Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Komiksy

Deadpool: Dobry, Zły i Brzydki”

Jeśli należycie do osób, które w recenzjach czytają jedynie pierwszy oraz ostatni akapit, od razu napiszę, że „Deadpool: Dobry, Zły i Brzydki” to najlepszy komiks z Deadpoolem, jaki się kiedykolwiek ukazał, a także jeden z lepszych w historii Marvela. No, skoro mamy to już za sobą, pora przejść do nieco bardziej rozbudowanych zachwytów.

„Deadpool: Dobry, Zły i Brzydki” zaczyna się w podobny sposób, co poprzedni tom – od wcześniej nieznanego epizodu z życia Najemnika z Gębą. Daje to scenarzystom kolejną okazję, by wykorzystać umieszczenie akcji w przeszłości (tym razem w latach siedemdziesiątych) i wyśmiania charakterystycznych dla tego okresu trendów. To także jedna z najzabawniejszych historii, jakie zdarzyło mi się czytać w komiksach. Być może jestem strasznym prostakiem, ale Iron Fist szukający ujścia dla nabuzowanych energią członków lub wyśmiewający rasizm Białego Człowieka Deadpool sprawiali, że śmiałem się w głos, co w trakcie czytania zdarza mi się niezwykle rzadko. Jeśli jednak humor prezentowany w poprzednich dwóch tomach do was nie trafiał, ten z „Deadpool: Dobry, Zły i Brzydki” także tego nie zrobi.

Nieznany epizod, w którym Deadpool współpracował z Bohaterami do Wynajęcia, będzie miał, podobnie jak to miało miejsce w poprzednim tomie, znaczący wpływ na dalszą część historii. W znakomity sposób kontrastuje także z dalszą częścią opowieści – podczas gdy pierwsze strony wyciskają z czytelnika łzy śmiechu, te ostatnie również mogą doprowadzić do płaczu, alez przeciwnego spektrum skali uczuć. Odpowiadający za scenariusz panowie Posehn i Duggan zdawali sobie sprawę z tego, że dobry błazen jest tak naprawdę najsmutniejszym człowiekiem na świecie i znakomicie w tę rolę wpisali Wade’a. Wraz z kolejnymi rozdziałami coraz mocniej zagłębiamy się w traumatyczną przeszłości Deadpoola, z każdą stroną lepiej rozumiejąc, że jego ucieczka w szaleństwo była jedyną opcją, która mogła umożliwić mu dalszą egzystencję. W pewnym momencie dochodzi do tego, że nawet słynny Najemnik z Gębą nie jest w stanie powiedzieć słowa.

Szacunek do Deadpoola zyskują nie tylko czytelnicy, ale także otaczający go bohaterowie – Kapitan Ameryka oraz Wolverine. Wszyscy trzej dzielą historię związaną z byciem żołnierzem, obiektem eksperymentów oraz próbą przekształcenia człowieka w broń. Dopiero w „Deadpool: Dobry, Zły i Brzydki” udaje się wymienionej wyżej dwójce dostrzec u Wade’a to, przez co sami przeszli, a nie tylko obrzydliwego, karykaturalnego mordercę. Co ciekawe, tak Kapitan, jak i Logan, pełnią obecnie rolę kompasów moralnych dla Avengers i X-Men – czyżby Deadpool miał się stać kimś podobnym dla popularnych obecnie w Marvelu antybohaterów i zreformowanych złoczyńców? Biorąc pod uwagę jego działania w komiksach z All New All Different, w których to prowadzi grupę najemników składającą się z typów spod ciemnej gwiazdy, a także sponsoruje działania Uncanny Avengers, jest to całkiem prawdopodobne.

Za ilustracje w zeszytach #15-19 odpowiada Declan Shalvey i nie jest to przypadek – mocno karykaturalny styl z poprzednich zeszytów nie do końca pasowałby do tonu opowiadanej historii. Kreska Shalveya jest zdecydowanie bardziej kanciasta, ostrzejsza i dosadniejsza. Wtórują jej kolory, za które odpowiada niezrównana Jordie Bellaire – są brudne, smutne i niezwykle ponure, czyli dokładnie takie, jak opowiedziana w tych zeszytach historia. Od czasu do czasu otrzymujemy też kontrastujące z nimi kadry, pokazujące na przykład sterylne laboratoria.

„Deadpool: Dobry, Zły i Brzydki” to fascynująca opowieść, która zarówno w swej konstrukcji, jak i wymowie, nawiązuje do antycznych tragikomedii. To także kulminacyjny punkt w historii Najemnika z Gębą, który pozwoli w pełni zrozumieć przemianę, jaka się w nim dokonała na przestrzeni ostatnich lat. Zdecydowanie najlepszy komiks z Deadpoolem, jaki można dostać, ukazujący spektrum odczuć, jakie ten bohater potrafi wygenerować w rękach sprawnych scenarzystów. Jedyną wadą tego komiksu jest to, że do tej pory nie powstało jeszcze nic lepszego z Wadem Wilsonem w roli głównej…