Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Oczy uroczne – fragment

Chwilę temu miała miejsce premiera książki „Oczy uroczne” Marty Kisiel i nie da się ukryć, że była to jedna z najbardziej wyczekiwanych polskich premier fantastycznych tego roku. Jeżeli wciąż ktoś ma obawy przed prozą autorki (właściwie ałtorki) powinien przekonać się, jakim piórem operuje pisarka. Próbka w zamieszczonym fragmencie.

Oda nie od razu złapała kontekst.

— A dokąd ni… ach, mówisz o świętach? Dzięki, ale nie musisz się kłopotać. Nigdzie nie jadę, nie obchodzę świąt.

— Myślałem, że jesteś wiłą, nie Grinchem.

— A to się wyklucza? Grinch to styl życia, a wiła to stan umysłu. Oraz fryzury. — Na dowód potrząsnęła lokami i przechyliwszy głowę, uśmiechnęła się po swojemu, aż w zewnętrznych kącikach jej zielonych oczu zaroiło się od drobniuteńkich zmarszczek. — Nie obchodzę świąt. Co więcej, w ogóle świąt nie lubię, matka skutecznie mi je obrzydziła.

— Dawała ci skarpetki pod choinkę?

— To też. Ale do zabicia wszelkiej radości ze świąt wystarczył jej opłatek.

— Smarowała go tranem i musztardą?

— Ej, uwielbiałam tran z musztardą! A już na pewno wolałabym to od karpia, którego przyrządzała babcia. Kto normalny je zimną rybę w galarecie, na dodatek z rodzynkami?! — Wzdrygnęła się z obrzydzeniem. — Nie, moja matka oczekiwała ode mnie życzeń. Nie wystarczyło, że dołączyłam do chóralnego „no to najlepszego i obyśmy zdrowi byli”, rzucanego nad stołem. Miało być indywidualnie, z polotem i od serca, żeby cała zebrana rodzina słuchała ze łzami w oczach, jak bardzo Odeńka kocha mamusię. Tyle że ile bym nie myślała nad tymi życzeniami…

— …zawsze było źle.

— A nawet gorzej. „Mogłaś się bardziej postarać dla matki,” mniej więcej od piątego roku życia. Nawet czysty barszcz stawał mi potem w gardle. — Poderwała się, złapała za pusty czajnik i zakołysała nim wymownie, żeby zmienić temat. — Herbaty? Bazyl naprawdę nie żałował żółtego sera. Ani cebuli.

Z wiklinowego koszyka dobiegła przytłumiona kanonada.

— Właśnie słyszę… — Obejrzawszy się na czorta, Roch zgarnął talerz ze stertą świeżych placków i usiadł przy stole. — Czyli świąteczna trauma.

— Na dodatek wzmocniona światopoglądem — rzekła Oda, podsuwając mu śmietanę i cukier, co skwitował prychnięciem. Postawiła zatem napełniony czajnik na kuchni i zajęła miejsce naprzeciwko płanetnika. — Osobiście odrzuca mnie myśl o upersonifikowanej sile wyższej, która wedle własnego widzimisię rozstawia nas jak piony na szachownicy, a my nie dość, że nie mamy żadnego wpływu na to, jaki ruch wykonamy w swojej turze, to jeszcze musimy co roku wyprawiać kinderbal jej pierworodnemu, żeby mu nie było przykro.

— To chyba szło trochę inaczej — zauważył Roch.

Oda wzruszyła ramionami.

— Niuanse.

— Trochę szkoda. Liczyłem, że cię zobaczę w piżamie w renifery. — Przełknął kęs i spojrzał na nią z ukosa. — Choinki też nie uznajesz?

— No nie, tylko nie mów, że ty też kupiłeś mi prezent…

— Nie.

— Nie mówisz?

— Nie kupiłem. — Roch dokończył bez pośpiechu ostatni placek, sprzątnął naczynia i dopiero potem sięgnął po pakunek, z którym przyszedł. — Kinderbal dla pierworodnego to też nie moje klimaty — przyznał, rozplątując sznurkowe węzły. — Ale pewnych rytuałów trzeba dopełnić. Nadciąga czas przesilenia.

