Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Przygodowe

Star Wars: The Old Republic (recenzja)

„Star Wars: The Old Republic”, gra MMORPG już od jakiegoś czasu jest dostępna na rynku. Po kilku tygodniach grania i wgryzieniu się w rozgrywkę przyszedł czas na dogłębną analizę tytułu, który pozwala graczom przeżyć własną przygodę w świecie „Gwiezdnych Wojen”.

Nie jest to pierwsza próba stworzenia gry z gatunku MMORPG w świecie „Gwiezdnych Wojen”. Mieliśmy już „Star Wars: Galaxies”, które przez złe decyzje Sony ostatecznie upadło i dla fanów uniwersum nie było alternatywy. Oczywiście są inne tytuły MMORPG, które przyciągają przed ekrany – sam miałem styczność z „Age of Conan”, „Lineage II”, „Guild Wars” czy oczywiście najpopularniejszym „World of Warcraft”. Patrząc ogólnie na „Star Wars: The Old Republic” twórcy zaczerpnęli z tych tytułów to, co najlepsze, dodając od siebie jeszcze więcej, a wszystko wymieszano z odczuwalnym klimatem gry „Knights of the Old Republic”.

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…

 

{youtube}oqq2-wG9iZE{/youtube}

Naszą zabawę zaczynamy od stworzenia postaci, którą będziemy grać. Najpierw jednak trzeba wybrać stronę galaktycznego konfliktu – Imperium Sithów czy Republika. System tworzenia jest standardowy, mamy w nim do wyboru sporą ilość schematów wyglądu poszczególnych części ciała. Do tego dochodzą urozmaicenia w postaci blizn, zmarszczek czy tatuaży. Udostępniono nam kilka standardowych klas – po stronie Republiki: Smuggler, Jedi Consular, Jedi Knight, Trooper – po stronie Imperium Sithów: Sith Warrior, Sith Inquisitor, Bounty Hunter oraz Imperial Agent. Żałuję, że twórcy zdecydowali się w wyborze ras dać tylko postacie typowo humanoidalne, mówiące w basicu. Brakuje tutaj urozmaicenia, dzięki któremu mapa galaktyczna graczy byłaby tak bogata, jak cały jej świat. Byłoby to ciekawsze, choć pewnie trudniejsze do zrealizowania. Może w przyszłości?

Tym, co wyróżnia „Star Wars: The Old Republic” od masy innych gier gatunku jest bardzo rozbudowana fabuła. Wybierając postać musimy pamiętać, że w pewnym sensie stajemy się naszym bohaterem, przeżywając przygodę w świecie Sagi godną kinowego filmu. Klasowa historia każdej z postaci jest rozpisana niesamowicie ciekawie i, przede wszystkim, kanonicznie. Sprawdzałem każdą klasę „po trochu” i jakość opowieści stoi na wysokim poziomie – dzięki czemu poziom rozrywki rośnie, gdyż wówczas jest jak z dobrym serialem – czekamy na kolejny odcinek z wypiekami na twarzy. W swojej grze skupiłem się na klasie przemytnika, którą rozwijałem do 50 lvl. Tutaj dosłownie można poczuć się jak Han Solo z filmów czy chociażby Talon Karrde z książek (takie skojarzenie nasunęło mi się podczas gry). Nasz bohater jest zawadiacki, ma cięty język i najważniejsze są dla niego kredyty.

Dzięki rozwojowi tej linii fabularnej na odpowiednim levelu zdobywamy statek kosmiczny, który później posłuży nam za bazę wypadową. To nim podróżujemy po galaktyce i też w nim przebywa nasza załoga. W trakcie gry poznajemy postacie, które mogą do niej dołączyć i towarzyszyć nam podczas naszych przygód. Jest to zdecydowanie plus, gdyż wiele zadań, wymagających pomocy drugiego gracza, można ukończyć tylko w ten sposób. Każda klasa może mieć ich 5, chyba że śmierć któregoś z nich jest uzasadniona fabularnie  – wówczas nie ma szans na jego powrót. Dobrym urozmaiceniem jest też podnoszenie poziomu „lubienia” nas przez naszym towarzyszy. Dzięki temu z czasem chcą z nami rozmawiać i lepiej ich poznajemy. Niekiedy zdarzają się także questy z nimi związane, jak zdecydujemy się im w czymś pomóc. Istnieje także opcja romansu.

