Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Wywiady

Wywiad z Samanthą Shannon

Niedawno zajrzała do Polski, była gościem Pyrkonu, na księgarnianych półkach znaleźć już można trzeci tom jej bestsellerowego cyklu. My przygotowaliśmy dla Was wywiad z Samanthą Shannon o początkach, przypadku oraz twórczych planach (nie tylko związanych z serią „Czas Żniw”). Zapraszamy do lektury!

W wieku piętnastu lat napisałaś swą pierwszą powieść zatytułowaną „Aurora”. Czy możesz powiedzieć, o czym ona jest?

Jest to romans w realiach science fiction. Opowiada o grupie obcych, która przybywa na Ziemię, uciekając przed wrogami oraz o młodej kobiecie zakochującej się w jednym z nich. Opowieść nie była wystarczająco dobra, aby móc ją opublikować, choć niektóre elementy zostały wszyte w „Czas Żniw”. Na przykład Naczelnik tak naprawdę pierwotnie powstał na potrzeby powieści „Aurora”.

Pomiędzy rokiem 2010 a 2013 studiowałaś literaturę w college’u w Oxfordzie. Czy studia wspomogły jakoś twórcze myślenie i planowanie struktur powieściowych? Co motywowało tobą, że wybrałaś akurat ten kierunek? Zapewne spowodowała to miłość do literatury, ale może kryje się w tym coś jeszcze?

Wybrałam ten kierunek, ponieważ chciałam zaznajomić się z podstawową wiedzą z zakresu literatury angielskiej. Wiedziałam, że zdobędę orientację w temacie z tego kursu, bowiem uczelnia posiada długie tradycje, sięgające jeszcze do czasów anglosaskich, w kształceniu w interesujących mnie dziedzinach. Dało mi to możliwość złożenia papierów na krytykę filmową, która bardzo podniosła mój poziom wiedzy o dawnym kinie hollywoodzkim. Jeśli chodzi o studia, nie mogę powiedzieć, żeby szczególnie wspomogły twórcze myślenie, z racji tego, że nie było tam zajęć z kreatywnego pisania. Chociaż same zajęcia zapoznały mnie z kilkoma intrygującymi faktami z historii publikowania, takimi jak Grub Street i „kultura miniatur”. Zresztą właśnie je wykorzystałam przy pracy nad „Zakonem Mimów”. Oczywiście nauka w Oxfordzie zainspirowała mnie do umiejscowienia tam akcji „Czas Żniw”. Pragnęłam stworzyć wizję mglistego, srogiego i klaustrofobicznego miasta, nie zaś portret pełen wspaniałości.

pieśńjutra3Zadebiutowanie na rynku z pewnością niesie za sobą ogromne emocje, zwłaszcza w sytuacji, gdy okazuje się, że dzieło zostanie docenione i znajdzie się na listach bestsellerów. Jak było u Ciebie? Czy wpadłaś w osłupienie na wieść o tym, że „Czas Żniw” mógł konkurować z innymi powieściami w rankingach „Asian Age” czy „New York Timesa”? A może przyjęłaś to chłodno jako potwierdzenie tego, iż książka jest naprawdę warta uwagi?

Sądzę, że początkowy sukces wielu serii opiera się na przypadku. Media zainteresowały się akurat mną ze względu na młody wiek – podpisałam umowę na publikację, mając dwadzieścia lat i wciąż studiując. Nie mam złudzeń, całe fanfary mediów przyczyniły się do trzykrotnego zdobycia list bestsellerów. Jednak autentycznie się podekscytowałam, kiedy „Zakon Mimów” został hitem New York Timesa oraz Sunday Timesa – znaczyło to, że moi czytelnicy naprawdę zainteresowali się serią.

„Pieśń jutra” jest trzecią z siedmiu części cyklu – z tego, co mi wiadomo, od początku wiedziałaś, że seria będzie wydana w tylu tomach. Czy prócz ilości książek wiesz już, jak będzie wyglądać przebieg najważniejszych wydarzeń w tym świecie, aż do wielkiego finału? Za tym kryje się także pytanie, czy z góry rozplanowujesz siatkę narracyjną, czy raczej starasz się „iść na żywioł”, pisząc większość akcji spontanicznie?

