Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Assassin’s Creed: Heresy – Christie Golden (recenzja)

Wydane do tej pory książki z serii „Assassin’s Creed” przyzwyczaiły fanów do niezbyt wysokiego poziomu. Zazwyczaj okazywały się prostymi czytadłami ograniczającymi się do przeniesienia scenariusza jednej z gier na karty powieści, z rzadka dodając coś od siebie. Odpowiedzialny za nie Oliver Bowden szedł po linii najmniejszego oporu, a co bardziej zdesperowani miłośnicy serii (w tym i ja) sięgali po portfel, nawet pomimo pełnej świadomości tego, co znajdą między okładkami. Christie Golden, dobrze znana w świecie „growych” książek autorka podeszła do tematu z zupełnie nowej strony, oddając w ręce czytelników świeżą historię, która całkiem nieźle wplata się w kanon budowanego przez jedenaście lat świata.

Przedstawione w „Assassin’s Creed: Heresy” wydarzenia obserwujemy oczami Simona Hathaway’a, pracownika Abstergo oraz Mistrza i członka Wewnętrznego Kręgu Zakonu Templariuszy. Mężczyzna podejmuje się niezwykle trudnego zadania – odkrycia sposobu na przebudzenie Miecza Edenu, potężnego artefaktu znanego z „Assassin’s Creed: Unity”. Chcąc osiągnąć ten cel, za pomocą Animusa Simon cofa się do wspomnień swojego przodka, Gabriela Laxarta, przyjaciela i towarzysza Joanny d’Arc, ostatniej znanej użytkowniczki wspomnianego miecza. Problemem nie jest zlokalizowanie broni, nawet pomimo tego, że Joanna posługiwała się trzema różnymi mieczami, ani nawet fakt, że Dziewica Orleańska znalazła się w samym centrum konfliktu templariuszy z asasynami. Problematyczne okazuje się to, że z nowej perspektywy, już nie jako członek Zakonu, a zakochany do szaleństwa w przyjaciółce z dzieciństwa chłopak, Simon dostrzega rzecz, zdawałoby się, oczywistą – świat nie jest czarno-biały, a zarówno templariusze, jak i asasyni nie są idealni. Obydwie strony dopuszczą się najgorszych zbrodni, byle tylko osiągnąć zamierzony cel.

Tradycyjnie dla serii, akcja „Assassin’s Creed; Heresy” biegnie dwutorowo, przeplatając wątki rozgrywające się współcześnie z tymi historycznymi. Jednakże, w przeciwieństwie do filmu z Fassbenderem, Christie Golden znacznie lepiej kontroluje ilość miejsca poświęcanego tak Gabrielowi, jak i Simonowi, konstruując bogatszą bardziej wciągającą opowieść. Nie zmienia to jednak faktu, że przygody przeżywane u boku Joanny d’Arc są znacznie ciekawsze od zjadania posiłku w restauracji, czy prób odkrycia spisku w londyńskiej siedzibie Abstergo. Choć Christie Golden wykonała kawał dobrej roboty z jednej strony sztywno trzymając się historii, a z drugiej obsadzając postaci w rolach asasynów i templariuszy (a przy okazji czyniąc to wiarygodnie), tak szczególne wyrazy uznania należą się jej za kreację postaci Joanny. Dziewica Orleańska w wykonaniu autorki jest niezwykle charyzmatyczną postacią o której chce się czytać. Przyłapałem się na tym, że wyczekiwałem kolejnej sceny z nią, niezależnie czy rozgrywała się w samym sercu bitwy, czy chodziło o zwykłą rozmowę w drodze.

„Assassin’s Creed: Heresy” przeczytałem w trakcie kilkugodzinnej podróży pociągiem i bawiłem się całkiem dobrze. Christie Golden po raz kolejny udowodniła, że dysponuje solidnym warsztatem i świetnie się odnajduje w tworzeniu historii w ramach wykreowanego na potrzeby gier wideo świata. Książkę mogę spokojnie polecić zarówno fanom „Assassin’s Creed”, jak i osobom traktującym growe powieści jako swoiste guilty pleasure. Nie znajdziecie tu wiekopomnego dzieła, zdolnego zrewolucjonizować gatunek, ani nawet powieści o której będziecie długo pamiętać po lekturze. Winę za to ponosi przede wszystkim zakończenie, które zdaje się być napisane pospiesznie, jak i ogólnie osłabia emocje towarzyszące parodii procesu urządzonego Joannie przez jej wrogów. Mimo to, „Heresy” zapewni wam kilka godzin niezobowiązującej i przyjemnej lektury, rozwijającej nieco świat w którym od niepamiętnych czasów trwa konflikt asasynów z templariuszami.