W tym elemencie tkwi siła tej gry, która nie pozwala się nudzić osobom, które lubią klimaty RPG. Gdy przypomnę sobie moją zabawę w „World of Warcraft” – tamta gra to zwykły hack’n’slash bez fabuły wpływającej na zabawę, który na pewno daje rozrywkę, ale bardzo szybko nudzi. W tym gatunku ważna jest historia, którą tutaj rozwijamy poprzez dialogi z NPC-ami. Zawsze podczas rozmów mamy do wyboru trzy różne odpowiedzi, które potem nasz bohater przekształca w elokwentne zdania. Pozbawione są one mechanicznej sztuczności, która tak mnie ostatnio raziła w „Skyrimie” – są dobrze zagrane przez aktorów. Można rzec, że nasze rozmowy ogląda się jak dobry film. Przy przemytniku jest bardzo zabawna opcja flirtu, dzięki czemu możemy romansować z różnymi przedstawicielami płci przeciwnej. Niektóre opcje związane z flirtem są bardzo humorystyczne – często można mieć niezły ubaw z dialogów. Chyba najbardziej zapadła mi w pamięci scena, gdy kobieta Jedi, kobieta Sith i przemytniczka kłóciły się o skromną osobę mojego przemytnika.

Tutaj przechodzimy do elementu, który ponownie wpływa pozytywnie na tę część rozgrywki. W większości dialogów mamy wybór pomiędzy dobrym (Jasna Strona Mocy) a złym (Ciemna Strona Mocy) uczynkiem. Dzięki temu nasz klasowy wątek nie jest liniowy, bo nasze czyny wpływają na jego rozwój i niektóre przyszłe wydarzenia. Jako Jedi lub Sith łatwo wybrać pomiędzy jedną a drugą stroną, lecz jako przemytnik zawsze miałem ilość punktów po środku – w końcu często Ciemna Strona jest bardziej opłacalna w kredyty. Te wybory pozwalają nam później zakupić dodatkowy sprzęt związany z poziomem punktów Mocy. Można rzec, że przemytnik jest po prostu ludzki – czasem robi źle, czasem dobrze. Żałuję, że twórcy nie poszli krok dalej i na przykład nie przygotowali drogi, dzięki której przemytnik pracowałby dla Imperium, zmieniając strony. W końcu byli to przeważnie najemnicy, dla których liczyły się kredyty, a nie polityczne zawirowania.

Cała zabawa klasowa dostarczała niesamowitej rozrywki, ale również wybory nieoczekiwane zwroty akcji i wzrosty napięcia. Co ciekawe – twórcy pamiętali, by ustawić poziom niektórych zadań na dość wysoki, przez co czasem musimy poprosić jakiegoś gracza (niekoniecznie tej samej klasy), by nam pomógł go skończyć. Cały czas zastanawiałem się, czy w końcu ta fabuła dojdzie do zakończenia i czy będzie ono satysfakcjonujące? W gruncie rzeczy w przypadku przemytnika finał był godny i całkiem emocjonujący. Najlepsze było budowanie napięcia, by w końcu dojść do tej wielkiej kulminacji.  Można rzec, że teraz to taki nasz epizod 1, który doczeka się sequela w dodatku gry. Scenarzyści pod względem klas spisali się na medal, więc z niecierpliwością czekam na rozwój przygody mojego bohatera.

sw1Galaktyka wielka jest

Świat gry, w jakim możemy się bawić jest przeogromny. Nie są to krainy na jednym lądzie, a kilka planet rozsianych po galaktyce. Każda oczywiście przeznaczona jest dla graczy w odpowiednim przedziale levelowym. Gdy kończymy quest na jednej planecie, przeważnie klasowa fabuła wysyła nas na drugą. Dobre jest to, że nie jest to po linii prostej od planety do planety – dzięki wcześniej wspominanej historii naszej postaci, często cofamy się odkrywając nowe questy dla naszego, już wyższego, levelu. Takim sposobem możemy spotkać na planetach graczy o znacznie wyższym poziomie.

