Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Film

Liga Sprawiedliwości kontra Młodzi Tytani (recenzja)

Młodych Tytanów poznałem dzięki emitowanemu w 2005 roku na Cartoon Network serialowi. Owszem, wcześniej zdarzało mi się czytać komiksy z młodocianymi herosami, ale to właśnie dzięki animacji grupa ta zajęła miejsce pośród moich ulubionych. Dlatego też wiązałem z nową pełnometrażówką w ofercie DC Comics – „Liga Sprawiedliwości kontra Młodzi Tytani”, ogromne nadzieje, licząc na powrót ulubionych postaci do formy sprzed The New 52 i „Młodzi Tytani Akcja” (które jest tematem na osobny tekst).

Tradycyjnie już, widz od początku wrzucany jest w wir akcji. Liga staje przeciwko Legionowi Zagłady, mierząc się z jednymi z najpotężniejszych złoczyńców na Ziemi. Superman, Wonder Woman, Batman, Cyborg i Flash toczą zaciętą walkę z Luthorem, Cheetah, Salomonem Grundy, Toy Makerem i Weather Wizardem, podczas gdy Robin zostaje obarczony zadaniem kontroli tłumu. Świadomy własnej wartości i rozżalony, że otrzymał zadanie na odczepne, przy pierwszej okazji łamie polecenie Mrocznego Rycerza. Jak można się spodziewać, ten nie jest zachwycony nieposłuszeństwem, nawet jeśli doprowadziło ono do zwycięstwa. Chcąc nauczyć syna na czym polega praca w drużynie, wysyła go do Wieży Tytanów, gdzie Starfire zajmuje się szkoleniem nowego pokolenia superbohaterów.

Choć wprowadzając do drużyny Młodych Tytanów Damiana Wayne’a, twórcy sięgają po wydany w 2011 roku „New Teen Titans” #89, to sama historia jest w znacznym stopniu oparta na ukazującej się na przełomie lat 1984 i 1985 opowieści „Terror of Trigon”, z której czytelnicy nie tylko mogli dowiedzieć się czegoś więcej na temat pochodzenia tajemniczej Raven, ale również poznać istotę, której Darkseid mógłby co najwyżej czyścić kopyta, tytułowego Trigona. Gdy Robin (wraz z widzem) poznaje nową drużynę, pojawia się największy mankament filmu. Obecność Ligi Sprawiedliwości, która to zajmuje główne miejsce w tytule, praktycznie zakończyła się na tych kilku pierwszych scenach i choć jej członkowie pojawiają się jeszcze kilkukrotnie, wliczając efektowny finał, to scen z nimi jest zaskakująco mało. „Liga Sprawiedliwości kontra Młodzi Tytani” to przede wszystkim film o Damianie i Raven oraz ich zmaganiu z przeszłością. Nawet jeśli bijatyki jest tutaj mniej, niż można się spodziewać po tytule, to widzowie nie powinni być zawiedzeni. Głównie ze względu na fakt, że sceny akcji zachwycają. Ich płynność, choreografia oraz dbałość o detale sprawia, że „Liga kontra Tytani” przebija większość wydanych przez DC Comics filmów (nie wspominając nawet o aktorskich).

Trwająca nieco ponad godzinę pełnometrażówka obfituje w znany z serialu klimat, przeplatający poważne sceny z humorem. Głównym źródłem tego drugiego jest duet Beast Boy – Blue Beetle (który zastąpił w tej roli serialowego Cyborga), ale i Damianowi zdarzyło się raz czy dwa wywołać u mnie szeroki uśmiech. Jeśli dodać do tego fanserwis w postaci interakcji Starfire z Nightwingiem, czy odwiedziny Cyborga w Wieży Tytanów, otrzymujemy film, który wciąga bez reszty. Dodatkowo widz staje się świadkiem dojrzewania Damiana, który choć nie porzuca zaszczepionego przez Ligę Zabójców poczucia własnej wartości, to stopniowo zmienia sposób patrzenia na świat.

Polski lektor sprawdza się w filmie równie dobrze, co w pozostałych tytułach, wypuszczonych na naszym rynku przez Galapagos, ale zdecydowanie warto jest obejrzeć „Ligę kontra Tytanów” w oryginale, posiłkując się napisami. Obok powracających do ról Jasona O’Mary (Batman), Jerry’ego O’Connella (Superman), czy Rosario Dawson (Wonder Woman), pojawia się szereg utalentowanych osób, dokładających wszelkich starań, by ich postaci brzmiały jak serialowe pierwowzory. Bardzo dobrze wypada Brandon Soo Hoo, podkładający głos pod Beast Boy’a, czy znana z „American Horror Story” Taissa Farmiga, tutaj jako Raven. Wisienką na torcie jest Trigon, przemawiający zmodyfikowanym głosem Jona Bernthala.

„Liga Sprawiedliwości kontra Młodzi Tytani” to dobrze zrealizowany film animowany, którego nie powinno zabraknąć w filmotece fana komiksu. Choć można narzekać na marginalną obecność Ligi, to finał nie powinien pozostawić złudzeń, co do zasadności wykorzystania największych herosów DC. Młodociani herosi zostali wprowadzeni do animowanego uniwersum na dobre i jeśli przyjemność płynąca z oglądania ich występu może być zapowiedzią dalszych losów drużyny – nie mogę doczekać się kolejnych filmów.