— Obawiam się, że nie rozumiem. Jestem dość nowa w tej branży — zauważyła, zresztą niebezpodstawnie.

— Przesilenie zimowe to najdłuższa noc w roku.

— Owszem — przytaknęła w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Wiedziała, że nastąpi, Roch musiał tylko zebrać się w sobie. Wycisnąć odpowiednie słowa.

— Noc to czas śmierci. Zwłaszcza ta noc. Sprzyja złu. I czarom.

— Przepraszam, czemu…?

— Czarom — powtórzył cierpliwie Roch. — Granica między światami się zaciera, zanika. Z zaświatów wyłaniają się dusze przodków. Demony. I zyskują bardzo konkretną moc. Dlatego w kącie musisz postawić to.

Oda najpierw długo wpatrywała się w gruby pęk zbożowych ździebeł, wciąż zwieńczonych pękatymi kłosami i obwiązanych czerwonym sznurkiem.

— Ten snop zboża? To jakaś rytualna ozdoba czy jak?

— Dyduch. Będzie strzegł twojego domu podczas przesilenia. I przez dwanaście następnych dni. To tak zwana dwunastnica.

— Aha. A będzie go strzegł przed…?

— Demonami.

— Aha. Ten wiecheć.

— Tak, Odo. Ten wiecheć. Potem trzeba go będzie spalić.

— Zapewne też rytualnie.

— Oczywiście. A to — wyjął z pakunku dziwną wiązankę okręconą takim samym sznurkiem co dyduch — musi zawisnąć pod sufitem. — I nie czekając na opinię Ody, wszedł na ławę, zrobił pętlę na końcu sznurka i zaczepił go o gwóźdź, który wystawał z belki stropowej.

Wiła przyjrzała się tej wątpliwej ozdobie.

— Rozpoznaję jemiołę i bluszcz, a to trzecie to…?

— Ostrokrzew. W trakcie przesilenia te rośliny sprowadzają prorocze sny. A dwunastnica to również czas wróżb na cały nowy rok. Po jednym dniu za każdy z dwunastu miesięcy — wyjaśnił płanetnik i zeskoczył z ławy. — Natomiast to — rozchylił brezent do końca, odsłaniając stertę drewnianych szczap — spalisz w sam wieczór przesilenia. Ogień zaniesiesz też na cmentarz. Wiesz który.

— A po co?

— Żeby dusze przodków się przy nim ogrzały. I nie zawędrowały zbyt daleko. W przeciwnym razie nie odnajdą drogi powrotnej.

— I ty w to wierzysz? — zapytała Oda, unosząc brew z powątpiewaniem. — W te… rytuały? Wiecheć obronny, prorocze sny od ziółek i…

Z każdym jej słowem brwi płanetnika ściągały się coraz mocniej.

— Rytuały są bardzo ważne — nie dał jej dokończyć. — Bardzo. Zachowują ład.

— Mop jest chyba bardziej przydatny?

Roch splótł ręce na piersi i spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem.

— Odo, ty nie jesteś człowiekiem. Jesteś wiłą. Zrozum wreszcie, że racjonalizm nie zawsze wystarczy. Nie na wszystko. Wiesz, co się czai w tym miejscu. Choćby tu, pod naszymi stopami. Pamiętasz?

Rogaty łeb z przeciętym blizną pyskiem. Żar gorejących oczu. Smród kosmatego, olbrzymiego cielska. Ostre, bezlitosne pazury, drapiące, szukające zachłannie. Szukały jej — i niewiele brakowało, by ją znalazły.

Powoli skinęła głową. Pamiętała. Jak mogłaby zapomnieć?

— Przesilenie zimowe to coś więcej niż kinderbal — rzekł cicho Roch. — Znacznie więcej. Skoro zostajesz w domu, dopełnij rytuałów. Proszę, Odo. Dla własnego bezpieczeństwa.