Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Robert Szmidt – Wieża (recenzja)

Robert J. Szmidt, pisarz często określany mianem „Niszczyciela Światów” – ze względu na literackie upodobanie do nurtu fantastyki postapokaliptycznej – powraca do historii rozpoczętej w „Otchłani”, powieści należącej do uniwersum „Metra 2033”. Szmidt jako drugi polski autor przeniósł się do świata wykreowanego przez rosyjskiego literata Dmitry’a Glukhovsky’ego – tym samym przeobrażając Wrocław w ruinę dotkniętą zagładą nuklearną, podobnie jak reszta Ziemi. Imć Robert upodobał sobie niszczenie – na kartach utworów – najwyraźniej rodzimego miasta szczególnie: wizję zrujnowanej metropolii mogliśmy zobaczyć już w „Szczurach Wrocławia” oraz „Apokalipsie pana Jana” – te dzieła jednak rządziły się w pełni własnymi prawami, „Wieża” z kolei to drugi spacer autora w cudzych butach. A czy spełnia oczekiwania czytelników?

Nauczyciel po podróży do wręcz legendarnej Otchłani i poznaniu jej sekretów, a także mitycznych Czystych, powraca do wrocławskich kanałów. Obecnie pracuje dla zagadkowej frakcji, dzięki której nie musi się martwić o suchy kąt, względne bezpieczeństwo oraz coś do przegryzienia – nie jest to wprawdzie pięciogwiazdkowa opieka, ale o niczym lepszym w owych realiach Nauczyciel nie śmie marzyć. Robota też do lekkich nie należy, zwłaszcza ostatnio, gdy dostał misję umożliwienia grupie ludzi przeprawy do konkretnego miejsca – zadanie nie zalicza się do tych, które można zrobić raz-dwa. Nauczyciel nawet nie zdaje sobie sprawy, że ta misja niejednokrotnie wystawi go na pastwę losu, acz na tym wątku nie kończą się jego perypetie.

Szmidt rozpoczyna „Wieżę” mocnym, dynamicznym uderzeniem – przedstawiany wyścig to coś, co od razu pochłonie odbiorcę żądnego bezpardonowej akcji, przetykanej błyskotliwymi elementami. Powieść jednakowoż po wyrazistym i dość krwawym początku nieco zwalnia, pozwala odświeżyć sobie wizję lokacji oraz podziemi Wrocławia, ale też autor raczy czytelników zupełnie nowymi miejscówkami. Pisarz nie lubi jednak jednostajnego tempa i nie pozwala odbiorcom długo cieszyć się spokojną narracją – w pewnym momencie akcja rusza z kopyta i do samego końca, wyjąwszy kilka fabularnych przestojów, stara się nie zwalniać. Najważniejsze jest to, że wielokrotnie trzyma napięcie, lecz niektóre sceny nie do końca się sprawdzają – na przykład takie, które w założeniu miały być nader brutalne – nie są aż tak przekonujące, aby zagrać na emocjach czytelnika, no chyba że takiego o nader słabych nerwach. Inni po dawkach okrucieństwa serwowanych przez mass and social media powinni być raczej znieczuleni na tego rodzaju obrazy.

Mimo to świat przedstawiony ma klimat, a autor potrafi budować odpowiednią nastrojowość w konkretnych momentach. Mroczny, nieprzyjazny i drapieżny, choć surowy i zasadniczo ubogi świat – ciągle o sobie przypomina i daje znak, że na baczności trzeba mieć się bez przerwy. Moralność w nim upadła, nie ma litości, liczy się przede wszystkim bezwzględny pragmatyzm zestawiony w parze z prawem silniejszego. Gdy już pojawi się w nim łaskawa dusza, to pomoc okazuje się zupełnie niealtruistyczna i wręcz zawsze ma jakieś drugie dno, bądź od razu wystawia swoją cenę. Sztafaż jest w sumie typowy dla rysunków postapokaliptycznych – skażona ziemia, zatrute powietrze, mutanty i ciągnące się bez końca ruiny. Plastyczne opisy Szmidta potrafią oddziaływać na wyobraźnie czytelnika, acz nie są nazbyt oryginalne. Niepowtarzalni są w zamian bohaterowie, choć ich rys psychologiczny poznaliśmy w lwiej części w „Otchłani” – pojawiają się wprawdzie nowe sylwetki, ale i na starych znajomych znalazło się tu miejsce. Autor zadbał dodatkowo o to, aby niektóre postacie się rozwijały, a nie nagle zmieniły się w posągi ze spiżu. Przede wszystkim zaś – wszystkie sylwetki pasują zarówno do fabuły, jak i świata przedstawionego.

„Wieża” to udana kontynuacja „Otchłani”, przedstawiająca wprawdzie nie tak wciągającą i intrygującą fabułę, lecz z pewnością zalicza się do powieści wartych uwagi. To poprawna opowieść, napisana błyskotliwym językiem, pełna okrucieństwa, a jednocześnie pokazująca skomplikowany system wartości oraz stanowiąca wyzwanie dla ludzkiej moralności – zwłaszcza, kiedy po scenach chaosu i samowoli nastają kontrastujące z nimi obrazy sprawiedliwości. Szmidt po raz kolejny podołał zadaniu… choć mogło być nieco ciekawiej, bo natłok akcji i widowiskowych epizodów nie ucieszy wszystkich zainteresowanych lekturą.