Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Komiksy

Jonah Hex: Oblicze pełne gniewu (recenzja)

Jonah Hex nie miał dobrego startu w Polsce. W 2010 roku kiepski film z Joshem Brolinem, Johnem Malkovichem i Michaelem Fassbenderem nadszarpnął reputację tego bezwzględnego łowcy nagród, która znowu ucierpiała w związku z wydaniem trzech tomów „All-Star Western” ukazującego się w ramach The New 52. „Jonah Hex”, wysoko oceniana seria autorstwa Jimmy’ego Palmiottiego i Justina Graya miała odmienić ten stan rzeczy, oferując inne spojrzenie na antybohatera z Dzikiego Zachodu. Zamiast bucowatego detektywa z „All-Star” czytelnicy „Oblicza pełnego gniewu” otrzymują bezkompromisowego człowieka, który wiele już w życiu przeszedł. Wierząc, że nie ma żadnych szans u Boga, Hex postanowił wypracować sobie wygodną pozycję w piekle, posyłając tam jak najwięcej grzeszników.

Życie nie obchodziło się z Jonahem łagodnie. Od najmłodszych lat doświadczał ze strony ludzi jedynie zdrady, przemocy i wyzysku, niezależnie od koloru skóry i wyznania oprawców, przez co przyjęło się o nim mówić, że nie ma przyjaciół, a tylko wiernych towarzyszy, którymi są śmierć i gryzący zapach prochu. Już samo wspomnienie imienia okrutnie oszpeconego łowcy nagród noszącego mundur Konfederacji sieje popłoch wśród wyjętych spod prawa. Wszelkie skojarzenia z Trylogii Dolarowej Sergio Leone są jak najbardziej na miejscu, szczególnie, że miejscami sam Hex przypomina Clinta Eastwooda. Pierwszy tom serii jest wypełniony klimatem spaghetti westernów, co zdecydowanie działa na jego korzyść w porównaniu z serią ukazującą się w ramach New 52. Niestety, największym problemem „Oblicza pełnego gniewu” jest jego forma.

Na pierwszy tom serii składa się sześć krótkich i niekoniecznie ułożonych chronologicznie opowieści, powiązanych jedynie przez osobę Hexa. Brak wiążącej wszystko fabuły można jeszcze jakoś przełknąć, ale już schematyczność potrafi przeszkodzić w czerpaniu przyjemności z lektury. Każda z sześciu historii skonstruowana jest w identyczny sposób: jest problem, pojawia się Jonah, następuje oczekiwana zdrada, a na końcu problem zostaje krwawo rozwiązany. O ile w przypadku pierwszych dwóch opowieści może to jeszcze bawić, to każda kolejna wypada gorzej. W związku z brakiem zaskakujących zwrotów akcji oraz tym, że historie nie są fabularnie powiązane, ciężar zainteresowania czytelnika w pełni spoczywa na postaciach.

Prowadzi to do drugiego z problemów komiksu. Praktycznie wszyscy, poza samym Hexem, są jednowymiarowi. Niezależnie, czy mamy do czynienia ze skorumpowanym szeryfem, zwykłym bandytą, czy oskarżonym o gwałt latynosem, niemal żadna z postaci nie wzbudza u czytelnika śladu emocji. Można to zrzucić na zamierzoną konstrukcję kolejnych opowieści, polegających na utartym schemacie przygód samotnego rewolwerowca, ale ciężko nie odnieść wrażenia, że twórcy zmarnowali spory potencjał na ukazanie bogatej galerii sojuszników i przeciwników Hexa w interesujący sposób. Natomiast nie można niczego zarzucić kreacji samego Jonaha. To twardziel, kierujący się głęboko zakorzenionym kodeksem moralnym oraz poczuciem sprawiedliwości. Jego bezkompromisowość została świetnie nakreślona już w otwierającej tom historii, zostawiając „All-Star Western” daleko w tyle pod względem kreacji antybohatera.

Podczas, gdy za serię „Jonah Hex” odpowiada duet scenarzystów związanych również z komiksem wydanym w ramach New 52, czyli Jimmy Palmiotti i Justin Gray, rysunkami zajął się Luke Ross. Artysta ten, pracujący między innymi przy „Spectacular Spider-Man” i „Astonishing Spider-Man” operuje dość charakterystycznym stylem, przedstawiając Dziki Zachód jako sterylnie czyste miejsce. Widać to szczególnie dobrze w zestawieniu z przedostatnią historią komiksu, rysowaną przez współtwórcę Jonaha Hexa, Tony’ego DeZunigę. Jego praca świetnie pasuje do brudnego, wypełnionego złem świata łowcy nagród i choć jest o wiele bardziej chaotyczna (przez co mniej czytelna), nadaje charakteru chyba najsłabszej opowieści wchodzącej w skład zbioru.

„Jonah Hex: Oblicze pełne gniewu” jest raczej antologią przygód tytułowego antybohatera niż opowieścią podobną do tej w „All-Star Western”. Mimo to, o wiele lepiej buduje charakter tej intrygującej postaci, stawiając ją w niejednoznacznych moralnie sytuacjach. Pomimo wspomnianych powyżej wad, nie mogę się doczekać kolejnej okazji do zagłębienia się w ten pełen przemocy świat Dzikiego Zachodu.