Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Galeony wojny – Jacek Komuda (recenzja)

Jacek Komuda w beletrystyce – i życiu – najczęściej zgłębia Rzeczpospolitą szlachecką, kulturę sarmacką i Kresy Wschodnie, akcentując wartości, obyczajowość oraz faktyczne zachowania w różnych grupach społecznych przedstawianych ziem. Jednak czasem „zasadza” się na nieco inne tematy i czasy, jak marynistyka w Polsce w XVII wieku, czego przykładem „Galeony wojny”, ale na szerokie wody „wypłynął” także pod „Czarną banderą” – i te dwie książki, jak najbardziej, można czytać w całkowitym oderwaniu, lecz zarysowane przez autora realia od razu budzą skojarzenia podczas lektury.

„Czarną banderę” i „Galeony wojny” odróżnia wiele – choćby fakt, że ta pierwsza kręci się przede wszystkim wokół morskich łajdaków z mórz całego świata, podanych w krótszej formie, zaś książka recenzowana skupia się na postaci Arenda Dickmanna i ma powieściowy charakter. Oba woluminy wielokrotnie płyną z nurtem historii, acz nierzadko z niej zbaczają – a Komuda skrupulatnie, choć raczej subtelnie i w aurze tajemniczości wplata w narracje elementy fantastyczne, czerpiące z wzorców biblijnych, mitologicznych czy podaniowych. Zabiegi pisarza sprawiają, że cała otoczka tych nienaturalnych zjawisk magnetyzuje czytelnika silną tajemniczością i niejednoznacznością.

W „Galeonach wojny” najwięcej akcentów zostało rozłożonych na protagonistę, niejako ciągnącego prawie całą fabułę. Arenda Dickmanna odbiorca poznaje w nie do końca szczęśliwych chwilach: początkowo odnoszącego wielkie życiowe sukcesy, wżenionego w możną i bogatą rodzinę, spotyka śmiertelna choroba najbliższej, fortuna topi się w zastraszającym tempie, a świadomość, że nigdy nie znajdzie lekarstwa na przypadłość żony powoli zaciemnia mu umysł. Jest coraz gorzej, ale na horyzoncie pojawia się płomyk nadziei, którego tylko on może zmienić w prawdziwy pożar. Wyrusza w morze, aby zmierzyć się z rzekomo nękającym statki lewiatanem, na szlaku spotyka zaś rzeczy, jakich nigdy by się nie spodziewał.

Jak ktoś czytał inne powieści Komudy wie, jakiego tempa i narracyjnych zmian może się spodziewać – autor płynnie zmienia wartką akcje w spokojnie, leniwie rozwijającą się fabułę, przetykaną zagadkami i dbałym, zasadnym zakreślaniem bohaterów (w tym: rzucaniem na nich raz pozytywnych, raz negatywnych świateł, co sprawia, że często są one – za sprawą przeszłości, obecnego postępowania, interesów – niejednoznaczne). Sama intryga zaś nie płynie linearnie, nie bazuje na jednym, dwóch wątkach, lecz w istocie jest wielopłaszczyznową, skomplikowaną opowieścią, w której każdy marynarz ma swoje miejsce na statku i jego rola jest proporcjonalna do zadań i występu. Niemniej, czyste wyprawy morskie nie zawsze są tak porywające, jak historie z dzikich pól.

Tym, co wypada najlepiej w powieści nie jest jednak fabuła czy bohaterowie, lecz świat przedstawiony. Niezwykle ciekawie jawią się barwnie, metaforycznie opisane ulice złotego Gdańska, kamienice pełne przepychu, arterie i rynek, gdzie kwitnie handel, port, w którym cumują ładowne statki i mocarne okręty z odległych krain – taki piękny obraz Komuda często i wyraźnie konfrontuje z biedą, pełgającą na dnie kanałów i w cienistych, nieużytkowych uliczkach. Pisarz stara się pokazać Gdańsk tamtego okresu jako wielowymiarowy, dlatego nie zabraknie na kartach „Galeonów wojny” także szemranych karczm i przybytków rozpusty, a w domach majętnych mieszczan obnaży się pretensjonalność, megalomanię i nieczułość na to, co dzieje się tuż za progiem.

Językowo powieść również nie zawodzi – podobnie jak wyżej przy mieście – Komuda okrasza opisy wieloma trafnymi, sugestywnymi i silnie oddziałowującymi na wyobraźnię czytelnika metaforami, epitetami i plastycznością, z których powstają piękne literackie pejzaże. Na szczęście adresaci oczekujący mocnych wrażeń oraz skrupulatnie budowanego napięcia się nie zawiodą, bo i gdy trzeba autor potrafi ograniczyć się do prostszych, zdawkowych charakterystyk, co w odpowiednich momentach rentownie zwiększa tempo.

Całościowo „Galeony wojny” prezentują równy poziom i specyficzne dla Komudy wyważenie, pozwalające cieszyć się wartką akcją i w międzyczasie nieco odpocząć, „zwiedzając” ulice XVII-wiecznego Gdańska czy poznając stosunki i różnice pomiędzy marynarzami z rodzimych oraz obrzeżnych krajów. Napisana sprawnie, pełna interesujących postaci, nietuzinkowych wydarzeń bądź zjawisk nie z tego świata przykuwa uwagę czytelnika, dostarcza mu odrobinę wiedzy i pozostaje na dłużej. Niestety, często też okazuje się wymagająca i w niektórych momentach monotonna – przez co nie trafi do wszystkich.