Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Przygodowe

Resident Evil: Revelations – recenzja (PC)

Fani serii „Resident Evil” długo musieli czekać na grę, która godnie kontynuowałaby survivalowy klimat pierwszych odsłon cyklu. Kolejne po „Resident Evil 3” częsci stały się jedynie strzelankami, choć ciekawymi, z elementami horroru. Po średniej „RE6” i bardzo słabym „Resident Evil: Operation Racoon City”, przyszedł w końcu czas na coś, co powinno przypomnieć starym wyjadaczom za co pokochali tę serię kilkanaście lat temu. Wreszcie na dużych konsolach oraz na PC zadebiutował „Resident Evil: Revelations”.

Gra ukazała się na początku 2012 roku na kieszonsolce Nintendo 3DS i została bardzo ciepło przyjęta przez recenzentów. Capcom postanowił zaryzykować i przeniósł tę produkcję na duże konsole, co jak się okazuje, udało się znakomicie.

Old school never die

Dawno temu, gdy powstawały gry, które przecierały szlaki survival-horroru („Dino Crisis”, „Parasite Eve”, „Galerians”, „Silent Hill”) to właśnie „Resident Evil” szczególnie zwrócił moją uwagę. Głównymi atutami gry były niebanalna, jak na tamte czasy historia, ładna oprawa oraz klimat (zombie!). To właśnie takie elementy jak statyczna kamera, potrzeba liczenia się z każdym nabojem, zagadki, przeczesywanie klaustrofobicznych korytarzy przekonały mnie do tego tytułu. Po kilkunastu latach, zaliczeniu kolejnych części, mnóstwie strzelania, w dodatku w coopie, właściwie już zapomniałem jak to jest grać w survival-horror. „Revelations” mi o tym przypomniało i to w całkiem niezłym stylu.

Gra wnosi wiele nowych rozwiązań do modelu znanego z pierwszych części, oczywiście w większości na plus. W końcu możemy chodzić i strzelać jednocześnie. Otrzymamy też do dyspozycji gadżet o nazwie Genesis, dzięki któremu zeskanujemy każde pomieszczenie w poszukiwaniu dodatkowych naboi, granatów oraz roślinek leczniczych, które wypadną także z potraktowanych skanerem potworów. Do gry powróciła też skrzynia, w której będzie można pobawić się w ulepszanie broni – w nowszych częściach serii całkowicie pominięte. Skoro mowa o ulepszeniach to podczas rozgrywki znajdziemy różne przedmioty, które w wymierny sposób będą podnosić parametry broni, a to zwiększając obrażenia, zmniejszając czas przeładowania lub dając nam większe szanse na powalenie przeciwnika. Bardzo spodobał mi się tutaj element taktyczny ponieważ broń może posiadać ograniczoną liczbę ulepszeń w związku z czym czasem należy się zastanowić, który power up będzie nam bardziej potrzebny.

Kamera nie jest statyczna, jak w pierwszych częściach „RE”, ale podąża za bohaterem wszędzie tym, gdzie ten się uda. Na plus należy zaliczyć to, że mimo iż jest ruchoma, to nigdy nie sprawiła mi najmniejszego problemu, co przy tego typu rozwiązaniu jest często istotnym mankamentem.

Czy leci z nami nieznany wirus?

Fabuła „Resident Evil: Revelations” nie jest majstersztykiem, nie jest nawet dobra, ale jest wystarczająca, by bez żenady można było odkrywać kolejne jej fragmenty. Wszystko jest do bólu przewidywalne i ci, których podejrzewamy o zdradę faktycznie zdradzą. Głównymi bohaterami tego spin-offu są Chris Redfield oraz Jill Valentine, którym towarzyszą wygadana lalunia oraz grubasek z dziwnym akcentem. Wszyscy pracują dla BSAA, organizacji zajmującej się ściganiem bioterrorystów. Tym razem przyjdzie nam pokrzyżować plany ugrupowania Veltro, które chce zamienić wszystkich w zmutowane potwory (czyli standard serii). Cała fabuła zaczyna się od tego, że Jill wyrusza wraz ze swym kluskowatym partnerem na misję, mającą na celu uratowanie Chrisa, który zaginął na statku widmo Queen Zenobia. Kiedy trafiają na miejsce, okazuje się, że nic nie jest takie jakie być powinno, a ekipa ratunkowa sama zaczyna potrzebować ratunku.

Gra, wzorem  „Alana Wake’a”, podzielona została na rozdziały, które razem tworzą spójną całość i przypominają serial. Każdy z „odcinków” posiada filmowe wprowadzenie oraz zakończenie.

