Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Wiktor Noczkin – Lichwiarz (recenzja)

Ukraiński pisarz, znany nad Wisłą przede wszystkim ze stalkerskiego trójksięgu o Ślepym, nie raz już udowodnił, że na sztuce snucia opowieści się zna, a sam dał się poznać jako znamienity gawędziarz, który tym razem zaskakuje czytelników w świecie nie postapokaliptycznym, a mediewistycznym fantasy. Po lekturze można z czystym sercem orzec – autor wciąż trzyma fason, czego nie do końca można powiedzieć o doborze stylu przez tłumacza, który nieco psuje odbiór utworu.

Kulawy nie ma w życiu lekko, lichwiarska praca to ciężka próba dla sumienia, a i nie zawsze da się z tego wyżyć. Dorabia poniekąd dobrowolnie jako sporadyczna pomoc jednego z baronów półświatka Liwdy – potężnej metropolii, świetnej za dnia, zepsutej w nocy. Jednak gdyby spróbował odmówić, lokalny watażka złożyłby mu jeszcze jedną propozycję. Z tych nie do odrzucenia. Ergo… chcąc nie chcąc, czasem użycza swych magicznych umiejętności niecnym sprawunkom i stara się jakoś żyć. Niestety, pewnego razu ów magnat przestępczego podziemia postanawia rozprawić się z konkurentem – i chociaż wszystko miało pójść gładko, parę dzielnic miasta staje się świadkami małej wojny gangów. Zaś pośrodku całego tego tygla skrytobójstw, zamachów i krwawych rozpraw stoi Kulawy, który nijak nie może się z tego wyrwać. Jednak porachunki półświatka stają się błahe, gdy na arenie pojawiają prawdziwi gracze, bo i w zarządzie miasta spiski oraz knowania niedługo mają znaleźć ujście, a kto wie, czy nie zmieni się główny szafarz Liwdy. Na dokładkę pozostaje legendarny książę, który rzekomo przybędzie do metropolii i wywrze przedwieczną zemstę. Lichwiarz ma zatem pełne ręce roboty, niestety… nie przy monetach.

Książka podzielona jest na dwie części: primo, poznajemy współczesne losy Kulawego, secundo, jego przeszłość od kołyski, przez obfite epizody najemnicze, do czasu, gdy przekroczył bramę Lidwy i stał się lichwiarzem. Początkowo taki zabieg – przeplatających się scen teraźniejszych oraz minionych– może nie przypaść do gustu czytelnikowi i sprawia, że trudno się wgryźć w historię, jednak z czasem okazuje się, iż był to przemyślany trik Noczkina. Czytelnik bowiem na wstępiedostaje wyłącznie drobne szczegóły o protagoniście i zaczyna zadawać pytania, które przychodzą dopiero z każdą nową retrospekcją, a dwie linie narracji, pozornie nie mające ze sobą niemal żadnych stycznych, zaczynają coraz mocniej się oplatać, w efekcie czego intryga powieści zyskuje drugie dno. Co powinno zachwycić sympatyków ukraińskiego pisarza – czego nie brakowało w „Czerepie mutanta” oraz „Ślepej plamie” – książka przepełniona jest licznymi anegdotami, dodającymi światu przedstawionemu autentyzmu oraz dostarczającymi o nim i poszczególnych bohaterach informacji. Czasem całkiem interesujących. Wątków nie jest tu tak dużo, jakby się można było spodziewać, a większość ma charakter raczej awanturniczo-przygodowy, choć znajdą się i dwa polityczne. Najważniejszy jest jednak fakt, że wszystkie się ze sobą zazębiają, tworząc spójną, logiczną całość, choć jeden motyw wydaje się nazbyt naiwny i niewystarczalnie przemyślany.

