Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Komiksy

Jean Van Hamme i Hermann Huppen – Krwawe gody (recenzja)

Jean Van Hamme, autor m.in. cyklu „Thorgal” oraz „Szninkiel”, i Hermann Huppen, znany z „Wież Bois-Maury” czy „Jeremiaha”, połączyli w 2000 roku siły, aby stworzyć nietypową powieść graficzną satyryzującą motywy wesela i wojny. Czarna komedia na polskim rynku po raz pierwszy ukazała się w 2003, ale na jej wznowienie trzeba było czekać przeszło trzynaście lat, żeby w obecnym roku po raz wtóry – za sprawą Wydawnictwa Komiksowego – cieszyć się talentem dwóch mistrzów europejskiego komiksu. Niemniej na „Krwawe gody” warto było czekać, choć nie jest to najobszerniejszy utwór.

Na uboczu pewnej wsi znajduje się „Farma Mańkuta”, średniej wielkości zajazd z, podobno, wyrafinowaną kuchnią. Owo gniazdko, niejakiego Franza Bergera – przy okazji głównego kucharza – zostaje wzięte na celownik przez bogatego rolnika, Jeana Maillarda, który postanawia wyprawić tam wesele młodszego syna. Szef kuchni na przystawkę podaje papryczki faszerowane krewetkami – i to one stają się zarzewiem konfliktu. Są nieświeże, co motywuje rolnika do nakazania właścicielowi, aby przyrządził coś nowego w ramach rekompensaty, ten jednak ani myśli, bo uważa danie za zjadliwe i niezepsute i nie ma najmniejszego zamiaru wykładać z własnej kieszeni za tak drogie danie. Maillard w gniewie zabiera kameralne grono weselników i odchodzi bez płacenia. Berger tymczasem więzi jego żonę i synową, a wypuścić je obiecał jedynie po uiszczeniu zapłaty za całą imprezę. Tak rozpoczyna się mikrowojenka pomiędzy rolnikiem a właścicielem zajazdu – na wyzwiska, pięści, strzelby… i granaty.

Van Hamme z właściwą sobie zmyślnością sprawnie prowadzi intrygę utworu, dostarczając czytelnikowi zarówno mocnych wrażeń, jak i chwil komicznych. Narzekać nie można także na suspens czy linearność scenariusza, choć nie należy się też nastawiać na pełną wysublimowanych zwrotów akcji, zaskakującą na każdym kroku powieść graficzną – w tym aspekcie autorzy doszli do równowagi – lektura sprawia lekką przyjemność, acz w satyryczno-metaforyczny sposób obnaża niektóre punkty wojny oraz wesela. Te drugie wychodzi na pierwszy plan jako sztandarowa część fabuły, pierwsze podszyte jest z kolei poszczególnymi scenami zmagań i starć obu stron w mikroskali.

Świat przedstawiony również jest tu ciekawy, a to za sprawą tego, że właściwie nie wyróżnia się niczym szczególnym, jak na miejsce odbycia się wesela – ot, zwyczajna belgijska okolica zajazdu i sam lokal, które nagle przeistaczają się w pole bitew oraz „stacjonowania wojsk” i utrzymywania się na miejscu. Berger stoi na pierwszy rzut oka na lepszej pozycji – posiada otoczony wysokim murem pensjonat, gdzie powinien obronić się bez problemu, jednak przewaga sił jest po drugiej stronie konfliktu. Rodzina Maillardów otoczyła leśny teren, a nawet znalazła sobie niedaleko wygodne schronienie. Taki sztafaż intryguje, zwłaszcza iż bardzo dobrze wkomponowuje się w opowiadaną historię.

Na pewno Van Hamme poświęcił dużo uwagi kreacjom postaci – widać pieczołowitość przy tworzeniu kwestii dialogowych oraz obrazów charakterologicznych niemal każdej z sylwetek, które wyróżnia nietuzinkowość a rozmaitość cech osobowości oraz zróżnicowanie priorytetów i moralności. Rozwijające się tu postacie dodają światu dodatkowo autentyzmu, a same kreacje nie raz budzą w odbiorcy całą paletę emocji – od radości przez obrzydzenie po złość. Najważniejsze jest to, że autor nie tworzy zbędnych bohaterów tła, tutaj każdy pełni jakąś funkcję i ma co najmniej swoje „pięć minut”.

Warstwa graficzna utrzymuje wysoki poziom, a specyficzny, lekko absurdalno-realistycznie i satyryczny styl Hermanna w pełni oddaje groteskowość i komizm utworu. Plansze zachwycają detalami, balansem kolorów oraz misternym cieniowaniem, także dobór barw odgrywa tu istotną rolę, ponieważ nie tylko nadaje całości odpowiedniego charakteru, ale też dokładnie odtwarza emocje malujące się na twarzach postaci. Proporcje są tu czasem osobliwie realistycznie zarysowane, co jest jednocześnie znakiem firmowym rysownika – patrz „Comanche” – oraz sposobem na przypomnienie stylistyki ambitnych komiksów minionego wieku.

„Krwawe gody” to powieść graficzna obdarzona dwoma obliczami – pierwsze przedstawia nam czarną komedię pełną sprośności, brutalności, absurdu i zrezygnowania, która dostarcza pokaźną dawkę rozrywki i dowcipu; drugie serwuje odbiorcom zastanawiającą historię o niezrozumieniu, braku kompromisu i pokojowej ścieżki, chciwości i chorobliwym ego, na dodatek wzbogaconą głęboką satyrą wojny. Oto zwariowana wizja – lekko mówiąc – nieudanego wesela à la Van Hamme i Hermann dla każdego. Czyżby przed czytelnikami został postawiony komiks natchniony?