Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Strażnicy Galaktyki: Kosmiczni Avengers

Ofensywa Marvela na polski rynek komiksowy trwa! Po „Avengers”, „All-New X-Men” i „New Avengers” przyszła pora na Strażników Galaktyki. Ten pierwotnie wydany w 2013 roku komiks bierze się za nie lada wyzwanie: chce jednocześnie opowiedzieć origin postaci oraz kontynuować wątki z lat poprzednich. Z jakim efektem?

„Strażnicy Galaktyki: Kosmiczni Avengers” to trzy historie w jednym tomie. Z głównej osi fabularnej otrzymujemy zeszyty 1-3 stanowiące zaledwie preludium do opowieści wydanej w ramach Marvel NOW!. Strażnicy w najbardziej rozpoznawalnym (dzięki filmowi) składzie (Star-Lord, Gamora, Szop Rocket, Groot, Drax) wraz z Iron Manem próbują dowiedzieć się dlaczego galaktyczne mocarstwa pod przywództwem Spartaksu (którego królem jest ojciec Petera „Star-Lorda” Quilla – J-Son) podejmują decyzję o izolacji Ziemi, zabraniając ingerowania w jej losy. W praktyce oznacza to pozostawienie planety samej sobie i wystawienie jej na pastwę licznych wrogów.

Ta część komiksu wypełniona jest po brzegi akcją. Dialogi, wybuchy, walka z siłami dokonującymi inwazji na niebieską planetę, a wszystko to w atmosferze narastającego konfliktu ojca i syna. Zeszyty składające się na tę część bez zarzutu spełniają zamierzoną rolę. Moje jedyne zastrzeżenie tyczy się obecności Tony’ego Starka. Sam fakt, że Iron Man opuścił Ziemię może okazać się sporym zaskoczeniem dla osób nieobeznanych z jego solową serią. Nie znajduje się ona w planach wydawniczych Egmontu (i dobrze, ponieważ ta za sprawą Secret Origin of Tony Stark wywołała u mnie reakcję alergiczną), więc większość czytelników co najwyżej podrapie się po głowie ze zdziwieniem. Otóż Stark stwierdził, że Ziemia poradzi sobie bez niego i wyposażony w zbroję zdolną przetrwać w próżni wyruszył na poszukiwanie przygód pośród gwiazd. Brian Bendis wspomina co-nieco o motywach Tony’ego, ale szybko o nim zapomina, podobnie jak czytelnik. Iron Man przewija się przez kolejne kadry, ale równie dobrze mogłoby go nie być. Jego obecność jest marnotrawstwem potencjału związanego z flagową postacią Marvela. Wrażenie, że obecność Starka miała służyć tylko i wyłącznie zwiększeniu sprzedaży jest jak najbardziej na miejscu. Ładnie się prezentuje na okładce, a w zestawie z podtytułem, „Kosmiczni Avengers” z pewnością przyciągnie potencjalnych czytelników.

Prócz wspomnianej wyżej fabuły, dostajemy także zeszyt opatrzony numerem #0.1 pochodzenie Star-Lorda. Otrzymujemy historię z lądującym awaryjnie na Ziemi J-sonem, o zapłodnieniu Meredith Quill oraz odejściu po naprawieniu statku. Tyle, że tutaj zdecydowano się rozwinąć postać młodego Petera Quilla, pokazać, że już w młodym wieku działał według żelaznych zasad oraz to, że jego niechęć do ojca ma uzasadnienie. Moim skromnym zdaniem komiksowi wyszło to na zdrowie.

Ostatnią część stanowi komiks „Guardians of the Galaxy: Tomorrow Avengers #1” i jest on próbą połączenia wydarzeń z przeszłości z nową odsłoną przygód Strażników. Co się działo z Rocketem i Grootem? Jak bardzo Drax narozrabiał i dlaczego Gamora czuje więź ze Star-Lordem? Ten zbiór krótkich opowieści bardziej trafi do gustu osób znających poprzednie przygody zespołu, ale nie znaczy to, że osoby nowe w świecie Strażników nie będą miały z niego pożytku. Historie te są bowiem świetnie narysowane. Każda przez innego rysownika, charakterystyczna i zapadająca w pamięć.

