Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

John Scalzi – Wojna starego człowieka (recenzja przedpremierowa)

Militarna science fiction – ta naprawdę przyzwoitej marki – ma do zaoferowania kilka świetnych, dobrze napisanych i ciekawych fabularnie tytułów, jak „Wieczna wojna” Joego Haldemana czy „Żołnierze kosmosu” Roberta A. Heinleina. Jednak to zasadniczo już klasyka, a wśród bardziej współczesnych autorów można wymienić choćby polskiego Michała Cholewę z „Gambitem” czy wyróżnionego nagrodą Hugo Johna Scalziego i jego „Wojnę starego człowieka”, czyli powieść, za którą wspomnianą gratyfikację otrzymał.

Mają siedemdziesiąt pięć lat, człowiek czuje się, jakby stał nad grobem – mimo że można jeszcze pożyć trochę, raczej nie ma się nadziei na długą i szczęśliwą trzecią młodość. John Perry jest tego świadom, a kiedy obchodzi tę znakomitą rocznicę urodzin, to robi dwie rzeczy: odwiedza miejsce pochówku swej żony i zapisuje się do wojska – Kolonialnych Sił Obrony – przeprowadzającego sekretne dla żyjących na Ziemi ludzi działania. Jego jedynym przyrzeczeniem jest niemożliwy powrót na trzecią planetę od Słońca, aby przypadkiem nie wyjawić tajemnic galaktycznej orbity. Stety – lub raczej niestety – Johna już z rodzimym globem niemal nic nie łączy.

Scalzi wie co dobre i wie z czego czerpać, aby stworzyć bardzo dobrą książkę. Widać to już w warstwie fabularnej, która aż kipi od archetypów hard science fiction i nieoklepanej space opery. „Gra Endera” czy „Żołnierze kosmosu” to zaledwie dwa tytuły, które powinny podczas lektury „Wojny starego człowieka” przypomnieć się odbiorcy. Wojna, walka, dylematy i konsekwencje to coś, na co i Scalzi stawia, robi to jednak według własnego uznania, dzięki czemu nie dostajemy kopii ubranej w odmienną szatę. Sprawnie prowadzona intryga, dynamiczne tempo akcji i raczenie czytelnika interesującymi zdarzeniami – tego w powieści nie brakuje, a i realizacja nie odbiega od przyjętych współcześnie standardów.

Masa dobrze zrealizowanych pomysłów nie była by tak łatwo przyswajalna, gdyby nie prosty, barwny i plastyczny język, żywe dialogi oraz umiarkowane, acz sugestywne charakterystyki. Styl Scalziego to nie przepełnione wymyślnymi alegoriami opisy, frazy złożone z kwiecistych słów czy strony zapisane mocno skomplikowanymi zabawami lingwistycznymi – to jasna i „gładka” rozrywka na przyzwoitym poziomie, przeplatana wyważonym humorem oraz drobnymi refleksjami protagonisty, która jednak nie powinny zanudzić poszukiwaczy przyjemności z czytania. Tym bardziej, iż na kartach książki bardzo dużo się dzieje i nie brak spektakularnych, trzymających w napięciu zdarzeń.

Niemałą rolę odgrywa tu świat przedstawiony – Ziemia jest zamknięta w kopule niewiedzy, przez co rozumie się, że przeciętni zjadacze chleba nie mają pojęcia o zagrożeniach, jakie czają się na nich w ciemności kosmosu. Tam, w głębokich odmętach galaktyki, kryje się nie jedna, ani nie dwie, lecz kilkaset obcych ras, nastawionych niezbyt przyjaźnie do ludzkiego rodzaju. Niektórzy z nich dysponują bardziej rozwiniętą technologią, więc jest się czego bać. No cóż… jest wszak ogólna niewiedza. To Kolonialne Siły Obrony stoją na straży bezpieczeństwa, a w ich szeregach stacjonują mężni dwudziestolatkowie o zielonej skórze. Jednym z nich staje się John Perry, za sprawą przeniesienia jego umysłu do wyhodowanego ciała. Zresztą, nie tylko on jeden w zmierzchu wieku postanowił przyłączyć się do armii – tak oto Ziemia chroniona jest przez staruszków w młodych, wysportowanych ciałach. Oni jednak nie mają już możliwości powrotu na rodzimą planetę.

Bohaterowie też nie zostali tu potraktowani na „odwal się” – ich portrety psychologiczne zostały dokładnie zarysowane, są wyraziści i mocni, posiadają cechy charakteru i zewnętrzne, które pozwalają wyróżniać konkretne postacie, z kolei niedoskonałości, wady, problemy i dylematy, jakie mają, sprawiają, że wydają się czytelnikowi o wiele bardziej ludzcy. Pozwala to między innymi na wciągnięcie się w narrację perypetii Perry’ego, z którym nie tylko można się w pewien sposób identyfikować, ale też można przejąć się jego losami. Wśród sylwetek pojawiają się przeróżne osobowości, żadną z nich jednakowoż nie dałoby się opisać jako „jednowymiarowa”.

Poszukując dobrej hard science fiction w sztafażu militarnym, powinno się zajrzeć do „Wojny starego człowieka”, która traktuje o tym, że człowiek może dokonać wielkich rzeczy w każdym wieku; obrazującej wręcz nieskończony konflikt obcych ras o dominację i przetrwanie; trzymającej w napięciu od pierwszych do ostatniej strony. John Scalzi nie dostał za tę powieść Hugo przypadkowo, to była praca solidnie wykonana, przemyślana i klarowna, a do tego łatwa i przyjemna w odbiorze.