Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Marta Kisiel – Małe Licho i tajemnica Niebożątka (recenzja premierowa)

Czytelnicy którzy przez lata prosili, błagali i grozili Marcie Kisiel, aby ta pisała więcej, szybciej i mocniej w końcu dostali za swoje. W dwa tysiące osiemnastym ukazuje się bowiem już druga z trzech (!) zaplanowanych na ten rok premier autorki (zwanej także ałtorką), czyli „Małe Licho i Tajemnica Niebożątka” – debiut Marty w kategorii „bajka”.

W „Małym Lichu i Tajemnicy Niebożątka” ponownie przyjdzie nam spotkać znanych i lubianych (nie ty, Turu) bohaterów, którzy towarzyszą czytelnikom od rozpoczętej opowiadaniem „Dożywocie” serii. Tym razem jednak z racji specyfiki książki poszczególni uczestnicy wydarzeń otrzymali role w nieco innym niż dotychczas wymiarze czasowym. Najwięcej uwagi autorka poświęca oczywiście tytułowej dwójce: Niebożątku (które od czasu „Siły Niższej” awansowało na Bożka, a miejscami wręcz Bożydara), a także jego aniołowi stróżowi – Lichu. W dalszej części, ku mej wielkiej radości, ponieważ uwielbiam tego bohatera (i utożsamiam się z nim niebezpiecznie często, w dodatku nie zawsze wtedy, kiedy ten wypada pozytywnie…) na znaczeniu dla opowieści zyska także Konrad. Fabuła nie kręci się jednak wokół samego tajemniczego domostwa i jego lokatorów, jak to miało miejsce we wcześniejszych książkach, a wokół Bożka. Ten dorastający wśród aniołów stróży, utopców, dżinnów i przedwiecznych potworów chłopiec nie miałem do tej pory dużej styczności z zewnętrznym światem. Kiedy więc ukształtowany w zupełnie innych warunkach niż jego rówieśnicy Bożek zostaje wysłany do szkoły, zarówno domownicy, jak i sam chłopiec muszą zmierzyć się z nowymi dla nich perspektywami.

Osobny akapit należy się ilustracjom, które są świetne. Cartoonowy, nieco karykaturalny sposób w jaki Paulina Wyrt rysuje bohaterów znakomicie uzupełnia się z opisami Marty Kisiel – pomiędzy dziełami obu autorek wyraźnie czuć synergię. W dodatku obrazki zawierają mnóstwo szczegółów, które można z przyjemnością odkrywać, i aż szkoda, że grafiki nie są w kolorze. Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o okładce, która jest po prostu… brzydka. „Małe Licho i Tajemnica Niebożątka” to bajka, rzecz domyślnie skierowana do dzieci, tymczasem z frontu uderzają w nas szarobure dachy, takiż sam dom i coś co wygląda jak skrzyżowanie drzew z buchającymi czarnym dymem kominami (może jakaś lokalna, śląska odmiana?). Jedynie tytuł wprowadza odrobinę koloru i nieco przełamuje tę mroczną stylistykę. Szczerze mówiąc, gdybym nie znał poprzednich dzieł autorki, a książkę zobaczył na półce w księgarni, nigdy bym po nią nie sięgnął.

„Małe Licho i Tajemnica Niebożątka”, jak każda dobra bajka, nie jest przeznaczona jedynie dla dzieci. Sama autorka określa je jako „PESEL friendly”, a i moim zdaniem jest jak klocki lego – dla wszystkich w przedziale wiekowym 4-99. W trakcie lektury bawiłem się wręcz zaskakująco dobrze, do tego stopnia, że spośród wszystkich trzech książek Marty Kisiel jakie ukażą się w tym roku („Pierwsze Słowo” już za mną), to właśnie „Małe Licho i Tajemnica Niebożątka” najbardziej przypadło mi do gustu. Jest tu miejsce zarówno na śmiech, jak i na wzruszenie, czasem jest trochę strasznie, nie brakuje dramaturgii, a wszystko to okraszone zostało świetnymi morałami (choć muszę przyznać, że Konrad na morały jest wyjątkowo oporny, bo co książkę trzeba mu przypominać niemal te same). Mam nadzieję, że autorka jeszcze kilka razy zmierzy się z bajką, bo w gatunku tym – przynajmniej z perspektywy czytelnika – czuje się jak utopiec w stawie.