Książę Arthas Menethil to postać otoczona kultem przez miłośników Azeroth. Jego krokami kierowaliśmy w kultowym „Warcraft III”, a w najlepszym dodatku do „World of Warcraft” – „Wrath of the Lich King” – ramię w ramię z milionami śmiałków wyruszaliśmy do mroźnej krainy Northrend, by raz na zawsze położyć kres Pladze. Opowiedziana na przestrzeni dwóch gier (a raczej gry i dwóch dodatków) historia przemiany księcia w Króla nie jest jednak tak jednowymiarowa, jak się można było spodziewać. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych autorek książek growych, Christie Golden stanęła przed nie lada wyzwaniem. Napisać powieść, która z jednej strony będzie wiernie trzymać się fabuły „Warcrafta III” wraz z dodatkiem, a z drugiej oddać sprawiedliwość jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci tego gigantycznego uniwersum. Zadanie, z którego nie do końca się wywiązała.
W listopadzie 2008 roku w ręce graczy trafił „Wrath of the Lich King”, a uwaga wielomilionowej bazy subskrybentów „World of Warcraft” zwróciła się ku mroźnej północy Azeroth. To tam z lodowego trony powstał sam Król Lisz, a fale nieumarłych szykowały się do podboju dwóch kontynentów. Arthas Menethil ponownie stanął w oku cyklonu, mającego zmienić układ sił Przymierza oraz Hordy. Nieco ponad pół roku później, w maju 2009 roku na półki trafiła powieść „Arthas: Przebudzenie Króla Lisza” pióra Christie Golden, mająca stanowiąc świetny sposób na lepsze poznanie tej jakże ważnej dla uniwersum postaci. Nieco inaczej sprawa prezentowała się w Polsce. Na powieść Golden przyszło nam czekać osiem lat. Nakładem wydawnictwa Insignis, w sierpniu 2017 roku Arthas zawitał na polskojęzyczne półki, jako trzecia powieść serii Blizzard Legendy. Niestety, te osiem lat rozwoju Azeroth, a przede wszystkim wydarzenia związane z zakończeniem rajdu Icecrown Citadel, nie pozostały bez wpływu na odbiór powieści Golden.
Największym problemem „Przebudzenia Króla Lisza”, a zarazem bolączką książek growych jako gatunku jest to, że niewiele wnosi do tematu. Zdecydowana większość powieści stanowi wierną kopię wydarzeń znanych z „Warcrafta III” oraz dodatku „The Frozen Throne”. I to do tego stopnia, że wykorzystuje cytaty z przerywników między misjami. Z jednej strony może być to odbierane jako mrugnięcie okiem w kierunku fanów tytułu, ale z drugiej pozostawia uczucie niedosytu. Tym bardziej, że początkowo książka porusza przypadający na czas pierwszej wojny orków i ludzi okres dorastania Arthasa. Czytelnik staje się świadkiem początków znajomości księcia Menethila z ledwo co osieroconym Varianem Vrynnem, jak i kiełkującego uczucia, które miało połączyć nastoletniego dziedzica tronu Lordaeronu z Jainę Proudmoore, jedną z centralnych postaci Azeroth. Ta pierwsza z podzielonej na trzy części opowieści rozbudziła moją nadzieję na rzucenie okiem za kurtynę i lepsze poznanie chłopca, który w przyszłości miał stać się zgubą Stratholme i zasiąść na Lodowym Tronie. Do pewnego stopnia się to udało, choć nie na tyle, bym poczuł się usatysfakcjonowany.
Christie Golden opisuje Arthasa jako księcia idealnego. Jest darzony miłością przez poddanych, a on sam stara się każdemu poświęcić choć odrobinę uwagi, posuwając się do wymykania z zamku, byle spędzić trochę czasu z pochodzącym z gminu przyjacielem. I choć z upływem lat ten stan się nie zmienia, to łatwo można znaleźć pierwsze szczeliny w pozornie doskonałym pancerzu. Rosnący brak pewności siebie, determinacja, by za wszelką cenę ochronić najbliższych… Autorka sprawnie splata zdarzenia i myśli Arthasa, przygotowując grunt pod nieuchronną przemianę. Jednak wszystko to blednie w obliczu jednego wątku, który przydaje Arthasowi więcej człowieczeństwa, niż reszta książki. Nie chcąc posunąć się do spoilerów napiszę jedynie, że Niezwyciężony i związane z nim uczucia są dowodem, że gdy Christie Golden chce, jest w stanie wiele wykrzesać z otrzymanego gotowca. Niestety, dowodzi to też, że przy pisaniu „Przebudzenia Króla Lisza” była zbyt ciasno związana wydarzeniami znanymi z gier, ponieważ w rzadkich momentach gdy akcja zbacza z utartego szlaku, widać przebłyski kreatywności. Choć głównym bohaterem jest Arthas, akcję możemy obserwować z perspektywy Jainy Proudmoore, jak i aktualnego Wodza Hordy, Sylvany Windrunner, dwóch najważniejszych kobiet w życiu księcia i Króla. Jedna darzyła go miłością nawet pomimo rzezi, a druga nienawiścią silniejszą niż śmierć. I tutaj dochodzimy do problemu ważniejszego od fabuły podążającej krok w krok za scenariuszem „Warcrafta III”. „Narodziny Króla Lisza” to książka skierowana przede wszystkim do fanów. Fabuła pędzi na łeb, nie pozostawiając wiele miejsca na wyciszenie. Przez karty przewijają się tak ważne postaci, jak Kael’thas Sunstrider, Illidan Stormrage, Thrall, czy Muradin Bronzebeard, ale większości nie jest poświęconych więcej, niż kilka zdań. Wydarzenia o takim znaczeniu, jak rzeź w Stratholme, spalenie statków na wybrzeżu Northrend, czy bitwa między Arthasem a Illidanem u stóp Zamrożonego Tronu są traktowane po macoszemu, poświęcone w pędzie do zakończenia książki w określonym limicie słów. W efekcie czego otrzymaliśmy książkę rozczarowującą dla fanów oraz zbyt zagmatwaną dla osób nie posiadających wiedzy o Azeroth i zamieszkujących tamten świat postaciach.
Książkę „Arthas: Przebudzenie Króla Lisza” mogę polecić jedynie fanom pragnącym poszerzać wiedzę na temat wydarzeń i postaci ze świata Azeroth (do grona którego sam się zaliczam). Choć powieść Christie Golden pochłania się w jeden wieczór, tak gdybym miał wybierać między ściągnięciem tego tomu z półki a ponownym zaliczeniem „Warcrafta III”, bez zawahania wybrałbym grę. Sądząc jednak po pozostałych pozycjach wydanych w ramach serii Blizzard Legendy, historia Arthasa to jedynie potknięcie w ogólnie trzymającym pewien poziom towarzystwie.