Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Ian Tregillis – Powstanie (recenzja)

Jak się okazuje, coraz częściej można otrzymać wyważoną kontynuację, nie cierpiącą na syndrom „środkowego tomu”, ale mimo tego, że autor bardzo się starał, trochę cech owej książkowej przypadłości dzieło i tak posiada. Na szczęście są one tak mgliste i przyćmione przez pozytywne aspekty, że w trakcie czytania dla czystej przyjemności trudno będzie je wyłuskać.

Ian Tregillis, choć nie wystrzegł się wpadki na naszym rynku w postaci „Mrocznej genezy”, zalicza się do pisarzy fantastyki znacznych, chętnie czytanych i uznanych. Nie ma się zresztą co dziwić, niewiele brakuje mu do Joego Abercrombiego, a z pewnością stoi na równi z Benem Aaronovitch czy Tomem Holdem. W swym cyklu „Wojny alchemiczne” podejmuje się istotnych dla całego obrębu pytań – być może nie odkrywczych, lecz wciąż zastanawiających i zmuszających niejako do refleksji. Alegoryzm tożsamości, indywidualizmu a kolektywizmu, wiara w duszę czy wyższość człowieka bądź niewola to zaledwie garść z tematów, jakie można znaleźć na kartach tejże trylogii, za to mogą one zdradzić, z czym czytelnik będzie miał do czynienia podczas lektury.

Warto zaznaczyć, że autor za szatę intrygi wybrał historię alternatywną – okresie XVII wieku niderlandzki wynalazca stworzył technologię klakierów, które umożliwiły Holandii awans na arenie geopolitycznej. Okazał się on tak znaczny, że Królestwo Niderlandów stanowi trzy stulecia później potęgę imperialną, a jedynie Francja stawia jej – gasnący – opór. Jednak nie jest to wina słabości państwa, lecz tego, że ludzi nie zastępuje się tak szybko jak mechanicznych żołnierzy, niepotrzebujących pożywienia, dogodnych warunków, ni podnoszenia morale. Owi niewolnicy, fachowo zwani klakierami i jeden z nich, na skutek pewnego zbiegu okoliczności zyskuje wolność i zamierza podarować ją także swym braciom.

Mosiężny Tron szykuje jednak nową ofensywę – tym razem zamierza uderzyć swą żelazną pięścią w twierdzę Zachodniej Marsylii w sposób, który raz na zawsze pokaże, co Holandia robi ze stawiającymi jawny opór. W warowni tej musi niestety bronić się kapitan Hugo Longchamp, a jego zadanie nie będzie proste, bowiem przeciw niemu maszeruje wspomniana armia mechanicznych, w załodze zaś ma rzemieślników, kupców i innych mieszczan, również niespecjalnie wierzących w wygraną. Tymczasem w niewoli przebywa Berenice, dawna bohaterka Nowej Francji, szpieg czekająca na karę śmierci, lecz dziwnym trafem ona długo nie nadchodzi, natomiast więzienne warunki są nad wyraz… Mało spartańskie. Ostatnia sprawa tyczy się Jaxa, przez wielu uważanego za nieży… Nieistniejącego, lecz ów klakier, wyzwolony spod jarzma swych panów planuje ocalić swój lud i wzniecić ogień rewolucji. W tym wszystkim ma mu pomóc mityczna królowa z północy. Jednak czy mit okaże się prawdziwy?

Powieści nie można odmówić dwóch rzeczy – wyszukanej realizacji oraz… Schematyczności. „Powstanie” w całej swej okazałości wpisuje się w „literaturę gatunków”, czego dowodami są zintensyfikowanie konkretnych cech, swoista powtarzalność motywów oraz szablon dość często spotykany. Niemniej, nie zabrakło tutaj miejsca na nutkę artyzmu, dzięki czemu akcja nie jest sekwencją zdarzeń skupiającą się na dostarczaniu wyłącznie rozrywki i pobudzaniu emocji u czytelnika. Wspomniane niełatwe tematy stanowią w powieści przeciwwagę dla komponentów typowo popularnych, a dobre wyważenie i rozłożenie ich na całej osi utworu sprawiło, że łączy ona w sobie przyjemne z pożytecznym.

Wielotorowość narracji także wpływa na korzyść książki – adresat otrzymuje parę różnych spojrzeń na sytuacje i więcej argumentów przemawiających za konkretną interpretacją wydarzeń, choć brakuje tutaj często też stanowiska opozycyjnego względem głównych bohaterów, sprzeciwiających się reżimowi Królestwa Niderlandów. Z pewnością jednak zabieg odmiennych perspektyw odświeża lekturę podczas czytania i podsyca ciekawość dalszych rozwiązań oraz losów postaci.

Clokpunkowy sztafaż i alternatywna historia to elementy wyróżniające, ale nie tylko one wypadają w „Powstaniu” intrygująco. Spodziewać się można po powieści zawrotnego tempa akcji, zwrotów fabuły, spektakularnych i emocjonujących zdarzeń podlanych sosem dramatyzmu, lecz niektórzy być może zwrócą także uwagę na intertekstualność przejawiającą się w wielu kategoriach i rozmaitych odwołaniach, począwszy od królowej Mab na poszczególnych komponentach filozofii religii świata przedstawionego bynajmniej nie zakończywszy.

Ian Tregillis pisze prosto, przejrzyście, nie epatując wymyślnymi udziwnieniami i wariacjami lingwistycznymi oraz żadną językowo-literacką grą, poza raczej oczywistymi nawiązaniami podanymi à la Tregillis, czyli w sposób bardzo jawny. Warsztatowo jest zatem dobrze, szczególnie na poziomie kreacyjnym – przemyślane i dopracowane cząstki świata przedstawionego łączą się ze sobą tworząc barwny portret. Jak powiedział Krzysztof Piskorski: „Tregillis (…) odwalił kawał dobrej roboty”.

Czego zapragnąć więc więcej? Literatura przyjemna, użytkowa i refleksyjna, a przy tym miejscami artystyczna, zmuszająca do myślenia i zachęcająca do intertekstualnej zabawy. „Powstanie” stanowi godną kontynuację, wprawdzie nierzadko przewidywalną, ale zaskakującą w wydarzeniach wypełniających tom. Jednak trzeba z nią uważać, bowiem podsyca apetyt na trzecią część – „Wyzwolenie” (u nas jesienią).