Świat przedstawiony nie prezentuje niemal nic, czego czytelnicy fantasywcześniej by nie znali – to po prostujeden z modeli klasycznego mediewistycznego uniwersum, w którym elfy, gnomy, krasnoludy etc. zostały wyparte przez ludzi, niektóre rasy już wręcz wyginęły, a stojący na szczycie łańcucha pokarmowego człowiek, upojony zwycięstwem i dominacją, zaczyna staczać się w przepaść, co prowadzi do nieuchronnej zagłady. Zresztą, czyni to na własne życzenie, bo chęć bitki oraz zwady, zdobywania i pomnażania majątku w bardziej lub mniej konwencjonalny sposób, tępienia innych od siebie – według wizji autora najwyraźniej leży w ludzkiej naturze. Lidwa, miasto, gdzie rozgrywa się cała akcja pierwszej linii fabularnej, jest tego znakomitym dowodem. Metropolia za dnia jest świadkiem licznych kantów, szmuglu czy innych oszustw, nocą staje się zaś sceną wymuszeń, skrytobójstw, kradzieży i napaści, a ostatnio nawet areną małych wojenek baronów podziemia. Z kolei ludzie rządzący też nie epatują szlachectwem i przykładem, władza niesie za sobą zbyt wiele korzyści, aby zaprzestać pragnieniom jej zdobycia. Noczkin nie sili się, co zresztą wychodzi całości in plus, na przesadną opisowość, dostarczane przez pisarza opisy są malownicze, acz często zwięzłe i dosadne, na pierwszym miejscu jest tu intryga, na drugim bohaterowie, dopiero dalsze plany zajmują pozostałe elementy świata przedstawionego.

Skoro już kreacje postaci zostały wspomniane, wypada powiedzieć o nich coś więcej – protagonista, Kulawy z jednej strony to postać sztampowa w optymistycznej powieści łotrzykowskiej w realiach fantasy: działa według pewnej hierarchii wartości, ma sumienie i często stara się wyjść z każdej sytuacji bez szwanku – zarówno własnego, jak i bliźniego, choć nie zawsze mu się to udaje. Z drugiej strony, jest to sylwetka, która musi przez cały czas skrywać się w cieniu. Dosłownie. Jego aparycja nie należy do tych przyjaznych dla oka, wręcz przeciwnie, dlatego, aby nie odstraszać znajomych i potencjalnych klientów, skrywa swą fizjonomię w cieniu obszernego kaptura. Notabene, ksywka nie przypętała się do niego ze względu na jedno potknięcie, Kulawy każdego dnia musi borykać się z dotkliwymi pamiątkami przeszłości, w ręku dzierżąc iście godną jego statusu społecznego broń – drewnianą lagę. Niemniej, chociaż na początku Noczkin co nieco na jego temat objawia, to i tak jest to jedna z najbardziej tajemniczych osobowości powieści. Sprawa ma się zgoła inaczej, jeżeli chodzi o jego młodego przyjaciela – Erstwina, który od razu jawi się jako nierozgarnięty, targany emocjami gołowąs arystokratycznego pochodzenia, acz właśnie taki wizerunek sprawia, że czytelnik nie wymaga od niego niczego szczególnego, dlatego w finale „Lichwiarza” nagła zmiana charakteru owego bohatera może zaskoczyć. Kolejnymi sylwetkami, obok których nie można przejść obojętnie są baronowie półświatka, dość specyficzni, podobnie, jak ich otoczenie – malownicze, niebezpieczne i magnetyzujące. Nie brak także wielu innych epizodycznych oraz trzecioplanowych postaci, które doskonale wkomponowują się w świat przedstawiony i fabułę, jednak najbardziej zagadkowa spośród nich – główny antagonista – ostatecznie okazuje się największą wadą powieści, niewykorzystującą nawet ułamka potencjału. Na szczęście, ów motyw nie zajmuje wiele miejsca, a towarzyszące mu inne motywy skutecznie zakrywają jego niedopracowanie.

Drugą istotną wadą jest przekład. Podobne zastrzeżenia miałem względem „Łańcucha pokarmowego”, ponieważ tłumacz, Michał Gołkowski, zbytnio popuścił lejce własnego warsztatu, przez co mieszanina styli, wiele wstawek niepasujących do uniwersum fantasy, parę zdań właściwie niemających sensu – sprawiają, że odnoszę wrażenie, iż autor „Ołowianego świtu” na siłę chce przemycać wszędzie swój sposób narracji, gdzie wyszukane słownictwo miesza się w kotle pełnym kolokwializmów i języka potocznego. Oczywiście to prawo tłumacza, że w jego woli jest dobranie odpowiedniego – swoim zdaniem – dla danej książki stylu czy stylów. Niemniej, moim zdaniem wybór dokonany przez Gołkowskiego nie był trafny.

Lichwiarz” to powieść czysto rozrywkowa, która przyjemności dostarcza – ciekawa historia, gawędziarski sposób prowadzenia intrygi, pokaźna dawka humoru, sceny przygodowo-awanturnicze, spiski, przekręty, plastyczni bohaterowie i nie najgorszy sztafaż, a przede wszystkim uniwersum pełne przeróżnych opowieści. Słowem – jest ciekawie, jest przyjemnie, jest warto.