Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Film

Atomic Blonde – recenzja przedpremierowa!

Charlize Theron jest jedną z tych aktorek, które nie dały się zaszufladkować. Kiedy producenci w Hollywood zacierali już ręce z myślą, że trafiła im się kolejna ładna buzia prosto na plakaty komedii romantycznych, Theron zdecydowała się na rolę fizycznie odrażającej prostytutki-morderczyni w dramacie „Monster” (za którą zresztą otrzymała Oscara). Pokazała tym samym, że traktuje swoją karierę poważnie i dzięki umiejętnemu dobieraniu ról nie pozwoli się wpisać w stereotypy. Od tego czasu wielokrotnie grała silne kobiece postaci (ostatnio szczególnie upodobała sobie role antagonistek), których zwieńczeniem – wydawałoby się – była Furiosa, która w „Mad Max: Na drodze gniewu” przyćmiła tytułowego bohatera. I kiedy wydawało się, że twardszej postaci już nie zagra, na ekrany kin weszła „Atomic Blonde”.

 

Akcja filmu toczy się w ukochanym mieście autorów powieści i scenariuszy szpiegowskich thrillerów, czyli zimnowojennym Berlinie. Metropolia o dwóch tak odmiennych obliczach, w której nieustanne boje toczą siatki wywiadowcze największych państw, stanowi wszak idealne tło dla wypełnionej akcją i zdradą opowieści. Szczególnie w przededniu upadku Muru Berlińskiego… W ten kocioł wrzucona zostaje agentka brytyjskiego wywiadu Lorraine Broughton, której głównym celem jest odnalezienie wykradzionej listy agentów. Oczywiście jak to w zimnowojennym Berlinie, nic nie jest proste, a sojusznicy często niewiele różnią się od wrogów. Wybranie takiej lokacji dało też pole do popisu scenografom – Berlin po obu stronach Muru został odwzorowany niezwykle realistycznie, z charakterystycznym stylem końca lat 80. na Zachodzie oraz siermiężną, szarą rzeczywistością NRD po wschodniej stronie.

Tym jednak, co zostaje w widzu po seansie „Atomic Blonde” nie jest ani fabuła ani scenografia, a fantastycznie nakręcone sceny akcji – jedne z najlepszych w historii gatunku! Reżyser David Leitch był jednym z twórców „Johna Wicka” (choć ostatecznie nie został wymieniony w czołówce) i to czuć od samego początku. Niezwykle długie i dynamiczne ujęcia, kręcone bez cięć (a przynajmniej tych widocznych), widowiskowe pojedynki z fantastyczną choreografią, a przy tym przy zachowanie – dość umownego, ale jednak – realizmu sprawia, że mamy do czynienia z najlepszymi scenami tego typu jakie kiedykolwiek widziałem w kinie. Na szczęście Leitch nie próbował zrobić kalki z „Wicka” – podczas gdy grany przez Keanu Reevesa zabójca przeciwników pozbywa się głównie przy użyciu broni palnej, Lorraine walczy w zwarciu, rzadko korzystając z pistoletów. Aby jednak wyrównać swoje szanse w pojedynkach z przewyższającymi ją warunkami fizycznymi facetami, używa wszystkiego, co znajdzie pod ręką – kluczy, korkociągów, butelek, węży ogrodowych, itd. Widać, że Leitch w młodości często oglądał filmy z Jackiem Chanem, co idealnie uzupełniło się z jego kaskaderskim doświadczeniem. Całość scen akcji być może nie wypadłaby tak fantastycznie, gdyby nie niesamowite przygotowanie Theron, która była w stanie zagrać intensywną do bólu sekwencję zawierającą kilkadziesiąt ruchów bez cięć i udziału dublerek. Dzięki temu (oraz zachowaniu samej Lorraine – pewnej siebie, stanowczej, miejscami wulgarnej) przez cały czas wiemy, że mamy przed sobą agentkę zdolną sprostać każdemu wyzwaniu; przy tym ani razu nie ma się wrażenia, że protagonistka jest niezniszczalna – ona także cierpi w wyniku kolejnych starć.

Choć na planie „Atomic Blonde” zebrano kilku znakomitych aktorów (John Goodman, Toby Jones), wszyscy oni pozostają w cieniu Charlize Theron. Jedyną osobą która nie dała się przyćmić pięknej Południowoafrykance jest wcielający się w berliński numer jeden James McAvoy. Grany przez niego David Percival pełen jest charyzmy i punkowego uroku, dzięki czemu znakomicie odnajduje się po obu stronach Muru.

Kolejne sceny znakomicie podkreślane są przez muzykę – coś dla siebie odnajdą zarówno zwolennicy New Order, jak i Depeche Mode, Queen czy Georga Michaela. Na liście nie mogło też oczywiście zabraknąć „Atomic” od Blondie. Osobiście żałuję jedynie, że w soundtracku nie pojawia się więcej punkowych nut, ale nie zmienia to faktu, że fani muzyki z epoki powinni być co najmniej zadowoleni.

Charlize Theron po raz kolejny odcisnęła swoje piętno na kinie akcji – grana przez nią Lorraine Broughton przejdzie do historii gatunku, jako jedna z jego najtwardszych przedstawicielek, którą można stawiać w jednym rzędzie z Ellen Ripley, cesarzową Furiosą i Sarą Connor. W połączeniu z urodą Theron, perfekcją scen akcji, znakomitą scenografią, świetnie dopasowaną muzyką, dobrze napisanymi dialogami oraz jedną z najgorętszych scen łożkowych jakie powstały w Hollywood (a przynajmniej w jego oficjalnej, kinowej części), otrzymujemy wybuchową mieszankę, którą po prostu trzeba zobaczyć w kinie.