Doskonale znam kluczowe elementy serii i wiem, jak domkną się co ważniejsze wątki. Musiałam zaplanować i przemyśleć sobie, ile potrzeba mi miejsca na ich przedstawienie. Wygląda to tak: zdaję sobie sprawę, gdzie Paige musi się znaleźć na końcu każdej z części, choć nie zawsze dokładnie wiem, w jaki sposób tam dotrze. Czasem detale się zmieniają. Finalna wersja „Pieśni jutra” znacząco różni się od pierwotnej, która trafiła w ręce mojego redaktora, ale zakończenie pozostaje niemalże takie samo. Lubię też zostawiać sobie trochę miejsca na ewentualne zmiany.

Myślisz, że uda Ci się zmieścić całą akcję w siedmiu tomach? Czy przewidujesz, że początkowe siedem tomów mogą rozrosnąć się o jeszcze jeden, dwa, a może więcej woluminów? Takie zjawisko nie należy do rzadkich wśród literatów, wspomnę tutaj choćby George’a R.R. Martina i jego „Pieśń Lodu i Ognia”.

Myślę, że uda mi się to zrobić. Chcę utrzymać się w liczbie siedmiu tomów. Chciałabym po zakończeniu serii napisać też prequel rozgrywający się w czasach wiktoriańskich. Naturalnie, swobodnie mogłabym napisać jeszcze kilka książek w tym uniwersum – pokochałam ten świat i bohaterów, ale siedem to dobra liczba, bardzo symboliczna w serii. Mam również nadzieję na napisanie innych opowiadań i miniatur, jak „The Pale Dreamer” i „On the Merits of Unnaturalness”.

Jakby nie patrzeć, jednym z głównym tematów cyklu jest nietolerancja i ksenofobia – czy właśnie o alegorycznym przedstawieniu problematyki tych zjawisk chodziło Ci między innymi podczas pisania „Czasu Żniw”? Być może są to Twe przemyślenia, obserwacje, subtelny komentarz do aktualnych wydarzeń? Czy taki trop jest trafny?

Chciałam, aby moi czytelnicy sami doszli do tego, co staram się zawrzeć w książce. Jeżeli autor tłumaczy swoje koncepcje, może wyniknąć ryzyko, że utwór stanie się zbyt kaznodziejski. Czy komentuję aktualne wydarzenia? Wynika to raczej z tego, że pisząc w poetyce dystopii, często wpada się w pułapkę odzwierciedlania rzeczywistości, mimo że nie jest to celowe. W „Pieśni jutra” zapisałam jedną scenę – jeszcze przed elekcją Donalda Trumpa – która stała się bardziej trafna, gdy prezydent USA skomentował pewien rodzaj tortur.

samantha shannon copy Louise Haywood Schiefe

A czy mogłabyś zdradzić, co zainspirowało Cię akurat do napisania takiej historii?

Wpadłam na pomysł, gdy spacerowałam w pobliżu dzielnicy Seven Dials w Londynie w czasie odbywania praktyk w 2011 roku. Znajdują się tam sklepy z kryształowymi kulami, kartami tarota i punktami wróżbitów. Wówczas zaczęłam się zastanawiać, jak by wyglądał dystopijny Londyn, gdyby mieszkało w nim społeczeństwo jasnowidzów. Połączyłam ten pomysł z drugim, w którym Oxford został opanowany przez nadnaturalne istoty – tak wyłonił się „Czas Żniw”.

Moim celem jest stworzenie dystopii, w której czytelnik odwiedza kilka krajów i miast, opanowanych przez wspomniane wyżej istoty. Uważam, że w tym subgatunku brakuje utworów ujmujących bardziej globalny obraz czegoś takiego.

Wiem, że The Imaginarium Studios zakupiło prawa do sfilmowania powieści, czy wiadomo Ci jak przebiegają prace nad realizacją adaptacji i czy mogłabyś odrobinę uchylić rąbka tajemnicy o niej?