Każda planeta ma własną fabułę, w której nasz bohater musi się odnaleźć.  Rozmiar terenów jest olbrzymi, przez co gra na jednej planecie może dać nam sporo godzin rozgrywki. Oczywiście mowa o zwykłej grze, a nie „byle dalej, byle szybciej”, bo co za sens psuć sobie zabawę w tydzień, jak można to spokojnie rozłożyć na kilka miesięcy?

Tkwi w tym wielki potencjał, gdyż dodawanie kolejnych planet może być beczką bez dna i pozwala na dużą dowolność. W końcu „Gwiezdne Wojny” mają setki znanych i ciekawych miejsc, w których możemy się bawić. Prawda, że obecnie pojawiły się najpopularniejsze planety jak Coruscant, Korelia, Alderaan czy Tattooine, ale wciąż pozostaje wiele takich, które również mogą dać nam sporo rozrywki – wyobrażam sobie, że Felucia czy Dathomira byłyby intrygujące.

Na mapie zaznaczono także miejsca misji kosmicznych, do których dostęp uzyskujemy z kokpitu naszego statku. Na tę chwilę, ku mojemu rozczarowaniu, należy to traktować tylko i wyłącznie jako mini-gierkę, która poza chwilowym odprężeniem nic więcej do rozgrywki nie wnosi. Misje są schematyczne (kilka różnych wariacji na całe 50 leveli). Wygląda to tak, że nasz statek automatycznie leci przed siebie, my manewrujemy na boki i musimy strzelać do tego, co nam podleci pod celownik. Oczywiście – zdobywamy za to doświadczenie i kredyty, ale poza chwilową zabawą, na dłuższą metę może to nudzić. W tym elemencie tkwi bardzo duży potencjał, który z czasem można wykorzystać – można by dodać grupowe misje, w których uczestniczymy w wielkich bitwach kosmicznych, czy chociażby walki PVP. Liczę, że z czasem twórcy rozwiną to w stronę prostego symulatora, który stanie się nieodłączną częścią „Star Wars: The Old Republic”.

Questowanie

Poza klasową zabawą, mamy także zwykłe zadania, którymi musimy się zajmować. Są one bardzo zróżnicowane. Prawda, znajdą się tutaj typowe „zabij, przynieś, pozamiataj”, ale są one w mniejszości. Jest dużo innych questów, które zaskakują dobrą fabułą i ciekawym wykonaniem. Oczywiście zwykłe questy możemy robić sami wraz z komputerowym towarzyszem, ale prawdziwą zabawą jest współpraca z innym graczem/graczami. Wówczas podczas dialogów pojawia się model społeczny – rozmowa z NPC jest toczona przez całą grupę – każdy z nas rzuca kostką i wypowiada się ta postać, która wyrzuci największą liczbę. Wówczas zdobywamy punkty społeczne, które także są potrzebne w kilku miejscach. Przyzwoite urozmaicenie i rozbudowanie czegoś, co na pierwszy rzut oka może wydawać się niepotrzebne. Podczas rozgrywki zauważyłem, że graczom nie chciało się wykonywać questów w grupie i od razu szli solo, co było dla mnie nie do końca zrozumiałe.

Mamy także zadania, które musimy wykonywać w grupie – tzw. heroics, przeznaczone dla grup 2 lub 4 osobowych. Wchodzimy wówczas przez zielone pola, tworząc instancję tylko dla nas i naszych kompanów. Solować tego typu zadania może jedynie postać o specyfikacji tanka. W innym wypadku jest to albo bardzo trudne, albo nawet niemożliwe. Oczywiście mowa o heroikach na poziomie naszego levelu, gdyż jeśli podejmiemy się takich, które są o 10 leveli niższe, bez problemu się  z nimi uporamy. Warto jednak takie questy robić, gdyż poza doświadczeniem i kredytami, mamy szansę na zdobycie dobrych przedmiotów.

