Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Film

Dziedzictwo Bourne’a (recenzja)

Aaron Cross, bohater „Dziedzictwa Bourne’a” miał być godnym następcą Jasona Bourne’a granego przez Matta Damona, lecz nim nie jest. Film pod każdym względem ustępuje pola poprzednim częściom. Recenzja nie zawiera spoilerów.Większa część filmu rozgrywa się w tym samym czasie, co poprzednie produkcje z serii. Gdzieniegdzie nawet jesteśmy świadkami wydarzeń z Jasonem Bourne’em w roli głównej, gdyż są one kluczem do fabuły spin-offa. To, co rozgrywa się w „Dziedzictwie” stanowi bowiem konsekwencję jego wyczynów. Specjalna ekipa musi ograniczyć straty, więc kasuje wojskowy program, do którego należy Aaron Cross i dr Marta Shearing. Oboje rozpoczynają walkę o przetrwanie.

Historia jest boleśnie prosta i strasznie schematyczna. W porównaniu do poprzednich części – nie ma tu żadnych zaskoczeń, brak zwrotów akcji, czy niespodzianek. Film pozbawiono także jakiejkolwiek tajemnicy – wszystko jest jasno i otwarcie przedstawione widzom, przez co trudno naprawdę wciągnąć się w historię. Najgorsze jednak jest to, że Tony Gilroy, reżyser filmu, ponosi porażkę w zainteresowaniu nas przygodami nowego bohatera. O wypiekach na twarzy z emocji czy odczuciu choćby minimalnego napięcia można zapomnieć. Jest to niesamowicie zaskakujące, gdyż zwłaszcza drugą i trzecią część oglądało się siedząc na skraju fotela.

Najbardziej razi próba rozbudowania mitologii przez Tony’ego Gilroya. Przygody Jasona Bourne’a imponowały realizmem, ciekawą fabułą i intrygującą tajemnicą, a sceny akcji stanowiły tak naprawdę miły dodatek. Treadstone, do którego należał Bourne, polegał na praniu mózgu i rygorystycznym szkoleniu na zabójcę. Scenarzysta porzuca w spin-offie wszystkie zalety poprzednich części, tworząc fabułę, która prostą drogą zmierza ku science fiction. Zrozumiałbym, gdyby ten jeden dodatkowy program zajmował się eksperymentami, o których słyszymy w zwiastunie, lecz to, co pokazuje film, jest niedorzeczną przesadą, która nijak ma się do tej serii. Po tym, co nam zaprezentowano, można wysnuć prosty wniosek – zapomnijcie o Bournie, to tak naprawdę mięczak, nowi superagenci to przyszłość.
bourne1„Dziedzictwo Bourne’a” także nie zachwyca scenami akcji. Mamy dowód na to, jak wielki wpływ na te sekwencje w poprzednich częściach miał Paul Greengrass. Co prawda, za wymyślanie efektownych elementów ponownie odpowiada Dan Bradley, ale widać, że nie dostał tyle samo swobody, co wcześniej. O ile w „Krucjacie Bourne’a” i „Ultimatum Bourne’a” tworzono sceny akcji, jakich nikt nigdy wcześniej nie pokazał, tak tutaj całość jest zaledwie poprawna, nakręcona o wiele gorzej. Wina leży raczej po stronie Gilroya, który jako scenarzysta odpowiedzialny za część dramatyczną poradził sobie nieźle, ale kompletnie nie wyczuł scen akcji. Praca kamery jest przeciętna, lecz to dopiero montaż niszczy jakikolwiek efekt. Jest tak szybki i chaotyczny, że w niektórych scenach oczy aż mogą zaboleć. Specjalnego wrażenia nie robi również szumnie zapowiadana scena kilkunastominutowego pościgu. Ani nie jest ciekawa, ani efektowna czy nawet zaprojektowana w interesujący sposób. Poza tym, można odnieść wrażenie, że samych scen akcji jest strasznie mało w tym filmie, więc tym bardziej szkoda, że kiedy już się pojawiają, są w najlepszym wypadku poprawne.
bourne2Na słowa uwagi zasługuje Jeremy Renner w roli Aarona Crossa. Aktor jest jedynym elementem godnym pierwszych trzech filmów. Jego bohater jest inny niż Jason Bourne, ale równie interesujący i wyraziście przedstawiony. Renner radzi sobie wyśmienicie także w scenach akcji, wymagających od niego fizycznej sprawności. Pozostała część obsady poprawnie wykonuje swoje zadanie, lecz nikt nie wnosi do filmu niczego specjalnego. Nawet kreacje fantastycznej Rachel Weisz czy świetnego Edwarda Nortona są zaledwie na przyzwoitym poziomie.

„Dziedzictwo Bourne’a” nie jest jednak filmem złym, którego nie warto obejrzeć. Z ekranu wylewa się mimo wszystko jedynie przeciętność, udowodniając tym samym, że Jasona Bourne’a nikt nie będzie w stanie godnie zastąpić. Chyba że za sterami ponownie stanie Paul Greengrass.

Ocena: 5/10

{youtube}bKX-nXaTY44{/youtube}