy dostęp do zdalnego sterowania pojazdami (spędziłem sporo czasu na sianiu popłochu wśród mieszkańców San Francisco przejmując kontrolę nad samochodami), nasyłaniem policji na dowolnego nieszczęśnika (wymiennie z gangsterami, z tą różnicą, że jedni dokonują aresztowania, a drudzy na miejscu otwierają ogień), przejmowania elementów infrastruktury, czy rozwijania możliwości dronów. Tak szeroki wybór pozwala skroić Marcusa według własnego widzimisię. Wolicie postawić na frontalny atak, siejąc spustoszenie w szeregach policji i ochroniarzy? Proszę bardzo. Lepiej czujecie się w skradankach, przemykając od osłony do osłony, odwracając uwagę przeciwników? Doskonale. Ulubionym sposobem na rozwiązanie problemu jest posłanie drona, który odwali najcięższą robotę za was? Jak najbardziej możliwe. System rozwoju jest intuicyjny i nikomu nie powinien sprawić kłopotu, a przy tym zdecydowana większość umiejętności znajdzie zastosowanie w grze, minimalizując obecność niepotrzebnych wypełniaczy. Warto zwrócić uwagę na fakt, że w „Watch Dogs 2” jest możliwe posiadanie sensownie rozwiniętej postaci bez konieczności spędzania dziesiątek godzin na aktywnościach pobocznych (choć nic nie stoi na przeszkodzie). Większość misji oferuje kilka możliwych rozwiązań i nawet niezbyt doświadczony gracz nie powinien mieć większych problemów z ukończeniem zadań.  

w223

W „Watch Dogs 2” poprawiono zdecydowaną większość problemów nękających pierwszą odsłonę serii. Prócz ilości bugów i glitchy, najważniejszym elementem, który doczekał się przeróbki jest prowadzenie pojazdów. Poprzednio system ten był, delikatnie mówiąc, nijaki i zdecydowanie częściej miało się wrażenie prowadzenia wypełnionej cegłami taczki, a nie sportowej fury. W dwójce jest inaczej. Położono nacisk na aspekt zręcznościowy, czyniąc jazdę bardzo dynamiczną. Bez najmniejszego problemu mknie się ulicami, driftując na zakrętach. Samochody (nawet w obrębie jednej klasy) reagują w indywidualny sposób, odznaczając się nad- lub podsterownością, pozwalając graczowi wybrać ulubiony model. Z przyjemnością zasiadałem za sterami mojego ulubionego BMW M4, uciekając przed zażartym pościgiem i innymi graczami.

Na plus wypada również oprawa graficzna, nawet jeśli WD2 nie może stanąć w szranki z „Uncharted 4” (zresztą, kto może?), całość potrafi zachwycić. San Francisco, w odróżnieniu od szarego Chicago z pierwszej części, posiada niepowtarzalny klimat. To miasto sprawia wrażenie żyjącego: ulice zapełniają zmierzający w sobie tylko znanym kierunku ludzie, grajkowie i turyści, a pokryte graffiti budynki świetnie wpisują się w atmosferę miasta. Prócz samego, wspomnianego już kilkukrotnie San Francisco, przyjdzie nam zwiedzić również Oakland oraz Krzemową Dolinę, co w sumie daje naprawdę dużą, usianą znajdźkami mapę. Równie dobrze (a nawet lepiej) wypada oprawa muzyczna. Ubisoft wyjątkowo się tutaj postarał, dzięki czemu właściwie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Na liście zespołów znajdziemy takie nazwy, jak Megadeath, Outkast, Dead Kennedys, The Prodigy, czy Deadmau5. Jednak wszystko to zostaje w tyle za Judas Priest i „Turbolover”, wykorzystanym przy jednej z misji, która to przebojem wdarła się na podium moich ulubionych zadań w dotychczasowej karierze gracza.

W tej części powraca charakterystyczny dla serii tryb multiplayer. Do dyspozycji graczy oddano w sumie dwa tryby, czyli kooperację i deathmatch. W pierwszym przypadku wykonujemy wspólnie nieco trudniejsze misje, ale prawdziwa zabawa zaczyna się w drugim. Gracz może albo spróbować wykraść dane rywalowi (nie pozwalając się przy tym wykryć), współdziałać z policją celem zatrzymania (lub zabicia) innego gracza, czy samemu zostać ściganym. Tryby te (kiedy już działają, bo przez długi czas po premierze były wyłączone) gwarantują mnóstwo zabawy i całkiem spory przypływ wirtualnej gotówki. Interesującym zabiegiem było wprowadzenie do gry losowo pojawiających się, naśladujących tryby multiplayer minizadań, których możemy się podjąć. Prócz zaznajomienia z zasadami gry online, dają one możliwość przećwiczenia zasadzek i umiejętności na mniej wymagającym SI.

„Watch Dogs 2” nie jest grą doskonałą, choć w każdym punkcie przewyższa poprzednika. Mimo to, nadal trafiają się mniej lub bardziej uciążliwe problemy, charakterystyczne dla wszystkich gier z otwartym światem. Raz na jakiś czas Marcus zapomina jak się skacze i wspina, pojazdy i NPC lubią się zdematerializować, a nawet można natknąć się na awaryjne wyłączenie gry. Choć może to irytować, to nie jest to nic w porównaniu z legendarnym już „Unity”, dematerializującym się statkiem w „Black Flag”, czy też tym, co wyprawia się w najnowszej „Mafii”. Choć przygody Marcusa raczej nie będą wymieniane jednym tchem obok takich sandboxowych klasyków jak „GTA Vice City”, czy choćby „Assassin’s Creed II”, wciąż jest to solidną pozycją dla fanów tego rodzaju gier i zdecydowanie warto sięgnąć po ten tytuł. Ubisoft wyciągnął wnioski z błędów pierwszej części, pytanie jednak jak zareagują na to zrażeni przygodami Aidena Pearce’a gracze.