Innym tematem są flashpointy – fabularne questy grupowe, do których mamy w większości dostęp na terenie floty Republiki/Imperium. Wydają się największą zaletą zabawy z innymi graczami – fabularnie są bardzo dobre, poziomem trudności czasami zaskakują, a nagrody są warte poświęconego czasu. Tutaj często przejście jednego flashpointa zajmuje nam powyżej godziny – w zależności od miejsca i poziomu trudności. W końcu to MMORPG, więc takie zadania, które pozwalają nam współpracować z innymi ludźmi, powinny dawać dużo rozrywki, i tak też jest w istocie.

W grę wchodzą także operacje (taki odpowiednik rajdów z „WOWa”), czyli grupy powyżej 4 osób, które mogą zajmować się zadaniami specjalnie przeznaczonymi dla takiej ilości graczy. Można tutaj próbować je skończyć na poziomie hard, co niekiedy stanowi spore wyzwanie. Świetnie, że LucasArts i BioWare dali nam możliwość fabularnego zakończenia gry – mamy flashpointa „False Emperor”, w którym bezspoilerowo mówiąc, musimy zmierzyć się z Darthem Malgusem. Dzięki temu – gra chociaż jest z gatunku MMORPG, daje nam satysfakcjonujące rozwiązanie wątków.
sw2Technikalia

W grach z gatunku MMORPG nigdy nie chodziło o fajerwerki graficzne, ale o grywalność. Dlatego „Star Wars: The Old Republic” wyglądem nie przypomina takiego „Skyrima” – ale nie jest to w żadnym wypadku wada. Często można dostrzec błędy graficzne (zwłaszcza podczas dialogów), ale da się do tego przyzwyczaić. Natomiast tereny planet wyglądają oszałamiająco – wszystko jest dopracowane i wierne kanonowi „Gwiezdnych Wojen”. Największe wrażenie podczas gry zrobił na mnie rozmach Tattooine czy Hoth – ta przestrzeń jest odczuwalna. Wielkość także widoczna jest w miastach – dla przykładu można przytoczyć fantastyczne Coruscant z gigantyczną siedzibą Senatu Republiki czy wielką stocznię na Koreli.

Zróżnicowany jest również wygląd postaci graczy. Dzięki sporej ilości przedmiotów oraz indywidualnego podejścia przy tworzeniu, z trudem możemy podczas rozgrywki napotkać postać, która byłaby podobna do nas. Jeśli chodzi o NPC-ów – tutaj także jest spora różnorodność w wyglądzie jak i rasach – wszystko sprawia należyte wrażenie, lecz przy Twi’lekach, Togrutanach czy Selonianach można było dojść do wniosku, że ciągle rozmawiamy z tą samą postacią. Duży problem leży w powtarzalności głosu – BioWare wykonał kawał dobrej roboty, gdyż aktorów jest tutaj od groma, ale nawet ta liczba nie wystarcza, abyśmy po jakimś czasie gry nie poczuli deja vu.

Mechanika gry jest prosta i intuicyjna. Wyraźnie najwięcej zaczerpniętego z „World of Warcraft”, bądź wcześniejszych tytułów, którymi inspirował się Blizzard. Takim sposobem ustawienie pasków na umiejętności, forma szkolenia bohatera czy rozwijanie drzewek nie będzie niczym trudnym, gdyż większość graczy poczuje się po prostu jak ryba w wodzie. Sama walka także jest pod tym względem typowa – wykorzystujemy nabyte umiejętności, którymi atakujemy przeciwnika. Choć możemy znaleźć tutaj kilka urozmaiceń – częste ukrywanie się za czymś niejednokrotnie pomaga przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę, gdyż wróg walczący w zwarciu musi nas złapać, a strzelający musi podejść tak, by nas zobaczyć.

Trochę urozmaiceń wprowadzono w opcjach handlu – poza typowym targiem, w którym możemy handlować z innymi graczami, mamy bardzo duży wybór różnych vendorów. W tym także takie, w których kupujemy za specjalną walutę planetarną – vendory ze sprzętem specjalnym czy typowe sklepy ze sprzętem PVP. Są także odpowiednie sklepy ze speederami, których wraz z rozwojem możemy posiadać nawet kilka – inna prędkość, wygląd itd.

