Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Komiksy

Thor: Gromowładna! (recenzja)

Wraz z rozpoczęciem serii Marvel NOW! Dom Pomysłów postanowił wstrząsnąć status quo, ingerując w tytuły przedstawiające przygody jednych z najbardziej rozpoznawalnych superbohaterów. Steve Rogers gwałtownie się zestarzał (jeszcze zanim okazał się być uśpionym agentem Hydry), Logan umarł, a w ciele Spider-Mana rozgościł się Otto Octavius. W ten czy inny sposób herosi usuwali się w cień, realizując nową politykę wydawnictwa, w oryginale brzmiącą „All-New, All-Different”, nierzadko w akompaniamencie głośnego sprzeciwu fanów (w niektórych przypadkach graniczącego z histerią). Jedną z bardziej polaryzujących decyzji okazało się oddanie Mjölnira w kobiece ręce.

Gdy w 2014 roku Marvel ogłosił, że wkrótce nastąpi zmiana na stanowisku boga piorunów, w internetowym światku zawrzało. Oliwy do ognia dolał Wil Moss twierdząc, że już wystarczająco długo napis na potężnym młocie twierdził, że jedynie mężczyzna może być godny mocy Thora. Jak można było się spodziewać, wzajemne obrzucanie się błotem (ponieważ dyskusją tego nazwać nie można) trwało w najlepsze, a premiera zbliżała się nieubłaganie. Choć sam nie byłem do tej zmiany przekonany, sięgnąłem po pierwszy zeszyt serii ze scenariuszem Jasona Aarona i rysunkami Russella Dautermana. Tyle wystarczyło, by wszelkie wątpliwości odeszły w niepamięć.

Niecałe cztery lata po debiucie na rynku anglojęzycznym, „Thor: Gromowładna” trafiła do Polski nakładem wydawnictwa Egmont i choć składające się na ten tom zeszyty już leżą na mojej półce, bez chwili zawahania sięgnąłem po portfel. W skład „Gromowładnej” wchodzi pięć pierwszych części oryginalnej serii, kontynuując wątki z ledwo co zakończonego „Thora Gromowładnego” oraz „Grzechu Pierworodnego”. To właśnie w tym ostatnim Nicholas Fury wyszeptał kilka słów, które uczyniły Odinsona niegodnym. Od tamtego dnia Thor nie oddala się od znajdującego się na Księżycu Mjölnira, co ze zrozumiałych powodów wywołało niemałe poruszenie wśród Asgardczyków. Jakby tego było mało, Odyn decyduje się na powrót z dobrowolnego wygnania i zamierza skończyć z wprowadzoną przez Freyę demokracją. Napięcia w rodzinie rosną, a jakby tego było mało, Ziemię zaatakowały właśnie działające w porozumieniu z Malekithem lodowe olbrzymy. I gdy Odinson wyrusza stawić im czoła, przy młocie materializuje się tajemnicza postać, która bez odrobiny wysiłku unosi broń.

Gdy nowa Thor zadebiutowała na kartach komiksu, jej tożsamość była pilnie strzeżonym sekretem, a usilne próby jej odkrycia stanowiły oś łączącą pierwsze części przygód Gromowładnej. Podczas gdy Odinson i Freja dość szybko zaakceptowali nowy stan (choć były Thor nie od razu), tak Odyn wykształcił obsesję na punkcie kobiety, która jego zdaniem okradła prawowitego następcę tronu. Wszechojciec do tego stopnia zatracił się w szaleństwie, że zaczął bardziej przypominać komiksowego złoczyńcę, niż znanego dotychczas ojca stworzenia i nie ulega wątpliwości, że wcześniej czy później nowemu Thorowi przyjdzie stawić czoła tyranowi. I choć mógłbym się rozpisać na temat tożsamości Gromowładnej (która z pewnością niemal wszystkim jest znana), to się od tego powstrzymam. Dodam jedynie, że towarzyszące jej aura potęgi nie tylko nie zniknie w momencie odkrycia prawdziwego imienia właścicielki Mjölnira, a zostanie spotęgowana. Szczególnie w obliczu zmierzającego do finału czteroletniej historii Gromowładnej

Bez wątpienia, najlepszym elementem „Thora” jest sposób ukazania głównej bohaterki. Wsparty przez odpowiedzialnego za kolory Matthewa Wilsona Russell Dauterman (w piątym zeszycie występujący jako rysownik i kolorysta Jorge Molina) świetnie wywiązują się z zadania ukazania Gromowładnej jako pewnej siebie, emanującej boską mocą istoty. Przyjemne dla oka rysunku dodają akcji płynności, pilnując jednocześnie, by czytelnik za bardzo się nie pogubił przy miejscami pędzącej akcji. „Thor: Gromowładna” graficznie nie odstaje zbytnio od świetnej, składającej się z czterech tomów serii „Thor Gromowładny”, a to spory komplement.

Zdecydowanie polecam sięgnięcie po ten tytuł nie tylko fanom nordyckiego zakątka uniwersum Marvela. To kawał porządnego komiksu, który dowodzi, że nowe wcale nie musi być wrogiem dobrego – fantastyczny run Aarona z Odinsonem jako dzierżącym Mjölnir, przechodzi w równie udaną serię z boginią w roli głównej. To opowieść mieszająca w idealnych proporcjach wiele konceptów z nordyckiej mitologii ze współczesnym komiksem, która nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że Odinson wcale nie zniknął z kart komiksów, przewijając się w obecnie wydawanym u nas „Czas się kończy”, a także będąc ważną postacią w serii z Thorzycą. Nie kryję nadziei, że Egmont wyda całą serię z Gromowładną, ponieważ bez wątpienia jest to jeden z najciekawszych tytułów wydawanych przez Dom Pomysłów od czasu wprowadzenia linii Marvel NOW!.