Prócz Queen Zenobii przyjdzie nam jeszcze poruszać się po innych lokacjach, jak choćby opuszczona kopalnia czy zalane miasto. Jednak tylko na okręcie czuć ten klaustrofobiczny klimat starego „Residenta”. Twórcy naprawdę się napracowali, by każdy z poziomów statku wyglądał inaczej, jest nawet strefa do złudzenia przypominająca starą rezydencję z pierwszego „RE”. Dziwne obrazy na ścianach, drewniane wykończenia, piękne żyrandole, wszystko to sprawia, że gra nabiera dawnej miodności, gdyby jeszcze w tym wszystkim były zombie. Niestety przeciwnikami w grze będą tylko zmutowane potwory, które z umarlakami nie mają wiele wspólnego (może jedynie poza dźwiękami, które wydają). Szkoda, że w tym względzie gra odchodzi od pierwowzoru, bo to odbiera jej znaczną część uroku. Mnie osobiście „Resident Evil 6” scenariusz Leona, w którym walczymy z zombie jakoś bardziej podobał się od pozostałych. Martwiaki mają po prostu w sobie pewien urok, którego brak zdeformowanym, zmutowanym kreaturom. Rozumiem pewien postęp, ewolucję itd., ale żeby choć jednego, jedynego, maluśkiego zombiaczka nie było?

resident
Idę tam, gdzie idę, nie idę, gdzie nie idę

Dzięki „Resident Evil: Revelations” na nowo poczułem klimat dawnych odsłon cyklu. Gra nam niczego nie ułatwia, minimapa pokazuje tylko mały wycinek odkrytych lokacji. Często przyjdzie nam się poruszać po miejscówkach, które już wcześniej odwiedziliśmy. Przebiegniemy statek wzdłuż i wszerz, aby odnaleźć ukryte klucze i medaliony, które przydatne są do otwarcia kolejnych drzwi, skrzynek czy sejfów. Na swojej drodze spotkamy maszkary z piekła rodem oraz bossów, będących istnym wrzodem na tyłku i zmuszających nas do częstego wczytywania zapisanej gry. Po drodze przyjdzie nam też zebrać kilka broni, które z kolei będziemy mogli ulepszyć. Niestety amunicji jest dość mało i szybko się kończy, dlatego warto roztropnie nią zarządzać. Czasem rozsądniej jest uniknąć ataku przeciwnika i go ominąć, aniżeli zabijać.

Prawie rewelacja

Niestety od strony graficznej widać, że gra została przystosowana do konsolki o mniejszej mocy obliczeniowej. Na PC grafika nie robi zbyt dużego wrażenia, przeciwnicy są obleczeni wręcz koszmarnie słabymi jakościowo teksturami. Niektóre lokacje, zwłaszcza te poza Queen Zenobią, wyglądają bardzo słabo i bez polotu. Liczba detali jest zauważalnie niższa niż w przypadku dużych braci (choćby „Resident Evil 6”). Oczywiście grafika i tak została podrasowana i dostosowana do wymogów HD, ale mimo tego wciąż może rozczarować.

Kolejnym problemem są uniki, których wykonanie często jest karkołomne, a w grze, w której przeciwników lepiej omijać, niż marnować na nich amunicję to niewyobrażalny błąd, często kończący się naszym zgonem. Choć akurat śmierć nie jest szczególnie uciążliwa dzięki rozsądnemu systemowi zapisu. Problem słabo opracowanych uników wychodzi głownie podczas starć z bossami, którzy są trudni i trzeba poświęcić na nich sporo czasu, a jeśli marnie nam idzie unikanie, to wówczas walka naprawdę może się przeciągnąć.
Kolejny, ale już mniej uciążliwy mankament to doczytywanie lokacji. Czasem gra potrafi się na kilka sekund zatrzymać i doczytywać dane co większych poziomów. Niby to nic wielkiego, ale w tym względzie Capcom mógł się bardziej postarać.

Podsumowanie

Ogólnie mimo kilku niedociągnięć gra powinna się spodobać graczom, którzy na serii „Resident Evil” zjedli zęby i dobrze pamiętają nieprzespane noce z jej pierwszą częścią. Z kolei ci, którym bardziej podobały się ostatnie odsłony – od 4 do 6 – mogą z większą rezerwą podejść do „Revelations”.

Cała rozgrywka zajmie kilka dobrych godzin, a wydłużyć ją może tryb Szturmu, który przypomina stary dobry Mercenary Mode. Sami lub ze znajomymi przechodzimy w nim lokacje znane z trybu kampanii, dzięki czemu zdobywamy doświadczenie oraz walutę, za którą kupimy lepsze przedmioty.

Gra mogłaby być nieco bardziej dopracowana, ale mimo wszystko jest to kawał porządnego survival horroru. Gdyby Capcom poszedł w tę stronę przy tworzeniu kolejnych „RE” to szczerze, nie pogniewałbym się. Gdyby tak jeszcze zwiększyć ilość horroru i survivalu, a ograniczyć strzelanie, to już w ogóle byłaby poezja, zwłaszcza, że całości dopełnia całkiem dobrze dobrana muzyka, która potrafi czasem przyprawić o gęsią skórkę.

{youtube}lDTglF76SDQ{/youtube}

Plusy:
+ klimat
+ powrót do korzeni
+ skaner Genesis
+ poziom trudności, chwilami stanowiący prawdziwe wyzwanie
+ muzyka i udźwiękowienie

Minusy:
– mimo wszystko średnia grafika
– niewygodne uniki