Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Komiksy, Recenzje

Klaus – Grant Morrison i Dan Mora

Opowiadanie wszelkiego rodzaju “historii nieznanych” i zabawa w retellingi to nic nowego, nawet w komiksowym medium. Są to dość chwytliwe zagrania: twórcy bazują na znanych i popularnych motywach, postaciach czy wydarzeniach, dzięki czemu zahaczają o pewną przestrzeń, która zwykle dostarcza określoną grupę czytelników. Nic dziwnego, że czasem po tę metodę sięgają również uznani artyści, jak Grant Morrison („Azyl Arkham”, „Doom Patrol”) tworząc „Klausa”, czyli fantasy wariację na temat Świętego Mikołaja.

Jak w tego typu opowieściach bywa „Klaus”, czyli „Święty Mikołaj: Historia Nieznana”, opowiada o genezie i sensie legendy, osadzonej co prawa w zupełnie innym świecie, ale obficie korzystającym z dorobku kultury ludowej. Jednak protagonista to nie poczciwa osoba, podrzucająca kosztowności, lecz wojownik walczący z opresyjną władzą, pragnący przywrócić stary porządek, a przy okazji obdarowujący dzieci nadzieją (zabawkami).

Ciekawe połączenie – widać w nim i motywy z pierwowzoru, i nutkę fantazji, która żadnemu użytkownikowi fantastyki (i nie tylko) nie powinna być obca: walka z tyranią, szaleńczym despotą, partyzantka czy wyzwalanie ciemiężonego ludu to nic nowego, nic odkrywczego, ale w tym wypadku nie szkodzi i zapewne nie o to chodziło autorowi. Odnoszę wrażenie, że miało to być ludyczne dzieło – i tu po prostu spełnia oczekiwania: jest napięcie, są sekrety, jest dynamiczna historia, niejednoznaczni bohaterowie, przewidywalne, lecz sensowne zwroty fabuły, czyli wszystko, co sprawia, że czytelnik czuje się w opowieść zaangażowany.

Być może brakuje tu wysublimowanych środków przekazu i trzeciego dna, ale przesłanie choć dobitne i widoczne gołym okiem w niczym nie przeszkadza, a dla niektórych może okazać się wręcz pomocne. Czasami są w „Klausie” momenty, które pozwalają zastanawiać się intensywniej i odczytywać poszczególne fragmenty w bardzo interesujący sposób, lecz nie na nich koncentruje się narracja, one są dodatkiem, produktem ubocznym, acz niezmiernie miłym.

Morrison na kartach „Klausa” stworzył kilka wyróżniających się postaci – protagonistę, kapitana, lorda-tyrana, dziedzica i milady – ale pozostali bohaterowie pełnią wyłącznie funkcję tła, od czasu do czasu wchodzą na scenę, lecz tylko po to, aby szybko z niej zejść, tuż po wykonaniu swego celu. Klaus to jednoznacznie pozytywny bohater, odważny i altruistyczny – bez zaskoczenia. Kapitan to służbista, szlachetny i kierujący się moralnością, ale wciąż uległy tyranowi. Lord to postać początkowo czysto negatywna, z czasem okazuje się, że dąży do celu, wyznaczonego mu przez pewną siłę wyższą, dzięki czemu zyskuje kilka odcieni szarości i jako postać budzi bodaj największą ciekawość. Jego syn z kolei to rozkapryszone dziecko, któremu wiele się wmawiało i obecnie cierpi na quasi-mediewistyczną odmianę hipochondrii (na plus). Matka chłopca to cicha, posępna i piękna kobieta, stojąca w cieniu męża, lecz po trosze na własne życzenie – głównie za sprawą straty, jaką przeżyła (wraz z promykiem nadziei odżywa). Jest jeszcze bohater całkowicie i jednoznacznie negatywny, pojawia się dopiero w finale i staje się odpowiedzią na kilka nurtujących pytań – i przede wszystkim to kolejne sięgnięcie do folkloru, bliskiego Świętemu Mikołajowi, tyle tylko, że jakby… przeciwstawnego. Grant serwuje tu plejadę stereotypów (w tym wypadku to nie minus, sprawdzają się) i archetypów (jw.), w tej materii nie czeka na czytelników wiele zaskoczeń i olśnień – w sumie to wynik konsekwencji autora, i za jego sprawą świat przedstawiony jest wewnętrznie spójny.

Graficznie Dan Mora poradził sobie z „ciężarem” opowieści. Historia rozwija się równie dobrze ikonograficznie, co tekstualnie (scenariuszowo). Nie ma tu miejsca na plastyczną awangardę i niszowe style, Mora korzysta z wypracowanych nowych metod głównego nurtu – jasnych, klarownych i po prostu (pop)ładnych. Współgra to ze światem i konceptem Morrisona. W jednym miejscu pozwala także grafikowi pobawić się trochę odmienną retoryką obrazu, ale wszystko pozostaje w ramach konwencji i ma swe umotywowanie w rozwoju wypadków.

Czego więc po „Klausie” oczekiwać? Tego samego, co po „Draculi: Historii Nieznanej” (reż. Gary Shore), „Wiktorze Frankensteinie” (reż. Paul McGuigan) czy „Maladie” Andrzeja Sapkowskiego, czyli opowiedzenia czegoś z zupełnie innej perspektywy i obalenia klasycznego schematu, wciąż korzystając ze sprawdzonych, ugruntowanych wzorców. Komiks Morrisona to zatem próba stworzenia herosa na miarę XXI wieku z wykorzystaniem bohatera chrześcijańskiego – a także dawnego popkulturowego – panteonu. Dobrze zrealizowana i nie bawiąca się w przesadne ambicje.