Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Film

Wonder Woman (recenzja)

Po miażdżącej liczbie krytycznych recenzji jaka spadła na ostatnie filmy z bohaterami DC Comics, wielu fanów straciło wiarę w to, że tworzone do tej pory przez Zacka Snydera uniwersum jest w stanie wznieść się na poziom komiksowego odpowiednika. Sam postawiłem już na nim krzyżyk, przez co z tym większym zdziwieniem zauważyłem, że płynące zza oceanu, niezwykle pozytywne, pierwsze recenzje „Wonder Woman” rozpaliły we mnie nadzieję. Uwielbiam komiksy z Dianą Prince i perspektywa zobaczenia jej na ekranie bez gwałcenia wszystkiego, co czyni ją tym, kim jest (co w swoich filmach zrobił z Batmanem i Supermanem Snyder), naprawdę mnie ucieszyła.

Pamiętam, jak po premierze „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” przeczytałem gdzieś komentarz, że ktoś chętniej poznałby historię tego zdjęcia, niż cały film Snydera. Marzenie owego internauty się ziściło, ponieważ właśnie o tym opowiada „Wonder Woman”. Wpierw otrzymujemy jednak wstęp opowiadający o dzieciństwie i dorastaniu Diany na Themiscirze, i jest to chyba moja ulubiona część filmu. Wyspa Amazonek jest przepięknym, fascynującym miejscem, którego kulturę aż chce się zgłębiać. Do tego znakomicie dobrano aktorki, od uroczej młodej Diany (w tej roli Lilly Aspell), przez emanującą siłą Antiope (którą gra znaną z „House of Cards” Robin Wright), aż po władczą Hippolitę (Connie Nielsen). Z raju Amazonek szybko zostajemy wyrwani wraz z pojawieniem się na wyspie granego przez Chrisa Pine’a Steve’a Trevora i ścigających go niemieckich żołnierzy. Oczywiście, Diana błyskawicznie opuszcza wyspę wraz z angielskim szpiegiem, a historia wpada w koleiny przewidywalności, z których już nigdy nie wyjeżdża.

Zawiłości fabuły nie zostały jednak złożone w ofierze na daremno – dzięki prostocie opowieści otrzymaliśmy szereg scen, dzięki którym możemy poznać bohaterów. Zobaczyć co ich kształtuje, skąd się wywodzą, jak odbierają świat. Momenty, w których Diana i Steve po prostu ze sobą rozmawiają są jednym z najlepszych elementów filmu. Oboje pochodzą z kompletnie różnych światów, których zupełnie nie rozumieją, dzięki czemu mogą się od siebie uczyć, przebyć pewną drogę i rozwinąć w trakcie filmu. Wyraźnie widać, że ktoś spędził wiele czasu przy pisaniu scenariusza właśnie nad tym elementem, co procentuje – filmowi wybacza się bowiem wiele grzeszków tylko dlatego, że lubi się głównych bohaterów. Od lat wie o tym Marvel, teraz w końcu zrozumieli to też w DC. Oczywiście nawet najlepszy skrypt nic nie da, jeśli pomiędzy aktorami nie ma chemii, na szczęście w tym wypadku nie ma mowy o podobnej sytuacji. Lekko drewniana Gal Gadot dobrze wpasowuje się w poznającą nowy świat Amazonkę (umiejętnie wykorzystano jej braki, tak, jak miało to miejsce w przypadku Dave’a Bautisty w „Strażnikach Galaktyki”), a Chris Pine zagrał jedną ze swoich najlepszych ról – jest niezwykle naturalny i charyzmatyczny, co nie zawsze mu się udawało. Niestety z filmów Domu Pomysłów wzięto też jeszcze jedną cechę – skupiając się na bohaterach, nie ma czasu na zarysowanie ciekawych postaci przeciwników.

Z rozczarowującymi łotrami wiąże się też największa wada filmu, czyli jego ostatni akt. Podczas gdy początek i środek filmu jest dość spójny, zakończenie sprawia wrażenie pociętego w montażowni. Niestety wyraźnie widać, że w finale więcej do powiedzenia miał Zack Snyder, niż Patty Jenkins. Chaotyczny montaż scen, z których część jest przeciągnięta, inne natomiast są zbyt krótkie, zaciera dobre wrażenie, jakie zrobił film. W dodatku efekty komputerowe często wypadają naprawdę fatalnie, co wcześniej można było wybaczyć, ale przy licznych wadach finału aż kuje to w oczy. A jeśli dodać do tego sztampowego przeciwnika z zestawem mocy ściągniętym prosto od lorda sith i nadmiar patosu, robi się naprawdę niestrawnie – zabrakło tylko wielkiego promienia bijącego w niebo. Przy okazji zakończenie udowadnia jak złym pomysłem było budowanie DCCU od „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” – Diana z tamtego filmu jest kompletnym zaprzeczeniem tej z „Wonder Woman”. Skoro jednak Disney mógł zrobić retcon Epizodu IV po prawie czterdziestu latach, DC ma jeszcze czas na wymyślenie czemu Amazonka odsunęła się od ludzkości…

To wstyd, że musieliśmy czekać aż do 2017 roku, żeby w Hollywood w końcu powstał pełnoprawny film o superbohaterce, jednak dobrze, że w końcu się to stało. Mam nadzieję, że DC oraz jego konkurenci pójdą za ciosem i płeć piękna w końcu zyska należne jej miejsce w panteonie kinowych postaci. Idealnym pomysłem było osadzenie akcji w czasie pierwszej wojny światowej, kiedy to kobiety nie miały praktycznie żadnych praw. Wpadająca do tego świata niczym meteoryt Diana stanowi dla niego świetny kontrast. W kinie widziałem mnóstwo dziewczyn utożsamiających się z główną bohaterką filmu, ubranych w koszulki z logo WW, żywiołowo reagujących na poczynania Diany – i był to świetny widok.

„Wonder Woman” jest dokładnie takim filmem, jak grana przez Gal Gadot tytułowa postać – pełna patosu, naiwna, czasem niezdarna i niedopasowana, nieco drewniana, ale jednak pewna tego co robi, urocza, wzbudzająca sympatię i szacunek, kolorowa i pełna dobrych chęci, a przy tym potrafiąca skopać tyłek każdemu, kto będzie na tyle nierozsądny, żeby skrzywdzić otaczających ją ludzi. Diana Prince pokazuje także inną stronę superbohaterów, znaną z jej komiksowych przygód – jest pełna miłości i współczucia. Nie chce się na nikim mścić, po prostu pragnie pomagać ludziom stawać się lepszymi. Nie jest to na pewno produkcja rewolucyjna czy godna najwyższych ocen, Marvel wypuszczał takie już dziesięć lat temu, jednak na tle „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” czy „Suicide Squad” zdecydowanie błyszczy. Wyraźnie czuć miłość twórców do postaci Amazonki, co potęguje pozytywne wrażenia z seansu, nawet pomimo licznych wad filmu. To także dobry krok w stronę budowania DCCU, którego przyszłość, wraz z kolejnymi doniesieniami z planu „Aquamena”, znów zaczyna wyglądać obiecująco. Mam nadzieję, że „Wonder Woman” odniesie finansowy sukces, bo z przyjemnością zobaczę co w kontynuacji do zaoferowania będą miały bardziej doświadczone Patty Jenkins i Gal Gadot!