Wielokrotnie wspominałem, że Egmont zna się na wydawaniu komiksów. Tym razem nie jest inaczej, choć mam zastrzeżenie co do tłumaczenia. Absolutnie nie podchodzi mi Szop Rocket. Domyślam się skąd decyzja o połowicznym przełożeniu imienia futrzanej kulki nienawiści, ale uważam, że w tym przypadku tłumacz powinien pójść z przekładem na całość, albo zostawić Rocketa w oryginale. Tylko jak przełożyć imię, by było dobrze? Szop Rakieta brzmi zwyczajnie głupio, więc odpada. Gdy tylko zacząłem się nad tym zastanawiać, nadeszło oświecenie – Odrzutowy Szop!

Komiks, mimo kilku niedociągnięć, czyta się świetnie. Bez wątpienia jest to zasługa Briana Michaela Bendisa, który to, że pisać potrafi udowadniał już chociażby przy takich projektach, jak „Ultimate Comics: Spider Man”, czy „All-New X-Men”. Nie bez wpływu na całość pozostają przyjemne dla oka rysunki Stevena McNivena („Civil War”, „Death of Wolverine”). Ciekawie się składa, że cały wkład tego rysownika w Strażników znajduje się w tym tomie (pracował przy częściach #0.1 i #1-#3). Dodatkowego smaczku dostarczają okładki z oryginalnych zeszytów. Szczególnie do gustu przypadła mi alternatywna okładka „Guardians of the Galaxy #1” autorstwa Milo Manary i chętnie powiesiłbym ją na ścianie.

Akurat, gdy czytałem „Kosmicznych Avengers”, moją uwagę przyciągnęła zapowiedź premiery serialu animowanego „Guardians of the Galaxy”, realizowanego dla stacji Disney XD. Chwila poszukiwań pozwoliła mi trafić na pierwszy odcinek. Nieco ponad dwadzieścia minut później stwierdziłem, że dodam do recenzji kilka zdań opisujących wrażenia z seansu „Road to Knowhere”. Twórcy starali się jak mogli, by przywoływać klimat filmowego pierwowzoru. Posunęli się nawet do wykorzystania „Hooked on a Feeling” w otwierającej odcinek scenie i był to strzał w dziesiątkę. Choć humoru jest tu mniej, widz dostaje to, czego mógł się spodziewać. Wciąż krzepnąca drużyna wyrzutków zostaje wkręcona przez Star-Lorda w odbicie byłego mentora, Yondu. Później jest tylko ciekawiej. Animacja nie przeszkadza osobom przyzwyczajonym do filmowego wizerunku w zanurzeniu się w klimacie Strażników, a aktorzy podkładający głosy dają radę. Mogę tylko przyczepić się do drewnianego Draxa, który w niczym nie przypomina kinowego. Próżno szukać mimowolnego humoru, który sprawił, że postać grana przez Dave’a Bautistę zapadła w pamięć fanów. W serialu praktycznie każde wypowiedziane zdanie dotyczy jednego i tego samego – chęci dokonania zemsty na Thanosie. Oby w kolejnych odcinkach twórcy poprawili ten mankament, ponieważ obecnie Drax stoi w obliczu zagrożenia, z którym nie poradzi sobie jedynie przy użyciu mięśni. Robi się nudny. Jeden udany żart o pierdzeniu sytuacji nie ratuje.

Jeśli ktoś zastanawia się nad sięgnięciem po wydany przez Egmont komiks, niech przestanie i sięga po portfel. Choć nie jest to produkt idealny, świetnie spełnia rolę wprowadzenia do świata Strażników. Jako, że „Guardians of the Galaxy vol 3” jest jednym z tytułów, których nie miałem okazji czytać w oryginale (z obecnie wydawanych przez Egmont nie czytałem jeszcze „Wolverine i X-Men”), sam z niecierpliwością czekam na drugi tom.

kosmiczniavengers