Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Film

Outcast: Opętanie – wrażenia z pokazu pierwszego odcinka

Niezwykle ceniony zarówno za komiks, jak i serial „The Walking Dead”, Robert Kirkman postanowił przenieść na ekrany telewizorów kolejną ze swych graficznych powieści: „Outcast”. Dzięki polskiemu oddziałowi FOX miałem okazję zobaczyć pierwszy odcinek produkcji i muszę przyznać, że mocno mnie zaskoczył… chociaż chyba nie tym na, co liczyli jego twórcy.

Przed seansem zapowiedziano nam bowiem, że zamykanie oczu w co bardziej przerażających scenach nie jest powodem do wstydu. Podobno przy okazji międzynarodowego pokazu sam Robert Kirkman mówił dziennikarzom, że będzie zawiedziony, jeśli nikt nie wyjdzie przedwcześnie z sali, obrzydzony tym, co zobaczy na ekranie. Tymczasem pierwszy odcinek, poza początkową sceną (a i w niej niekoniecznie), wcale nie epatuje tego rodzaju atrakcjami. Nie uważam tego bynajmniej za wadę, jednak pamiętajcie o tym, kiedy natraficie na marketingowe slogany. Pod tym względem „The Walking Dead” wypada zdecydowanie mocniej.

W „Outcast: Opętanie” zaskoczyło mnie to, jak wierną jest adaptacją! Czytając komiks miałem zresztą wrażenie, że jego twórca planował przeniesienie go na ekrany telewizorów już na etapie tworzenia scenariusza do powieści graficznej. Zmiany (przynajmniej te, które widzimy w pierwszym odcinku) są raczej kosmetyczne i na pewno nie będziemy mieli do czynienia z sytuacją podobną do tej z „Gry o Tron”, czyli mocnym rozminięciem się materiału źródłowego z telewizyjnym. W wielu miejscach słyszymy nawet te same dialogi co w pierwowzorze – i dobrze, ponieważ są one świetnie napisane.

Czym w ogóle jest „Outcast: Opętanie”? Historia rozpoczyna się w małym, amerykańskim miasteczku, w którym dochodzi do opętania chłopca. Jedynymi osobami zdolnymi do udzielenia mu jakiejkolwiek pomocy są wielebny Anderson oraz Kyle Barnes – człowiek, któremu przez niemal całe życie towarzyszył koszmar, jakim jest nawiedzenie przez demony. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, chociaż całość wygląda niczym zgrana klisza, to Kirkman szybko zaciera to niekorzystne wrażenie. Przeszłość bohaterów jest przed nami stopniowo odkrywana, stawiając ich często w zupełnie innym niż nam się początkowo wydawało świetle, i właśnie to stanowi jedną z największych zalet komiksu, oraz, mam nadzieję, jego adaptacji (po pierwszym odcinku właśnie na to się zanosi). Kirkman, podobnie jak w „The Walking Dead”, zestawia istoty odarte z wolnej woli z czynami zwykłych ludzi, często postawionych w ekstremalnej sytuacji. Podobnie jak w serialu z zombie, porównanie to nie zawsze wypada z korzyścią dla nas – nie trzeba być opętanym, żeby dopuszczać się strasznych czynów…

Obsada w większości wygląda niczym żywcem wyjęta z kart komiksu, ale po zaledwie jednym odcinku ciężko ocenić jak swoje role udźwigną poszczególni aktorzy. W otwierającym epizodzie mieliśmy możliwość lepszego poznania głównie dwójki głównych bohaterów i w pełni mnie oni do siebie przekonali. Patrick Fugit (Kyle) ma w sobie odpowiednią porcję zarówno lęku i cierpienia, jak i promyk nadziei i chęci czynienia dobra, a Philip Glenister (Anderson) znakomicie oddaje niejednoznaczny charakter pastora, zmagającego się nie tylko z cudzymi demonami (i to dosłownie!), ale przede wszystkim z własnymi. Bardzo dobre wrażenie wywarło na mnie także małżeństwo Megan i Marka Holterów, grane przez Wrenn Schmidt oraz Davida Denmana, oraz Gabriel Bateman jako Joshua.

Tym, czego odrobinę się w „Outcast: Opętanie” obawiam, jest tempo produkcji. W komiksie jest ono dość powolne, akcja toczy się spokojnym rytmem, a serial zdaje się ten schemat powielać. Według mnie nie jest to wada, ponieważ dzięki temu znakomicie wczuwam się w klimat opowieści, lepiej poznaję głównych bohaterów, a każda scena ma odpowiednią podbudowę, dłużej także rezonuje w widzu, ale dla odbiorcy przyzwyczajonego do nieustannej akcji oraz ciągłych cliffhangerów może to stanowić problem. To, co sprawdza się w komiksowym zeszycie niekoniecznie musi dobrze wypadać w cotygodniowych epizodach. Wierzę jednak w Roberta Kirkmana, który ma przecież duże doświadczenie w przenoszeniu pomysłów na ekran.

Pierwszy odcinek „Outcast: Opętanie” intryguje i sprawia, że mam ochotę obejrzeć kolejny… jednak nie od razu. Wydaje mi się, że jest to ten rodzaj serialu, który dobrze jest sobie dawkować w cotygodniowych odstępach, zamiast w długich maratonach. Dzięki polskiemu oddziałowi FOX będziemy mieli możliwość oglądać kolejne epizody już w kilkanaście godzin po widzach w USA, co bardzo mnie cieszy – takie podejście zasługuje na szacunek widza. „Outcast: Opętanie” to ciekawa produkcja dla fanów horroru, wypełniona gęstym klimatem i z niejednoznacznymi bohaterami. Komiksy Kirkmana zdecydowanie są godne polecenia, mam nadzieję, że to samo będę mógł powiedzieć o serialu. Po pierwszym odcinku takie założenie wydaje się być w pełni uzasadnione!