Obawiam się, że nie jestem upoważniona do mówienia czegokolwiek o produkcji. Hollywood lubi zachowywać tajemnice, dopóki sami ich oficjalnie nie ogłoszą. Jednak nagradzany scenarzysta pracuje już nad skryptem.

Jak wyglądają Twoje przygotowania do pisania? Czy masz jakiś standard, aby odpowiednio nastroić się do tworzenia, jakieś przyzwyczajenia przed, po albo w trakcie literackiej pracy?

Lubię słuchać muzyki podczas poprawiania tekstu. Preferuję jednak muzykę bez słów, bowiem słowa odciągają mnie odrobinę od słów, które sama staram się ułożyć. Kawa – oczywiście! – jest kluczowa podczas procesu tworzenia.

Czy masz plany na dalszą karierę w literaturze? Pytam konkretnie o to, czy masz już pomysł na następne powieści niezwiązane ze światem „Czasu Żniw”?

Mam nadzieję, że zawodowo będę do końca życia związana z literaturą. Już podpisałam umowę na następną książkę, „Priory of the Orange Tree”, i na półkach angielskich księgarń powinna znaleźć się w 2018 roku. Książka nie jest w ogóle związana z „Czas Żniw”, akcja rozgrywa się w fikcyjnym świecie i, najprawdopodobniej, nie będzie częścią żadnej serii, choć bardzo chciałabym napisać jej prequel. Opowieść jest opowiedzeniem na nowo legendy o św. Jerzym i smoku z elementami japońskiego folkloru oraz szesnastowiecznych czasów. Jej narracja prowadzona jest z perspektywy trzeciej osoby, choć głównych bohaterów jest aż czworo (dwóch mężczyzn i tyleż kobiet), w dodatku każdy jest w innym wieku. Jestem naprawdę ogromnie nią podekscytowana – nie mogę się doczekać, aż poznają ją czytelnicy.

W tym roku ukazała się trzecia część „Czasu Żniw”, pisałaś ją dwa lata, prace nad nią nie były łatwe – w podziękowaniach można znaleźć o tym informacje – co zatem było (i jest) najtrudniejsze w tworzeniu powieści? Przy jakich momentach potrzeba największego wysiłku?

„Pieśń jutra” było trudnym projektem, ponieważ pierwsza wersja nie okazała się wystarczająco dobra. Chciałam wydać ją jak najszybciej, aby czytelnicy nie musieli długo czekać na kontynuację „Czas Żniw”, więc pisałam utwór szybko, a potem wysłałam do redaktora bez wcześniejszego przejrzenia tekstu i naniesienia własnych poprawek. Oznaczało to, że będzie jeszcze wiele pracy. Wyciągnęłam z tego doświadczenia ciężką, ale cenną lekcję i teraz przykładam więcej uwagi pierwszym szkicom. Mam nadzieję, że teraz książki z serii będą ukazywać się szybciej. Niemniej, zaakceptowałam fakt, że tworzenie wymaga dużych pokładów czasu i wielu starań, aby tekst spełniał wszelkie oczekiwania.

Na koniec: czy na kolejną powieść z cyklu także przyjdzie czekać czytelnikom dwa lata, a może nieco więcej albo nieco mniej? Na niektórych stronach pokroju Goodreads, można znaleźć informację, że czwarty tom „Czasu Żniw” ukaże się w 2018 roku, a ostatni (siódmy) w 2021 roku – czy są to wieści wiarygodne?

Goodreads umieszcza szacowane daty premier – nie ma jeszcze żadnych oficjalnych informacji o czasie wydania. Chciałabym, aby moje książki pojawiały się na rynku rokrocznie. Właśnie na tym ogromnie mi zależy, ale nie zawsze tak to działa. Wierzę, że czwarty tom serii ukaże się jeszcze w 2018 albo na początku 2019 roku. Wszystko podlega temu, kiedy wydawca postanowi opublikować „The Priory of the Orange Tree”. Na razie idę w dobrym kierunku.

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w literackiej pracy.

Ja również.

Rozmawiał Adrian Turzański