W tym elemencie gry dostrzegłem jedną wadę związaną z instancjonowaniem planet. Nie wiem, dlaczego, ale BioWare stwierdzili, że na planecie po danej stronie może być określona, dość niewielka liczba osób i gdy już pojawiają się kolejni, tworzona jest osobna instancja, na której grają – tym samym mamy dwie różne planety, na których są inni gracze. Nie wydaje mi się to trafną decyzją, bo traci na tym rozgrywka pomiędzy graczami – chwilami planeta może wydawać się zbyt opustoszała, przez co trudno znaleźć grupę do heroików. Liczę, że z czasem zostanie to zmienione/przebudowane, gdyż gra dużo na tym zyska.
sw3Moc jest w tej grze silna

Wiadomo, że techniczne elementy i dobrze rozpisana fabuła byłyby niczym bez klimatu. Tutaj jest on bezapelacyjnie perfekcyjny. Świat „Gwiezdnych Wojen” oddany w idealny sposób, przez co fani uniwersum odnajdą wiele ciekawych rzeczy, związanych z EU czy „Knights of the Old Republic”. A nowi poznają wielkość tego świata i tajemnicę, która powinna przekonać każdego. Dużym plusem i to bardzo odczuwalnym jest element „KOTORa” – w wielu elementach rozgrywki da się odnaleźć nawiązania, a przede wszystkim odczuć klimat tamtej gry, który tutaj jest spotęgowany.

Wpływa na to też dźwięk – jesteśmy w świecie „Gwiezdnych Wojen” i słyszymy to na każdym kroku – odgłosy blasterów, śmigaczy czy mieczy świetlnych oraz języki obcych cywilizacji budują to coś, co sprawia, że gra staje się wyjątkowa. Kropką na „i” jest muzyka, która jest godna Gwiezdnej Sagi i spuścizny po Johnie Williamsie. Tak naprawdę to zasługuje ona na osobną recenzję i wnikliwe wgryzienie się w album z edycji kolekcjonerskiej i resztę utworów opublikowanych za darmo na YouTube przez twórców. Armia kompozytorów pod dowództwem Marka Griskeya stworzyła dzieło wysokiej jakości o rozmachu godnym tej gry. Prawda – mamy tutaj wiele tematów z filmowej Sagi, ale w zdecydowanej większości są one wykorzystane w innej aranżacji – często ciekawej i zaskakującej. W paru scenach oczywiście wykorzystano dosłownie utwory z filmów. Nigdy w żadnej grze nie widziałem tak perfekcyjnie dopasowanej muzyki do tego, co dzieje się na ekranie – ta muzyka ilustruje nasze działania, buduje nasze emocje, a nie tylko przygrywa nam w tle, by nie było za cicho. W paru kluczowych dla fabuły miejscach fantastycznie wpleciono „Battle of the Heroes” z „Zemsty Sithów”, dzięki czemu walka z bossem ociekała emocjami i napięciem. Pod względem muzycznym „Star Wars: The Old Republic” stoi na najwyższym poziomie. Szkoda tylko, że twórcy zdecydowali się płytę z muzyką dołączyć wyłącznie do edycji kolekcjonerskiej – raczej wielu graczy czy fanów „Gwiezdnych Wojen” z radością zakupiłoby płytę, gdyby była dostępna normalnie w sklepach. Wiem, że w większości przypadków taki zabieg jest standardem, ale gdy gra ma tak świetną muzykę to powinna ona być dostępna, chociażby w małym nakładzie.
My idący na śmierć pozdrawiamy Cię, czyli o PVP słów kilka

W grach MMORPG element walki z innymi graczami nigdy nie był dla mnie najważniejszy. Wiem, że dużo graczy z różnych powodów narzeka na PVP w „TOR”, ale czy słusznie? Mamy kilka elementów zabawy na Warzones – atak/obrona statku, huttball i walka na Alderaanie. Wszystkie trzy instancje po małym poprawkach są typowe dla walki PVP w tego typu grach – dają dużo rozrywki i pozwalają nam zmierzyć się z zupełnie innym przeciwnikiem. Niektórzy traktują to jako podstawę, ale mam wrażenie, że akurat te trzy elementy są bardziej dodatkiem.

