Szalone akcje, dziki, niczym nieskrępowany humor i spora dawka przemocy to główne wyznaczniki historii prezentowanych w opasłym tomiszczu „The Goon” Erica Powella. Licząca już sobie dwadzieścia lat postać tytułowego Zbira przyniosła autorowi aż pięć nagród Eisnera, zapisując jego nazwisko na stałe w gronie komiksów wartych uwagi. Wydanie zbiorcze prezentuje najwcześniejsze przygody dwójki gangsterów w mieście opanowanym przez zombie i innej maści stwory, dając czytelnikowi możliwość zapoznania się z rozwijającym się na przestrzeni lat stylem zarówno rysunku, jak i opowiadania autora.
Zbir to prawa ręka legendarnego i budzącego lęk mafioza Labrazia, zaś jego kumpel Franky to napalony, niepoprawny kobieciarz, ochoczo korzystający z każdej okazji do bójki. Duet w głównej mierze zajmuje się kopaniem tyłków niezbyt rozgarniętych zombie, tworzonych przez Bezimiennego Kapłana chcącego zapanować nad całym miastem. W przeważającej liczbie przypadków, jego wszelkie starania i próby spełzają na niczym, dając Zbirowi sposobność do obicia paru nieumarłych facjat, wliczając w to wampiry, duchy, demony i podmorskie kreatury. Całość jak rasowy kryminał noir dzieje się na arenie jednego, rozdzieranego pomiędzy bossami miasta, w którym to brutalny i bezprecedensowy Zbir broni zwyczajnych obywateli przed morderczymi istotami nie z tego świata, lecz oczywiście na swój własny, oryginalny sposób.
Każdy, kto nigdy wcześniej nie spotkał się z dziełem Erica Powella, a spodziewał się znaleźć wewnątrz poważne treści okraszone tajemnicą i czarną magią, może się albo poważnie zdziwić albo srogo zawieść. Bowiem odnajdzie on w fabule i tajemnice, i magię, a nawet dokopie się do bardziej ważkich problemów skrytych wewnątrz historii, lecz wszystko to podane będzie w skrajnie lekkiej, rozrywkowej formie, nierzadko zaskakującej irracjonalnością i balansującej na granicy dobrego smaku. I choć może nie brzmi to jak zbytnia zachęta, to wyraźnego podkreślenia wymaga tu fakt, iż od początku do końca jest to opowieść prowadzona przez autora całkowicie świadomie, każdy zabieg fabularny czy graficzny jest umieszczony w konkretnym celu i z założenia powinien wywoływać u odbiorcy określone reakcje. Tak więc wstręt, szok czy niedowierzanie nie ma na celu wywołania kontrowersji, ale poprzez kontrowersyjne ujęcie ma coś czytelnikowi uzmysłowić i skłonić go do zastanowienia.
„The Goon” to zdecydowanie opowieść oryginalna, łamiąca schematy i konwencje, szokująca, bawiąca, dająca do myślenia, acz jednocześnie nie jest to komiks skierowany do każdego. Nie mam tu na myśli oczywistego progu wiekowego (który swoją drogą jest ustawiony wysoko), lecz raczej to, że zaprezentowane treści, humor czy zabiegi fabularne dla wielu będą czymś całkowicie niestrawnym. Mocno kreskówkowy styl autora idealnie pasuje do charakteru serii, mistrzowsko odzwierciedlając zastosowany pastisz, parodię i zabawę w opowiadaniu historii, choć jednocześnie nierzadko kontrastuje z przedstawionymi w albumie dopracowanymi, artystycznymi grafikami czy też szczegółowymi szkicami. Autor bardzo wyraźnie i dosadnie bawi się stworzonymi przez siebie postaciami, przełamuje czwartą ścianę, stosuje różne techniki opowiadania obrazem (choćby poprzez fotografię), jak również wykorzystuje motywy doskonale znane i lubiane w sposób przewrotny, zachowując przy tym zaskakującą spójność fabuły.
Zniewieściałe wampiry, niezaspokojony podwodny potwór, pająk – hazardzista z zaległymi alimentami – ogromna zombie-małpa, potępiony szeryf, święty Mikołaj, foka-jasnowidzka, szalony naukowiec… to tylko kilka barwnych postaci przewijających się przez przygody dwójki głównych bohaterów, czasem stanowiąc tylko niezbędny element do popchnięcia fabuły, a innym razem zyskują całkiem nowego, głębszego znaczenia, wywracając do góry nogami dotychczasowy punkt widzenia czytelnika. Eric Powell stworzył dzieło, w którym zdaje się mógłby umieścić dosłownie każdego bohatera kiedykolwiek wymyślonego przez kogokolwiek, i nie byłaby on nie na miejscu. To w główniej mierze dzięki temu, gościnna obecność Hellboya (najsłynniejszego dziecka Mike’a Mignoli) nie jest tu niczym dziwnym, idealnie wpasował się on do świata Zbira, jak gdyby od zawsze w nim egzystował.
Na niemalże pięciuset stronach dostajemy pełną gamę tego, co w „The Goon” najlepsze, czyli czysto humorystyczne wstawki, mnóstwo walki i rozlewu krwi (a także innych płynów ustrojowych), retrospekcje urozmaicające głównych bohaterów, zagadki i ogólnie najróżniejsze fabuły, ale także wspaniałe dodatki w postaci szkiców, dodatkowych i alternatywnych okładek oraz wstępów pisanych przez różnych ludzi, do rozmaitych wcześniejszych wydań. Wszystko to sprawia, że tom pierwszy prezentuje się jako niezwykle dopracowane dzieło, w pełni zaspokajające czytelnicze wymagania, dla jednych będzie to pozycja na jeden wieczór, a dla innych niezbędne może okazać się umiejętne dawkowanie zaprezentowanych treści.
Natalia Stanek