Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Recenzje

Biały Piasek 2 – Brandon Sanderson i Rik Hoskin

Już wiem, dlaczego Brandon Sanderson zdecydował się wydać „Biały Piasek” jako komiks, i chyba nikt nie będzie się kłócił, że w formie książki – przy jego obecnym statusie – by jej nie sprzedał. Stałaby się zapewne bestsellerem. Na szczęście, Sanderson chce nie tylko zarabiać na prozie, ale i ma pewien cel, a żeby go osiągnąć musiał wydać nawet tak średnie dzieło, jak „Biały Piasek” – za to w najbardziej atrakcyjnej i wartościowej formule, jaka była mu dostępna.

Oczywiście, mógł wziąć stary konspekt i napisać go w całości od nowa. Jednak nie da się ukryć, że współcześnie Sanderson ma co robić i sam dodaje sobie coraz to nowszych planów, na stare nie ma więc przesadnie dużo czasu. No, chyba że wystarczy poświęcić im chwilę – tak było z „Białym Piaskiem”, stanowiącym kolejną cegiełkę istoty i zrozumienia Cosmere. Uniwersum science fiction – życie na różnych planetach, odmienna fizyka, cywilizacje, flora i fauna – w ramach którego działa czysta fantasy (i to najczęściej post-tolkienowska: quasi-mediewistyczna, upadające królestwa, moc w posiadaniu nielicznych, wybrańcy), a przynajmniej działa tak w istniejących dotychczas utworach (konceptualnie, „Z Mgły Zrodzony” ma dziać się w świecie bliskim naszych lat 80./90. oraz w realiach futurystycznych).

W „Białym Piasku” nie ma bowiem niczego, czego nie ma w pozostałych utworach autora. Wybraniec powoli uczy się magii (panowania nad nią) i poznaje swego rodzaju prawdy o świecie, czasem wręcz je powtarza (zabieg odkrywający przed odbiorcą świat przedstawiony). Konflikt dualistyczny, w którym nie ma co prawda aż tak silnie zarysowanych pobudek rasistowskich i gradacyjnych, jak w „Z Mgły Zrodzonym”, ani uszlachetnienia swego rodzaju wybrańców („Elantris”, „Rozjemca”). Co więcej – pojawiają się bohaterowie z dwóch różnych światów, których ewidentnie coś do siebie ciągnie. Jest i ideologicznie niechętna protagoniście, ale konwenansami zmuszona do kontaktów strażniczka (mrugnięcie okiem do Hrathena).

Zabraknąć nie mogło oczywiście magii, lecz nie takiej zwyczajnej jak w „Harrym Potterze” czy „Władcy Pierścieni”, tylko takiej, która działa niby silnik, napędzana swoistym paliwem. W „Z Mgły Zrodzonym” były to metale, w „Rozjemcy” pseudodusze, w „Elantris” odtwarzane – jak w mitach – symbole (odwołujące się do „idei”), w „Białym Piasku” nie zostało to jeszcze odpowiednio doprecyzowane, ale z pewnością chodzi o specyficzne promieniowanie ichniego słońca. W porównaniu z „Rozjemcą” czy „Z Mgły Zrodzonym” ten rodzaj magii nie jest jakiś spektakularny, ciekawy ontologicznie bądź filozoficznie, stoi na poziomie „Elantris”, choć odrobinę mu ustępuje – być może dalsze tomy rozwiną jakoś mechanizm mocy.

Niewątpliwie problemem „Białego Piasku” są archetypiczne stereotypy i sami bohaterowie. Wydają się – bez względu na znaczenie odgrywanej roli czy stopień planowości – papierowi, stanowią wyłącznie nośnik fabuły, nie budzą żadnych uczuć czytelnika, nie ma w nich nawet cech, które wyróżniałyby ich na tle społeczeństwa. A często są wręcz synekdochami grup. Główny bohater odwołuje się do wszystkich odtrąconych i niespełnionych bohaterów, mających szlachetne pobudki, ale wciąż zbyt małe umiejętności. Nikogo nie zdziwi też pogardliwa postawa generała względem pacyfistów i nieparających się polowaniami – wszak wojownik zawsze musi wywyższać się za sprawą swych wojskowych przymiotów, czyż nie? Z kolei żeglarz jak nie pije na umór to żaden wilk morski… Na tym nie koniec. Sanderson realizuje oczekiwania czytelników, nie gra z nimi, nie bawi się przełamywanie schematów myślowych. Choć to nie cel tego komiksu – jest on przecież na wskroś rozrywkowy.

Ale graficznie może się podobać i wyróżniać. Julius Gopez, ilustrator, zastosował w „Białym Piasku” nietypową estetykę. Zamiast pójść w stronę niezwykle popularnej we współczesnym komiksie przejrzystości (co starał się w mało złożony sposób uczynić Julius Otha w szóstym rozdziale tego dzieła), wybrał niepełną wyraźność, wręcz szkicowość i „szarpanie”, krawędzie i kontury z kolei to nierzadko puentylistyczne zarysy. Jedyne, co się tu odrobinę gryzie z całością to jaskrawość barw, która może utrudniać czytanie – z drugiej strony, zastosowanie takich zabiegów jest światotwórczo i artystycznie uzasadnione.

Przede wszystkim drugi tom „Białego Piasku” to tom pośredni. I to tak typowo. Niby do czegoś prowadzi, coś tam uzupełnia, wyjaśnia funkcjonowanie niektórych aspektów świata, ale fabuła praktycznie stoi w miejscu. Jest trochę akcji, przekomarzania, poznania bohaterów – z tym, że mało co z tego służy fabule, większość właściwie to furtki dla bocznych wątków. Czy zbędnych? Następny tom być może pokaże. Na razie nie zawsze potrzebnych.

A dlaczego lepiej sprawdza się to w komiksie niż w prozie? Książka na bazie tego, co zostało pokazane w powieści graficznej byłaby przesadnie przegadana, powtarzalna i wnosząca niewiele do obrazu Cosmere. W tym medium zaś radzi sobie chociaż jako czytadło.