O wiele lepsze wrażenie robi Bitwa o Ilum, czyli zabawa na planecie, która służy za arenę PVP. Sceneria ciekawsza, grupy w walkach wydają się większe – całość urozmaica ten tryb.

Oczywiście na serwerach PVP możemy także walczyć z przeciwną frakcją gdzie popadnie – czasem questując na planetach spotykamy wrogich graczy, którzy mogą zdecydować się popsuć nam zabawę. Zdarzają się też sytuacje, wbrew pozorom dające sporą dawkę zabawy, gdy urządzamy sobie polowania – dla przykładu wyruszamy w miejsca, gdzie questują przeciwnicy, często niedaleko placówki i atakujemy ich.

Jak widzicie, opcji jest sporo, ale nie ma tutaj nic wyjątkowego. „Star Wars: The Old Republic” zasługuje w tym trybie na coś oryginalnego i godnego uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. Wydaje się, że tryb PVP pomimo wszystko został najmniej dopracowany z wszystkich elementów gry. Na szczęście z MMORPG jest tak, że poprawki są ciągłe, więc możemy liczyć, że kiedyś zostanie to dopracowane.

sw_flyCzy warto wydać pieniądze?

Wychodzę z założenia, że gier MMORPG nie można oceniać wcześniej, niż minimum po kilku miesiącach rozgrywki. Co za sens napisać wrażenia po miesiącu, gdy nie poznałem całej gry? Czy wówczas ocena może być miarodajna?

Podczas całej zabawy w „The Old Republic” gra co jakiś czas pozytywnie mnie zaskakiwała i by to wszystko opisać recenzja musiałaby objętościowo być dwa razy dłuższa. Nie jest to też gra perfekcyjna, gdyż jak każdy tytuł MMORPG na początku swojej drogi okraszony został ogromną ilością bugów – czasem irytujących, chociaż bardziej denerwowały przerwy w działaniu serwera w trakcie dnia, gdyż wychodzono z założenia, że w USA jest noc, więc można tak zrobić. Takich sytuacji w przeciągu pierwszych miesięcy było wyraźnie za dużo.  Na szczęście teraz to się unormowało, ale bugi w dużej ilości wciąż są obecne. Plus za to, że co jakiś czas twórcy wraz z patchem będą wprowadzać coś nowego – rozgrywka na tym zyskuje.

W grach typu MMORPG najważniejsze jest też to, czy mają one przyszłość. Produkcja LucasArts i BioWare ma wyśmienitą ekipę, która ma doświadczenie w gatunku RPG oraz ma wielki potencjał, który może być wykorzystany wraz z umiejętnym wprowadzaniem nowych dodatków. Gra posiada w sobie tyle zalet, że może panować na rynku przez wiele lat, stając się atrakcyjną alternatywą dla „World of Warcraft”.

„Star Wars: The Old Republic” wart jest swojej ceny. Gra jest emocjonująca, o ciekawej i bardzo rozbudowanej fabule, która wciąga na wiele miesięcy. „Gwiezdne Wojny” doczekały się gry godnej tego fenomenu, która może bez problemu walczyć o miano najlepszego MMORPG.

Ocena: 9/10

Plusy:

– ciekawa fabuła dla klas

– dobre, różnorodne questy fabularne

– świetne dialogi i gra aktorów

– klimat

– oprawa dźwiękowa (dźwięk, muzyka)

– różnorodni towarzysze z własną historią

– własny statek

– przyzwoity crafting

– świetnie oddane uniwersum „Gwiezdnych Wojen”

– potencjał na większy rozwój

Minusy:

– masa bugów

– niewykorzystanie potencjału misji w kosmosie

– mało rzeczy oryginalnych, nie zaczerpniętych z innych tytułów

– niedopracowane PVP

– niedopracowana oprawa graficzna