Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Martwy rewir – Jim Butcher (recenzja)

UWAGA: w recenzji mogą się znajdować spoilery z poprzednich części.

„Martwy rewir”, czyli przygód Harry’ego Dresdena księga siódma, traktująca o tym, że demony przeszłości nigdy nie śpią, a wrogowie tylko czekają na swą szanse, ostrząc kły, pazury i kosy. Opowieść detektywistyczna z domieszką pikarejskiego czaru i nuty czarnej komedii, pretendująca – wraz z całym cyklem – do miana jednego z najświetniejszych (wcale popularnym wszak jest) dzieł urban fantasy. I jak to w tego pokroju utworach bywa, protagonista nie może mieć w życiu lekko.

Harry Dresden to najlepszy przykład bohatera z permanentnym pechem. Ostatnio miał na karku nie lada problem, musiał rozwiązać niemal nierozwiązywalną zagadkę zabójstw w studiu filmów porno. Teraz do miasta wraca jego stara znajoma, która pokazuje magowi/detektywowi materiały szkodliwe dla kariery jego serdecznej przyjaciółki i nie raz pomocniczki, komisarz Karrin Murphy. Jednak Mavra – bo o tej urokliwej wampirzycy mowa – nie zależy tak bardzo na zaprzepaszczeniu życia policjantki. Bardziej przejmuje ją pewna księga. Daję więc Harry’emu ultimatum, albo odnajdzie Słowo Kemmlera, albo światło dzienne ujrzą zdjęcia z komisarz do zadań specjalnych w roli głównej. Zadanie być może nie byłoby takie trudne, gdyby woluminu nie próbowali w tym samym czasie zdobyć także nekromanci. A ci wiedzą, jak dobrać się Harry’emu do skóry. Halloween się zbliża, i kto wie, czy na ulicach Chicago nie pojawią się prawdziwe maszkary.

Poprzednia część z syndromem „środkowego tomu” spotęgowała mocne uderzenie siódmej odsłon. Jim Butcher wraca do sprawdzonej gry, ponownie rzuca swojego bodaj ulubionego bohatera w morderczą gonitwę, wir spektakularnych wydarzeń, sporadycznie pozwalając mu odsapnąć. Ale to dzieje się dopiero – mniej więcej – od połowy książki, wcześniej jest trochę spokojnie, a gdy przychodzi co do czego, bohater rusza we wspomniany wcześniej maraton. Nie ma się mu, co dziwić. Czas ucieka, przeciwnicy są coraz bliżej i księgi, i Harry’ego, a pomyślny finał epizodu zaczyna przejmować wizja iście apokaliptyczna w wariancie zombie. Amerykański pisarz prowadzi czytelnika przez ten korytarz wartkiej akcji, ciekawych scen dialogowych, treściwych, acz nie rozwlekłych opisów, aż do wielkiego finału, w którym antagoniści są o krok od wypełnienia misji. Przez wręcz cały czas na protagonistę czekają niebezpieczeństwa – sprawdzony schemat autora, trzymający odbiorców w napięciu, sprawdza się również tym razem, i nie przestaje cieszyć. Trudno też mówić o wielowątkowej fabule, bo w tym tomie Butcher raczej skupia się na losach samego protagonisty, czasem lekko zbacza w kierunku jego przyjaciół, ale wyłączenie, gdy płyną z nurtem głównej historii.

Z bohaterami to różnie w cyklu bywało. Zasadniczo teraz jest nie najgorzej, ale bywało lepiej. Harry gra pierwsze skrzypce, co oczywiście przysparza mu laurów, bo został dobrze zarysowany i jest przekonujący. Thomas, brat detektywa, też nie jest pretensjonalny i wypada nieźle, tym razem nawet przypadła mu rola przybocznego, ponieważ komisarz Murphy musiała się w pewnym celu ulotnić. W jego towarzystwie występuje jeszcze Waldo Butters (również znany z wcześniejszych części), ale on stanowi raczej średnią postać przy tamtej dwójce. Butcher całkiem dobrze radzi sobie też tu z antagonistami, co nie powinno już jego czytelników zadziwiać. Jest Mavra, która taka do końca zła jak w poprzednich odsłonach nie jest. Jest dość ambiwalentny Kaptur, gość planujący i przemyślający każdy następny ruch. Do tego ciekawa kreacja Kumoriego. No i są jeszcze inni, jak Złodziejka Ciał, odgrywająca swą rolę, ale raczej nieskradająca serc czytelników.

Proza Butchera ma to do siebie, że nie powinna nikomu sprawiać problemów. Autor ma lekkie pióro, posługuje się jasnym (acz nie prostym!) językiem, co pozwala mu nakreślić niezwykle bogaty świat, charakterystyczny dla jego twórczości. Niby ciągle odbiorca śledzi poczynania Harry’ego, ale amerykański pisarz zmyślnie otacza wszystkie wydarzenia rozbudowanym sztafażem, składającym się z przeróżnych istot magicznych zamieszkujących Chicago. Mamy Dwory wampirów, mamy środowisko magów, mamy elfy, duchy, wilkołaki i całą plejadę innych stworzeń nadnaturalnych. Wydaje się, że jest tego dużo, jednak książki Butchera – szczególnie te nowsze – są wyważone pod wieloma względami, także tym.

„Krwawe rytuały” ucierpiały na zmianie strukturalnej, zwolnieniu tempa i konwencji. „Martwy rewir” pokazał, że bądź co bądź był to krok w dobrą stronę i wprowadził do cyklu swego rodzaju powiew świeżości. Powieść czyta się przyjemnie, przebrnięcie przez jej karty nie powinno zająć więcej niż cztery wieczory, choć jest to ponad sześćset stron naprawdę przyzwoitej, dobrze napisanej rozrywki. No i sam Butcher znowu błyszczy jeszcze wyższą jakością, podbita poprzeczka czeka na starcie z następnym tomem, bo co nieco pozostało do rozwinięcia i domknięcia. Czas pokaże, czy tendencja wzrostowa nie kończy się na siódmym tomie cyklu.